Budowali go sami mieszkańcy. W planach była tu najpierw duża stacja kolejowa, ale protesty lublinian wstrzymały prace. Kiedy zapadła decyzja o budowie zalewu w Zemborzycach, to też były protesty: tym razem rolników, których pola i łąki miały znaleźć się pod wodą
Uroczyste otwarcie Zalewu Zemborzyckiego odbyło się 16 lipca 1974 r. Do Lublina przyjechał sam ówczesny I sekretarz PZPR Edward Gierek, który najpierw był na otwarciu trasy WZ (odcinek od al. Warszawskiej do ul. Lubartowskiej), a potem pojechał do Zemborzyc. Towarzyszył mu m.in. premier Piotr Jaroszewicz. Na pamiątkę tej uroczystości powstał monument, który stanął w pobliżu obecnego posterunku wodnego policji.
Zalew zamiast dworca
Obiekt powstał m.in. dzięki społecznej pracy mieszkańców Lublina. Wiele zakładów pracy zwoziło w to miejsce swoich pracowników, którzy przygotowywali teren pod przyszły zbiornik. Czyny partyjne odbywały się po pracy, często w niedziele. Przy budowie pomagali także uczniowie lubelskich szkół. W sumie prace społeczne wykonywało ok. 40 tys. osób. Jacek Mirosław, fotoreporter lubelskich mediów wielokrotnie fotografował postępy prac.
Zalew Zemborzycki być może nigdy by nie powstał, gdyby nie upór jednego z naukowców UMCS, magistra Kazimierza Bryńskiego. Ten geograf i biolog z wykształcenia (studiował jeszcze przed wojną we Lwowie) zaprojektował w latach 50. „Wielki Park Wodno-Leśny Wrotkowsko-Zemborzycki z Jeziorem w Zemborzycach”. W swoich planach przewidział w tym miejscu między innymi parking na 500 samochodów, muszlę koncertową, zadaszony tor wioślarski, a nawet miejsce dancingowe dla stu par. Dopiął swego, ale po drodze w realizacji swoich planów musiał zmierzyć się z dwoma głównymi przeciwnikami: byli to zemborzyccy rolnicy, którzy nie chcieli się pogodzić z utratą swoich pól i łąk oraz - pod koniec 1958 roku - z dyrekcją kolei, która zdradziła swoje plany inwestycyjne. W tym miejscu planowała wybudować dużo dworzec towarowy. Tory miały przebiegać wzdłuż Bystrzycy, a sam dworzec miał stanąć w pobliżu dzisiejszej tamy.
300 hektarów
Zwyciężyła koncepcja budowy zalewu, do czego w dużej mierze przyczyniły się również ówczesna media forsujące tę inwestycję. Lublin nie zapomniał o „upartym” geografie i dziś ulica jego imienia łączy ul. Janowską z Żeglarską.
Zemborzyce były idealną lokalizacją dla zalewu. Już przed wojną do Zemborzyc przyjeżdżało wielu letników, którzy zażywali kąpieli w Bystrzycy: najpopularniejsze miejsce znajdowało się w pobliżu młyna, gdzie istniała plaża. Najwięcej osób przyjeżdżało tu w weekendy, ale byli i tacy którzy wynajmowali pokoje na całe lato.
W 1961 roku powstała pierwsza część dokumentacji budowy zalewu. Druga: w 1963. Do budowy przystąpiono jednak dopiero w 1973. Rok później, w marcu 1974, rozpoczęło się napełnianie zbiornika. Pod czterech dniach spiętrzania, pod wodą znalazło się już 60 hektarów, a poziom wody w Bystrzycy podniósł się do wysokości 2,2 m. Napełnianie trwało do lata, kiedy to 4 mln m sześc. wody wypełniło prawie 300 ha zbiornika.
W marcu 1974 roku media pisały już o przygotowaniach do otwarcia drugiej wypożyczalni (pierwsza miała być w Dąbrowie) sprzętu pływającego. Miała się mieścić w dawnych budynkach majątku dworskiego. Przygotowano tam miejsce dla 150 kajaków, 30 łodzi wiosłowych „Wanda” i 6 żaglówek „Omega”.
Miasto zamówiło także m.in. 50 rowerów wodnych i 60 pontonów gumowych. W szczecińskiej stoczni zamówiono również dwie duże, dwumasztowe łodzie żaglowe DZ. W 1974 roku Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji miał mieć do dyspozycji aż 416 jednostek pływających.
„Lubelskie morze” okazało się strzałem w dziesiątkę. Od samego początku zalew cieszył się ogromną popularnością. W sezonie letnim odbywały się liczne imprezy, a autobusy komunikacji miejskiej pękały w szwach.
- W latach 70. czy 80. dojazd nad Firlej czy jez. Białe to była wyprawa - wspomina Adam Bieniek, 87-letni dziś mieszkaniec Lublina.- Mało kto miał wtedy samochód, a zad zalew można było w miarę szybko dojechać z kocykiem pod pachą i koszykiem z kanapkami. Pamiętam, że były wtedy też mało kiosków jedzeniem i trzeba było stać w długiej kolejce, ale nigdzie tak nie smakowała smażona rybka jak nad zalewem. Dzisiaj mam tu działkę rekreacyjną i często robią spacerek nad wodę. Wie pan, ja tu też pracowałem i spędziłem wiele dni z łopatą, dlatego to miejsce jest mi tak bliskie.