d Do restauracji odprowadzają ich „ochroniarze” – mamy, ojcowie, dziadkowie. Później wystrojone damy i panowie z nażelowanymi fryzurami zostają sami. Od tej pory o ich dobry nastrój na urodzinowej zabawie dbają hostessy. Jest tort, szampan. Po kilku godzinach „ochroniarze” zabierają ich do domu. Tak, aby zdążyć na dobranockę...
W większości restauracji urządzających kinderbale, weekendy są już zajęte.
Rezerwacji trzeba dokonywać z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.
Dlatego Wojtek kolegów zapraszał dużo wcześniej. Miejsce urodzinowej imprezy nie było zaskoczeniem. Zawsze spotykają się w tej samej restauracji. Są balony, przebierańcy w strojach kurczaka, konkursy...
Urodzinowa impreza zaczyna się w miarę spokojnie. Rodzice przyprowadzają grzecznych, gładko przyczesanych chłopców. Dzieciaki składają jubilatowi życzenia, wręczają prezenty.
– Dostałem piłkę, rękawice, perfumy... – wylicza Wojtek. – To tak na początek. Później jeszcze pewnie coś od restauracji dostanę. Oni zawsze coś dają na koniec zabawy. Mam tylko nadzieję, że nie to samo, co w tamtym roku. Bo nudno by było...
Mateusz Żurawski na urodziny kolegi przybywa punktualnie. Mówi, że w tym tygodniu to już drugie urodziny. W miesiącu chyba piąte. A w roku? Nie da się zliczyć.
– I na wszystkich raczej byłem – przypomina sobie Mateusz. – Staram się nie opuszczać takich imprez, bo jest super-ekstra-fajna zabawa!
Wśród zaproszonych brakuje dziewczynek.
– Koleżanek nie zapraszałem, bo to nudne jędze – tłumaczy Wojtek. – A my tu z chłopakami sami damy sobie radę...
– A ja tam bym chciał, żeby były dziewczyny – mówi Andrzej Marcinek, jeden z zaproszonych gości. – Wtedy można byłoby potańczyć. Bo teraz to z kim? Z chłopakami?...
Najlepiej tam, gdzie wolno brykać
Spokojna atmosfera mija sekundę po wyjściu rodziców. Zostaje tylko mama jubilata. – Wolę mieć ich na oku – tłumaczy Anna Falęcka. – Choć chłopcy czują się tak swobodnie i luźno, jakby mnie tu nie było. Nic dziwnego – to miejsce znają jak własną kieszeń. Tyle razy tu byli.
Po życzeniach i prezentach chłopcy siadają przy plastikowych stolikach w specjalnie odgrodzonym kąciku urodzinowym. Młodzi panowie wspominają, że w innej restauracji urodziny odbywają się w oddzielnej sali na piętrze.
– Czasami ktoś organizuje imprezę w domu, ale wtedy już nie jest tak fajnie – przekonuje Łukasz Dyś, kolega Wojtka. – W mieszkaniach jest mało miejsca i trzeba być grzecznym. No i nie wolno brykać, a to jest największą przeszkodą.
Intensywne zabawy w mieszkaniu przeszkadzają także rodzicom.
– Nie wyobrażam sobie takiej swawoli w domu. O ile nie potłukłyby się szyby i szkła, to i tak po takim spotkaniu byłby niezły bałagan – mówi mama Wojtka. – Dlatego urodziny dla synów wolę wyprawiać tutaj. Nie płacę za wynajem sali i, co najważniejsze, nie muszę później sprzątać. Kupuję tylko jedzenie.
Chichoty i latająca kukurydza kontra malowane buzie
Chłopcy zamawiają to, „co tygryski lubią najbardziej”, czyli frytki, hamburgery, colę. Oczekiwanie na jedzenie umilają im dwie hostessy: Ania Wójcik i Magda Baranowska. Dziewczyny rysują na tablicy, wymyślają zagadki.
– Te rebusy są proste jak dla maluchów – szepcze Łukasz do Mateusza. – I jeszcze na nas „dzieci” mówią! To nas obraża. Bo my przecież taką młodszą młodzieżą jesteśmy...
Tuż po jedzeniu hostessy zabierają urodzinowych gości na wycieczkę po restauracji. Młodych imprezowiczów słychać wówczas w całym lokalu. Biegają między stolikami. Bez zahamowań wchodzą na zaplecze. Okupują kuchnie, piece, chłodnie. Tam też... zamykają kilku pracowników.
– Wypuście nas! Wypuście, bo będziemy musieli przerwać urodziny! –krzyczą kucharze. Chłopcy chichoczą i nie reagują na prośby i groźby pracowników restauracji. – Jeśli nie wypuścicie panów, nie będziecie mogli sami upiec pizzy. Zabawa się skończy i pójdziecie do domu... – grozi Ania Wójcik. Ten argument przemawia do jubilata i jego gości. Chmara dzieciaków przenosi się w okolice pieca. Tam każdy z chłopaków przygotowuje swój kawałek pizzy. Kukurydza, ser i oliwki wirują po całej kuchni.
Hostessy mówią, że dziewczynki bawią się inaczej. Przychodzą w modnych kreacjach, z pomalowanymi buziami, z pokręconymi włosami lub uczesanymi w koki.
– Urodziny dziewczynek są spokojniejsze. Młode panny nie krzyczą, nie biegają. A jakie wystrojone się pojawiają! – zachwyca się Magda Baranowska.
Zamiast tortu – nesquick i truskawki
Po przyrządzeniu pizzy chłopcy wracają do urodzinowego kącika. Siadają przy stolikach. Hostessy wyciągają plastikową trasę i układają ją razem z chłopcami. Później odbywają się samochodowe wyścigi po ułożonej trasie. Właściciel pierwszego samochodzika wygrywa niespodziankę od restauracji. Za chwilę w towarzystwie pojawia się kucharz, przebrany za kurczaka. Chłopcy nie dają mu spokoju. Wyrywają piórka, podszczypują.
– Trzeba ciągle coś wymyślać, bo dzieciaki szybko się nudzą – twierdzi Ania Wójcik. – To bardzo wymagająca klientela.
Na koniec zabawy powinien pojawić się tort. Niemalże wszystkie imprezy kończą się zdmuchiwaniem świeczek. Chłopcy jednak nie domagają się urodzinowego ciasta.
– Już tyle razy je jedli, że chyba im się znudziło. A ja zamawiam zawsze to, co sobie goście zażyczą – mówi mama Wojtka. Tym razem są to lody. Koniecznie z nesquickiem i truskawkami.
Przy deserze dzieciaki planują kolejne urodziny.
– Ja chciałbym zrobić w duuużej sali. I żeby muzyka grała do samego rana... – marzy Mateusz.
– Na moje urodziny zamówiłbym tancerzy break dance. No i żeby hip hop leciał z głośników. Ale nie taki byle jaki. Tylko amerykański! – mówi Andrzej.
Po dwóch godzinach balowania po dzieciakach nie widać zmęczenia. Chłopcom nie spieszy się do wyjścia. Teraz szukają wrażeń w restauracyjnej toalecie. Po odbiór imprezowicza zgłasza się pierwszy „ochroniarz” – dziadek Andrzeja.
– To co, zbieramy się wnusiu? – pyta.
– Nieeee! Jeszcze nieee... – buntuje się Andrzej. – To będzie obiciachowe, jak teraz wyjdziemy. Zabawa jeszcze trwa. A na dobranockę się jeszcze zdąży...