Rozmowa z Dorotą Nowakowską, operatorem filmowym.
– Jerzy Hoffman powiedział w jednym z wywiadów: poza obsadą głównych kamer, Sławomir Idziak stworzył specjalne ekipy, które uzbrojone w lekkie kamery Panasonic i przebrane w mundury obu armii weszły między statystów. Operatorzy w trakcie bitew improwizowali własne etiudy. To dlatego te starcia są takie mięsiste i tak okrutne. Wchodzą w samo sedno, w los pojedynczego żołnierza. Mam w tym swój skromny udział.
• Jak wyglądała praca na planie i ile czasu to trwało?
– Pierwszy klaps na planie filmu Bitwa Warszawska 1920 padł 29 czerwca 2010 na terenie twierdzy Modlin. Okres zdjęciowy trwał 93 dni. Ja dołączyłam do ekipy 6 lipca, kiedy zdjęcia były realizowane na terenie Muzeum Wsi Lubelskiej. Tego dnia były kręcone sceny m.in. z Bogusławem Lindą, który grał pułkownika Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego i Andrzejem Strzeleckim występującym w roli Wincentego Witosa. Andrzej Kotkowski, drugi reżyser zaprosił mnie do namiotu gdzie był zainstalowany podgląd obrazów 3 D z dwóch rigów (zestawów kamerowych). To były ostatnie chwile przed nagraniem ujęcia przyjazdu pułkownika do Witosa. Pan Sławek Idziak udzielał ostatnich wskazówek operatorom, stereograf Andrzej Waluk korygował nieco ustawienia kamer (punkt konwergencji), a Jerzy Hoffman oddał mi swoje okulary, żebym mogła zobaczyć nagrywaną scenę w 3D.
• Jak wyglądał pani dzień na planie?
– Każdy zaczynał się bardzo wcześnie rano i trwał kilkanaście godzin. Ekipa techniczna musiała być w gotowości od wczesnych godzin porannych. Pan Sławek ustalał pozycje kamer i świateł do konkretnej sceny i decydował, kto będzie realizował sceny z punktu widzenia żołnierza, jeźdźca czy zwykłego cywila. Byłam w siódmym niebie, gdy trzeciego dnia padło na mnie! Choć było 38 stopni ciepła, a ja w wełnianym mundurze, koszuli, butach wojskowych z plecakiem i z kamerą. Potem był m.in. Komarów gdzie kręcone były sceny batalistyczne z udziałem prawie 300 koni i jeźdźców i Zamość.
– To było konsekwencją mojej fascynacji filmem w ogóle i technologią 3D. Na początku zeszłego roku byłam na międzynarodowych warsztatach 3D w Poczdamie, w szkole filmowej. Zgłębiałam teorię, realizowałam sceny w studio w Babelsbergu... a potem okazało się, że mogę zdobywać doświadczenie przy Bitwie Warszawskiej u boku tak wspaniałych i życzliwych mi ludzi jak operator Sławomir Idziak, Jerzy Hoffman i mój profesor – a przy tej produkcji drugi reżyser – Andrzej Kotkowski, czy mój nauczyciel z Niemiec, stereografer Michael Laakmann.
• Czy w czasie seansu może pani powiedzieć "o, to moje!”?
– Nie widziałam jeszcze filmu, ale już nie mogę się doczekać tej projekcji. Czy moje ujęcia będą w filmie, tego nie wiem. Tak czy inaczej wiem, że pierwszy raz będę patrzyła zupełnie inaczej niż zwykły widz. Dlatego już planuję obejrzeć go kilka razy. Od kolegów wiem, że powstał bardzo dobry obraz.
• Jakie gwiazdy i celebrytów poznała pani dzięki tej produkcji?
– Na planie było wielu znanych aktorów: Bogusław Linda, Natasza Urbańska, Borys Szyc, Aleksander Domagarow, Jerzy Bończak… Dla mnie bardzo ważne było to, że mogłam lepiej poznać mojego profesora Andrzeja Kotkowskiego – to siła spokoju i opanowania w każdych nawet najtrudniejszych warunkach.
• Czy praca przy produkcji tego filmu była ważna dla pani osobiście czy w życiu zawodowym?
– Każda spędzona chwila na planie była dla mnie ogromnym przeżyciem. W końcu to pierwszy film o tematyce wojennej na świecie realizowany w technice 3D.