Monika B. spod Łukowa miała oszpecać córeczkę, a potem organizować publiczne zbiórki pieniędzy na leczenie dziewczynki. Sąd właśnie przedłużył areszt wobec kobiety. A śledztwo w tej sprawie wciąż trwa.
- Złożyliśmy wniosek do Sądu Okręgowego w Siedlcach o przedłużenie aresztu do lutego. Obrońca podejrzanej zaskarżył decyzję, ale ostatecznie Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy postanowienie o dalszym areszcie - mówi Ewa Kotowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Historia 9-letniej dziewczynki ze wsi pod Łukowem w lutym wstrząsnęła całą Polską. Ale jej piekło zaczęło się znaczenie wcześniej. Siedem lat temu 43–letnia Monika B. opowiadała w lokalnych mediach, że jej córka ma poważne problemy ze zdrowiem, m.in. padaczkę lekoooporną i zapalenie skórno–wielomięśniowe. – Ujawniło się to, gdy Julia skończyła 2 latka. Pierwszym objawem była wysoka gorączka i biegunki z krwią. Na drugi dzień pojawiały się pęcherze na twarzy, które samoistnie pękały, po czym robiły się w tych miejscach rany do żywej tkanki – opisywała ze szczegółami. A w sieci pączkowały kolejne apele o zbiórki pieniędzy na leczenie dziewczynki, która miała aż piszczeć z bólu. Kobieta żaliła się, że nie stać jej na leczenie. – To nawet 4 tys. zł miesięcznie – podliczała.
W obliczu tych opisów z ust matki, ujawnione w lutym ustalenia śledczych szokują. Lubelska Prokuratura Okręgowa postawiła kobiecie zarzuty znęcania nad córeczką ze szczególnym okrucieństwem. – Doprowadzała ona do kontaktu skóry dziecka w obrębie twarzy i karku z bliżej nieustaloną płynną substancją toksyczną o cechach drażniących, co spowodowało rozległe zmiany skórne, od rumienia i stanów zapalnych poprzez blizny aż do nieodwracalnych ubytków – mówiła nam wówczas Agnieszka Kępka, rzecznik prokuratury. 9-latka straciła w ten sposób część ucha. Śledczy zaczęli się temu przyglądać, po tym, jak w jednym ze szpitali, do którego trafiła dziewczynka, lekarze zgłosili swoje wątpliwości.
Śledztwo wciąż trwa. – Oczekujemy na opinie biegłych m.in. sądowo-psychiatryczną oraz z zakresu badań mikrobiologicznych - precyzuje prokurator Kotowska.
Obecnie dziewczynka jest pod opieką ojca. Wróciła też do szkoły. Jak mówią mieszkańcy podłukowskiej wsi, jej stan się poprawił - z jej twarzy zniknęły szpecące zmiany skórne.
Po zatrzymaniu Monika B. nie przyznała się do zarzutów. Składała wyjaśnienia, ale prokuratura ich nie ujawnia. Kobiecie grozi do 20 lat więzienia. Po jej zatrzymaniu organizacje pomocowe zawiesiły zbiórki.