Sprawa Mariusza Deckerta, prezesa Radia Lublin do ponownego rozpatrzenia - tak zdecydował dziś Sąd Okręgowy w Lublinie.
Sąd Rejonowy skazał Deckerta w lipcu m.in. na dwa lata więzienia w zawieszeniu za złożenie korupcyjnej propozycji. Głównym świadkiem w sprawie był prawicowy działacz Arkadiusz Robaczewski. W czerwcu 2004 roku Deckert - wówczas dyrektor kancelarii prezydenta Lublina Andrzeja Pruszkowskiego - miał zaproponować Robaczewskiemu 100 tys. zł łapówki. W zamian Robaczewski miał nakłonić radnego LPR Mieczysława Rybę, by nie sprzeciwiał się zmianom w planie zagospodarowania miasta. Te zmiany były potrzebne, aby kielecka firma Echo Investment wybudowała w Lublinie hipermarket.
Deckert odwołał się od wyroku.
Dziś Sąd Okręgowy dopatrzył się istotnych potknięć sądu pierwszej instancji:
Stwierdził, że Sąd Rejonowy nie ujawnił bardzo ważnego dowodu. Chodzi o ugodę, jaką obaj panowie zawarli. Doszło do niej po tym, jak Deckert doniósł do prokuratury na Robaczewskiego, że ten go zniesławił.
- Robaczewski wtedy stwierdził: dziś byłbym skłonny przypuszczać, że to nie była poważna propozycja korupcyjna tylko żart Deckerta. Sąd Rejonowy nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, dlaczego Robaczewski w miarę upływu czasu zeznawał, że być może cała rozmowa była żartem lub intelektualną prowokacją. Sąd nie ocenił tych zeznań, tylko je zrelacjonował - stwierdził sędzia Piotr Morelowski w ustnym uzasadnieniu postanowienia.
- Bardzo się cieszę, choć już trochę jestem zmęczony. Nadal podkreślam, że żadnej propozycji korupcyjnej nie było. Jak nie możemy żartować, to zaczynamy wariować - komentował decyzje sądu Mariusz Deckert.
Kolejny wyrok powinien zapaść dość szybko, bo sąd zalecił tylko ponowne przesłuchanie Robaczewskiego i wysłuchanie wyjaśnień Deckerta.
PO chce zmienić przepisy tak, żeby to dziennikarze, środowiska twórcze i uczelnie, a nie jak teraz politycy, wybierały szefów publicznych: telewizji i radia. Nowe rady nadzorcze i zarządy publicznych spółek medialnych mają być gotowe do wakacji.