Przez dwa tygodnie szukała go rodzina i znajomi, od tygodnia także policja. A Piotr Wójcik od 4 czerwca leży w radomskim szpitalu. Jest ciężko pobity. O tym, że żyje, rodzice dowiedzieli się z listu od lekarza. – Pojechaliśmy tam. Tak, to nasz syn – stwierdzili z ulgą.
Ostatni miesiąc poświęcił właśnie na jej napisanie. – Chciał zrobić to jak najlepiej, bo miał propozycję studiów doktoranckich. Nie mógł zniknąć bez powodu. Za wiele go tu trzymało. W kółko powtarzaliśmy to policji – opowiada Danuta Wójcik, matka zaginionego.
Rodzina zgłosiła zaginięcie 7 czerwca. Ale mundurowi, którzy tego dnia rozpoczęli poszukiwania, zakładali zupełnie inny scenariusz.
– Policjant, który prowadził sprawę sugerował, że syn jest za granicą, że wdał się w złe towarzystwo, narobił długów i ukrywa się przed wierzycielami – mówi pani Danuta.
Policja przez tydzień nie potrafiła ustalić, co dzieje się z zaginionym. Okazuje się, że w dniu, w którym przyjęła zgłoszenie, Piotr był już w szpitalu w Radomiu.
O tym, że syn żyje, państwo Wójcikowie dowiedzieli się z listu, który wysłał do nich jeden z lekarzy. List dotarł do Lublina przedwczoraj.
– Była tam informacja, że na oddziale leży ktoś, kto uparcie podaje się za naszego syna. Proszono nas o przyjazd – opowiada Henryk Wójcik, ojciec 25-latka. – Właśnie wróciliśmy z Radomia. Tak, to nasz syn – mówi z wielką ulgą.
Gdy wczoraj o godz. 13 dzwoniliśmy na policję, student był ciągle poszukiwany.
– Piotr Wójcik figuruje oficjalnie w naszym rejestrze zaginionych – usłyszeliśmy od Renaty Laszczki-Rusek z lubelskiej policji. Godzinę później mundurowi wiedzieli nieco więcej. – Mężczyzna się znalazł. Leży w szpitalu w Radomiu. Został pobity – potwierdziła Anna Smarzak z zespołu prasowego policji w Lublinie.
Rodzina jest oburzona. – Ostatnie dwa tygodnie były dla nas koszmarem, a wszystko przez policję, która nie potrafiła ustalić, że pobity chłopak to nasz syn. Chociaż podawał swoje dane policjantom – mówi pani Danuta.
Radomscy policjanci, którzy rozmawiali z nim w szpitalu nie brali pod uwagę, że ktoś może go poszukiwać – wyjaśnia Smarzak.
– Musimy bliżej przyjrzeć się sprawie. Proszę dzwonić w poniedziałek – powiedział nam January Majewski, rzecznik prasowy radomskiej policji.
Rodzina nie przyjmuje tłumaczeń. – Piotr trafił do szpitala pobity, nie wiedział, co się z nim działo. Nazwisko i adres przypomniał sobie dopiero po kilku dniach, a więc w momencie, gdy był już na liście poszukiwanych. Policja powinna się tym zainteresować – uważa pani Danuta. I dodaje, że nie zostawi tak sprawy: Zamierzamy poskarżyć się komendantowi głównemu na nieudolne prowadzenie poszukiwań przez jego podwładnych – kończy.
Nadal nie wiadomo, co dokładnie działo się z Piotrem Wójcikiem, zanim trafił do szpitala. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi radomska policja. Rodzina, ze względu na jego słaby stan zdrowia prosi, by się z nim na razie nie kontaktować.