O statku holenderskiej fundacji Kobiety na Fali, na którym jakoby miały być rozdawane Polkom pigułki wczesnoporonne, było głośno, zanim ktokolwiek zdążył dokładnie sprawdzić, po co i kiedy przybywa. Mylono nawet jego nazwę, bo w powszechnej opinii panowało przekonanie, że do polskich brzegów przybije statek Aurora. Co niektórzy snuli więc z tego powodu daleko idące skojarzenia, nawiązujące do słynnego krążownika, z którego wystrzał rozpoczął rewolucję radziecką. Skojarzenia, jak widać,nietrafione, aczkolwiek w swojej wymowie znamienne. Ja, choć też za tak zwanej komuny wytrwale recytować musiałam w szkole po wielokroć słynny wiersz o rewolucji, do samej Aurory mam sentyment. Wszak to bogini zorzy porannej, polska jutrzenka. Imię więc nad wyraz piękne, wprost z kręgu kultury śródziemnomorskiej pochodzące.
Kobiety na Fali spłatały jednak psikusa martyrologicznym odniesieniom i przypłynęły do Polski na statku Langenort, która to nazwa ma chyba dla większości Polaków konotacje obojętne. Samo przybycie stateczku do Władysławowa wzbudziło jednak wiele emocji. Holenderki obrzucono wyzwiskami, jajami, ochlapano farbą, a przodowała w tym happeningu Młodzież Wszechpolska oraz posłowie z Ligi Rodzin Polskich, czyli gorliwi (jak sami siebie nazywają) katolicy.
Mnie osobiście katolicyzm kojarzy się z tolerancją i miłosierdziem, ale, jak widać na przykładzie Aurory, moje skojarzenia są z innych kręgów kulturowych, niż te obowiązujące w Polsce. Otóż według moich naiwnych przekonań człowiek tolerancyjny i miłosierny nie obrzuca innych wyzwiskami, a jeśli zwyczajnie się z kimś nie zgadza, próbuje spór rozstrzygnąć przy pomocy argumentów. Te ostatnie, w przypadku przerywania ciąży, są ewidentne, bo nie znam nikogo, kto by twierdził, że aborcja jest jakimś dobrem czy szczęściem dla kobiety. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że w demokratycznym kraju powinna być dostępna z różnych przyczyn, w tym i społecznych, i socjalnych. Kobieta, która urodzić dziecka nie chce czy nie może, i tak znajdzie sposób, by niechcianej ciąży się pozbyć. I zrobi to nawet w warunkach zagrażających jej zdrowiu czy życiu, urągających godności.
Zacietrzewieni obrońcy życia poczętego tej prostej prawdy nijak nie chcą jednak przyjąć do wiadomości. Ba, wrodzona tolerancja nakazuje im swoje zdanie narzucać wszystkim, nawet tym, którzy mają inne przekonania czy poglądy. W ramach tej akcji pilnie szukali słynnych tabletek RU – 486 na pokładzie Langenorta, by nie trafiły w ręce polskich kobiet. Śpieszę powiadomić, że to trud zupełnie zbedny. Bo w polskich aptekach są dostępne lekarstwa, z pozoru niewinne, które dają... identyczne efekty!