Doroczną tradycją końca wakacji są szkolne festyny z kiermaszami podręczników. Tradycją jest również ubolewanie nad rynkiem wydawniczym. W minionej epoce powszechne było załamywanie rąk nad trudnościami w zdobyciu potrzebnych książek. Teraz rozlega się równie dojmujący lament nad klęską podręcznikowego urodzaju.
Najwyraźniej narzekający na podręcznikową drożyznę rodzice zapomnieli, że 20 lat temu nie podobały się nam zalegające w księgarniach tanie książki. W większości były to tytuły ideologicznie poprawne i nudne jak flaki z olejem. Interesujące wydawano w podziemiu, a jeśli pojawiły w oficjalnej sprzedaży - to do ceny należało dodać znajomości.
Bywalcy targów pamiętają, z jakim zachwytem oglądało się ofertę zachodnich wydawnictw. Tak pięknych, że nikt nie zwracał uwagi na ich ideologiczną poprawność i cenę. Nauczyciele i uczniowie chcieli korzystać z podręczników tak dobrze opracowanych, a nie z zaczytanych prezentujących wiedzę zaakceptowaną przez komunistycznych ojców narodu. Nie z podręczników, gdzie nie wspominano np. o żołnierzach AK, wydarzeniach w Poznaniu, ani o nobliście Miłoszu. Nie podobała się też nauka języka rosyjskiego, marzyły się języki zachodnie.
Teraz - macie co chcecie, a nawet więcej. Odkłamana historia i literatura, nauki przyrodnicze, w których wiekopomnych odkryć dokonywali nie tylko sowieccy naukowcy. A języków zachodnich polscy uczniowie uczą się z tych samych podręczników co ich rówieśnicy z odległych kontynentów. Demokratyzacja i wolny rynek oznacza jednak również zrównanie cen z zachodnimi. Taka jest cena spełnionych marzeń.