Prokuratura oskarżyła niedobitki gangu Andrzeja Z., czołowej postaci lubelskiego półświatka.
To już jeden z ostatnich aktów oskarżenia, który dotyczy gangsterów związanych z Andrzejem Z. Wcześniej lubelskie prokuratury skierowały do sądu kilkanaście spraw opisujących, jak przez lata bezkarnie wymuszali haracze, wyłudzali pieniądze, handlowali narkotykami. Tym razem wśród siedmiu oskarżonych nie ma szefa. Najbardziej znacząca postać to Andrzej O. Gangster ukrywał się w Niemczech. Wpadł w ubiegłym roku.
- Specjalizował się w oszustwach - mówi prokurator z lubelskiego oddziału do zwalczania przestępczości prokuratury krajowej.
Popisowym numerem Andrzeja O. i jego pomocników była fikcyjna sprzedaż mieszkania przy ul. Zachodniej w Lublinie. Współpracująca z oszustami Renata G., właścicielka mieszkania, podpisała z nimi umowę najmu. Potem miała wszystko zrzucić na nieuczciwych najemców.
Oszuści wpisali jej nazwisko do sfałszowanego dowodu osobistego. Potem kobieta wyprowadziła się z mieszkania, które miało być pokazywane kupcom. Zgłosiło się małżeństwo z Lublina, u notariusza nabywcy zapłacili pierwszą ratę - 34 tys. zł. Pieniądze trafiły do oszustów podających się za właścicieli mieszkania.
Miesiąc później do prawnika przyszła Renata G. Powiedziała, że jest rzeczywistą właścicielką mieszkania, którego nikomu nie sprzedawała. Akt notarialny był więc nieważny, a małżeństwo straciło swe pieniądze.
Oprócz tego, prokuratura oskarżyła gangsterów o wyłudzenia odszkodowań za fikcyjne stłuczki, włamania, porwanie przestępcy uważanego za informatora policji.
Gang został rozbity m.in. dzięki zeznaniom świadka koronnego, skruszonego członka przestępczej grupy. - Byliśmy silni, jak ktoś chciał zrobić krzywdę, któremuś z nas to musiał się liczyć z odwetem całej grupy - opowiadał na przesłuchaniu.
Niektóre z ich pomysłów były potem naśladowane przez innych przestępców. - Członkowie grupy jeździli na Podkarpacie instruować, jak skutecznie oszukiwać - mówi śledczy.