Analiza czarnych skrzynek śmigłowców, które w styczniu rozbiły się w Korei i w Tatrach wykazała, że przyczyną obu wypadków były błędy pilotów –powiedział wczoraj Mieczysław Majewski, prezes PZL Świdnik. – Za wcześnie na wskazywanie winnych – przestrzegają ratownicy z Zakopanego.
Do pierwszego tragicznego wypadku doszło 18 stycznia nad jeziorem w pobliżu miasta Daegu w Korei Południowej. W momencie wypadku śmigłowiec wykonywał manewr zniżania się nad taflą wody. Śmigłowiec runął do wody. Przed zatonięciem cała załoga opuściła maszynę, ale nie wszyscy zdołali dopłynąć do odległej o 80 m od miejsca wypadku wyspy. Pilot ze Świdnika zginął, próbując ratować koreańskiego kolegę.
Najprawdopodobniej przyczyną tego wypadku była niewłaściwa ocena odległości przez pilotów. Prezes PZL przypuszcza, że piloci mieli zbyt małe doświadczenie w lataniu nisko nad wodą.
W wypadku śmigłowca TOPR w Tatrach nikomu nic się nie stało. Podczas awaryjnego lądowania zgasły kolejno oba silniki. Zdaniem Majewskiego, powodem zdarzenia było niewłączenie przez pilota instalacji przeciwoblodzeniowej wlotu powietrza do silnika.
Reakcja TOPR była natychmiastowa. – Jest za wcześnie, by orzekać o przyczynie katastrofy śmigłowca Sokół w Tatrach. Trzeba zaczekać na wyniki badań prowadzonych przez Główną Komisję Badania Wypadków Lotniczych – powiedział przedstawiciel Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Zastępca naczelnika TOPR dodał, że za sterami maszyny siedział tego dnia doskonały pilot. – Wykazał się największym kunsztem. Do PZL Świdnik mamy natomiast pytanie, jak to jest, że po remoncie kapitalnym Sokół co najmniej trzykrotnie ulegał awariom, na co mamy dokumenty.
Wyniki zapisów z czarnych skrzynek były odczytywane przez komisje badania wypadków lotniczych – w pierwszym przypadku koreańską, w drugim warszawską. Ich pracę wspomagali specjaliści ze Świdnika. •