47-latek był zdezorientowany. Nie reagował na wezwania. Policjanci wyprowadzili mężczyznę z pomieszczenia, którym paliły się leżące przy węglowym piecu tkaniny. Dzięki szybkiej reakcji prawdopodobnie uratowali życie mieszkańcowi Łukowa.
– Wczoraj wieczorem na stanowisko kierowania łukowskiej komendy wpłynęła informacja o pożarze w jednym z domów przy ul. Żelechowskiej – opisuje aspirant sztabowy Marcin Józwik z Komendy Powiatowej Policji w Łukowie. – Informację o zdarzeniu dyżurny przekazał policjantom z patrolówki.
Dwaj policjanci – młodszy aspirant Mariusz Andrzejewski i starszy posterunkowy Rafał Czajka „w niespełna minutę od zgłoszenia przyjechali we wskazane miejsce”. Zauważyli, że z okien jednego z domów, w którym mieszka znany im 47-latek wydobywa się dym. Funkcjonariusze przypuszczali, że może być on w domu. Niestety mimo nawołania nikt nie odpowiadał ani nie wyszedł z budynku. „Nie zważając na zagrożenie, a także gęsty, gryzący dym” policjanci weszli do domu by sprawdzić czy 47-latka rzeczywiście nie ma w środku.
– Oświetlając sobie drogę światłem latarek mundurowi zauważyli w jednym z pomieszczeń „skulonego” mężczyznę. 47-latek był zdezorientowany, nie reagował na wezwania funkcjonariuszy – relacjonuje Józwik. – Policjanci bardzo szybko wyprowadzili go z domu. Mundurowi zauważyli też, że przy stojącym w pomieszczeniu piecu leżą palące się różne tkaniny. To od z nich wydobywał się gryzący, duszący dym. Na szczęście wyposażenie mieszkania nie zdążyło jeszcze „zająć się” od nich ogniem. Policjanci używając znalezionych metalowym prętów wynieśli palące się tkaniny na zewnątrz, tam ugasili je śniegiem.
Po sprawdzeniu innych pomieszczeń policjanci otworzyli okna i drzwi by je wywietrzyć. Dalszą akcję prowadzili strażacy.
Okazało się, że 47-latek nie ucierpiał w pożarze. Mężczyzna był nietrzeźwy. – Gdy „doszedł do siebie” podziękował policjantom. Najprawdopodobniej funkcjonariusze z łukowskiej patrolówki uratowali mu życie. Skromni policjanci mówią, że nie czują się bohaterami, twierdzą, że każdy z ich kolegów postąpiłby tak samo – dodaje aspirant sztabowy Marcin Józwik.