25 lat temu urodziło się pierwsze na świecie dziecko z próbówki. Dziś na Lubelszczyźnie żyje około czterdziestu maluchów poczętych tą metodą
W piątek minęło ćwierć wieku od czasu urodzin pierwszego na świecie dziecka z próbówki - Brytyjki Louise Brown. Dziś ta metoda, przez jedynych potępiona, dla drugich jest jedyną szansą na posiadanie własnego dziecka.
Lubelskie "dzieci z probówki” do niedawna rozpoczynały życie w klinikach znajdujących się poza naszym regionem. Od kilku lat zajmuje się tym lubelskie Centrum Leczenia Niepłodności Ab Ovo. Tu swoje życie zaczął m.in. 8-miesięczny dziś chłopiec. Jego rodzice mieszkają w Lublinie w dzielnicy domków jednorodzinnych. Nie chcą ujawnić nazwiska, ani tym bardziej wizerunku. - Na-
wet nie wszyscy z rodziny wiedzą - mówi pani Katarzyna. - Nie mam nic do ukrycia, ale reakcje ludzi mogą być różne.
O dziecko starali się przez kilkanaście lat. Bez skutku. - Pewnego dnia mąż przeczytał w gazecie artykuł o zapłodnieniu metodą in vitro - wspomina pani Kasia. - Tak trafiliśmy do centrum Ab Ovo.
- W tej chwili na Lubelszczyźnie żyje około 40 dzieci poczętych metodą in vitro - mówi prof. Lechosław Putowski, współwłaściciel Ab Ovo, który opiekował się panią Katarzyną. - Kiedy nie było naszego centrum, mieszkanki Lubelszczyzny jeździły do innych ośrodków w kraju. Ale powstaje właśnie ogólnopolski rejestr dzieci poczętych w zapłodnieniu pozaustrojowym, który dokładnie policzy, ile ich jest.
Nie każde wszczepienie zarodka do organizmu matki kończy się sukcesem. W przypadku pani Katarzyny udało się za trzecim razem. - Pamiętam ten dzień - opowiada wzruszona. - Minęło 10 dni od zabiegu. Kupiłam test ciążowy. Kiedy zobaczyłam wynik wskazujący na ciążę, byłam w stanie wykrztusić tylko "o Boże”, o Boże!”. Pobiegłam do męża upewnić się, czy widzi to samo co ja. Cała dygotałam z przejęcia i wzruszenia. Po raz pierwszy w życiu byłam w ciąży.
W wyniku cesarskiego cięcia urodził się chłopiec. Ważył 3,2 kilograma. Mierzył 54 cm. Przebadano go od stóp do głów. Był zdrowy jak ryba. - Jesteśmy szczęśliwi - mówi mama. - Codziennie chodziłam do kościoła modlić się, żeby się udało. Gdyby Bóg nie chciał, to by narodzin dzięki tej metodzie nie było. •