Władze przyszłego lotniska i ekolodzy nie mają wątpliwości - tor motocrossowy powstał na terenie objętym programem Natura 2000.
Spór dotyczy kupionego przez Lublin gruntu w Świdniku. Ratusz, jako udziałowiec spółki Port Lotniczy Lublin planuje tam budowę lotniska. Latem tego roku miasto zleciło uporządkowanie zaśmieconej i zachwaszczonej parceli i urządzenie tam trawnika. - Zajęliśmy się tym miejscem, jak każdym innym - tłumaczył nam Tomasz Radzikowski, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej UM.
Zlecenie dostała firma Tomtech, należąca do zawodnika Klubu Motorowego Cross (szefem klubu jest miejski radny z PO). Tymczasem firma urządziła tam... tor motocrossowy. A zawodnicy KM Cross bez zgody Ratusza zorganizowali zawody. Tomtech zapłaty nie dostał.
Gdy afera wyszła na jaw, klub poprosił miasto o wydzierżawienie działki.
- Ale sprawa jest zawieszona - mówi Andrzej Wojewódzki, dyrektor Wydziału Gospodarowania Mieniem. - Czekamy na opinię wojewody, czy teren jest objęty programem Natura 2000.
- Postępowanie ma się zakończyć w ciągu tygodnia - odpowiada Rafał Przech z gabinetu wojewody. Badane są dwa wątki. - Prezydent miasta pytał nas, jak można wykorzystać ten teren, a Ministerstwo Środowiska o wpływ miejsca wyścigów na kolonię susła.
Ale przyszli gospodarze lotniska są pewni. - Tor znajduje się na obszarze Natury 2000 - mówi Piotr Jankowski ze spółki Port Lotniczy Lublin. Tak samo uważają ekolodzy: - Tor wkracza na teren Natury 2000, ale to miejsce nie było przez susły zamieszkałe, bo się dla nich nie nadawało - mówi Krzysztof Gorczyca, szef Towarzystwa dla Natury i Człowieka. - Wyrównanie ziemi to wręcz zaproszenie dla susłów, które będą się tam osiedlać. I w interesie miasta jest teraz takie urządzenie terenu, by chronione zwierzęta tam nie wchodziły.
Potwierdza to Ratusz. - Susły nie lubią terenów porośniętych wysoką roślinnością, a czują się dobrze na równych trawnikach - stwierdza Wojewódzki. A właśnie taki trawnik zamówiło w Tomtechu miasto.
- Na pewno to, co to tam powstało nie mogło zaistnieć bez uzgodnień z wojewódzkim konserwatorem przyrody - mówi Gorczyca. - Nic nie uzgadnialiśmy, bo było to tylko porządkowanie terenu - odpowiada Radzikowski.
Sprawę bada prokuratura. - Jeśli okaże się, że doszło do istotnego uszczerbku w przyrodzie, będziemy szukać winnych wśród osób, które wykonywały te prace lub tych, które podejmowały decyzje o ich przeprowadzeniu - mówi Beata Witaszka-Bereza, szefowa Prokuratury Rejonowej w Świdniku.
Rys. Tomasz Wilczkiewicz