W mieście mieszka trzy miliony ludzi. Są tam wielkie wieżowce, drogie sklepy i willowe dzielnice, a na jego obrzeżach znajdują się całe hektary slumsów. A przed wyjazdem trzeba się szczepić przeciw durowi brzusznemu i żółtej febrze
Miasto kontrastów
Osiem lat temu, na światowych Dniach Młodzieży w Rzymie, Żaneta poznała siostrę Cecylię Bachalską ze zgromadzenia Sióstr Misjonarek NMP Królowej Afryki (Sióstr Białych), która przez wiele lat pracowała w Afryce. To ona zaraziła ją miłością do tego kontynentu. - Pokazała mi prawdziwe oblicze tej części świata - wspomina Żaneta. - Zaczęłam na poważnie interesować się Afryką.
W 2005 roku Żaneta trafiła do formującej się wówczas lubelskiej grupy misyjnej przy kościele św. Ducha. Jednym z założeń tej grupy było przygotowanie wolontariuszy do pracy na misjach. W grupie na początku było 20 osób. Poznawali afrykańskie realia, organizowali spotkania z misjonarzami i psychologiem, uczyli się swahili. Choć szczepienia przeciw durowi brzusznemu czy żółtej febrze Żaneta zaczęła już w lutym, to o tym, z kim jedzie i gdzie dowiedziała się dopiero w maju.
W czerwcu Żaneta i Agnieszka, dwie studentki z Polski, wylądowały w Nairobi, stolicy Kenii.
- Nairobi to miasto kontrastów. Mieszka tam ok. 3 milionów osób - mówi Żaneta. - Są tam wielkie wieżowce, drogie sklepy i willowe dzielnice, zaś na jego obrzeżach znajdują się całe hektary slumsów.
Biały człowiek
Ludzie mieszkający w slumsach mają nadzieję, że albo znajdą pracę w mieście, albo że - skoro jest tam tyle organizacji humanitarnych - będzie można żyć z otrzymywanej pomocy. Do nich trafiła Żaneta.
Na początku najtrudniej było przełamać stereotyp białego człowieka. Dla najbiedniejszych mieszkańców Nairobi biały człowiek równa się pieniądze. - Biali w ich pojęciu to zawsze ludzie bogaci. Przyzwyczaili się, że jak biały przychodzi do slumsów, to zawsze coś od niego dostają, a biali turyści często traktują ich jakby nie byli ludźmi tylko jakąś ciekawostką turystyczną - mówi Żaneta. - Kiedy ich lepiej poznałam, okazało się, że to niewiarygodnie otwarci ludzie.
Personelu brak
- Tu największym problem jest brak personelu. Jeden wychowawca ma pod swą opieką czternaścioro dzieci, a do jego obowiązków należy pranie, gotowanie i wychowywanie.
Ale i tak jest tu lepiej niż w slumsach. Olbrzymi procent ludności tych ubogich dzielnic jest nosicielami wirusa HIV lub choruje na AIDS. Osoby te przeważnie nie mają co liczyć na opiekę medyczną. - Raz w tygodniu razem z katechetami pracującymi przy parafii, do której należały siostry, u których mieszkaliśmy, odwiedzałyśmy osoby dorosłe przygotowujące się do chrztu oraz chorych na AIDS. Pewnego razu widziałyśmy sześcioletniego chłopca kompletnie wyniszczonego przez AIDS. Dziecko nawet nie miało siły kaszleć…
Bezsilność
Miłość bezwarunkowa
W następnym roku na Czarny Ląd z Lublina udało się pojechać trojgu studentom. Wśród nich była Marysia Łukowska, współorganizatorka grupy misyjnej. Cała trójka udała się do Mwanzy, drugiego co do wielkości miasta Tanzanii.
Marysia wraz z Pawłem i Agnieszką większość czasu pracowali wśród chłopców - dzieci ulicy - w ośrodku Upendo Daima. W swahili Upendo Daima oznacza miłość bezwarunkową, bo właśnie takiej miłości wymagają chłopcy. - Większość z nich pochodzi z rodzin patologicznych - mówi Marysia. - Wybrali życie na ulicy, uciekając od przemocy w domu.
Nauka
- Pewnego razu nasi podopieczni nie przyszli na zajęcia - wspomina Marysia. - Wtedy ktoś zaproponował, żebyśmy poszli poszukać chłopców. Znaleźliśmy ich bijących się o kawałek chleba. Kiedy ich rozdzieliliśmy zauważaliśmy, że jeden chłopak ma strasznie opuchnięte oko, a spod obrzmiałej powieki sączy się jakiś płyn. Szybko zabraliśmy go do lekarza. Jako białym udało nam się bez problemu dostać do okulisty. Lekarz po badaniu stwierdził, że chłopak nie ma oka od co najmniej trzech tygodni.
Największą obawą Marysi, kiedy tam jechała, był lęk przed tym, że na miejscu okaże się bezużyteczna. Podobnie jak Żanetę, Marysię Afryka nauczyła, że najważniejsze to pomagać temu, komu można pomóc: Zrozumieliśmy, że całej Afryki nie zmienimy.