Widzę dwie możliwości: albo w lubelskim Urzędzie Marszałkowskim zdarzył się cud, albo przewodniczący Ronrad Rękas i marszałek Henryk Makarewicz mają mnie za głupka. Mnie to małe piwo – także grubo ponad dwa miliony mieszkańców województwa.
Otóż ci dwaj dżentelmeni, bez widocznych oznak zakłopotania, każą nam wierzyć, że pomiędzy chuligańskim wybrykiem przewodniczącego Rękasa, polegającym na umyślnym zdewastowaniu samochodu pewnej pani, czego naturalnym następstwem było złożenie przez poszkodowaną skargi na Rękasa w prokuraturze i domaganie się przez nią zadośćuczynienia – a nieoczekiwanym wycofaniem skargi przez poszkodowaną i rychłym zatrudnieniem jej syna w Urzędzie Marszałkowskim (na wniosek przewodniczącego Rękasa!) nie ma żadnego związku. Logiczne wytłumaczenie tego zadziwiającego ciągu zdarzeń lubelska prasa już sugerowała: przewodniczący Rękas, czując że grunt mu się osuwa pod nogami i niebawem może stracić stołek (osoba, którą zajmie się prokurator, nie może zajmować tak ważnego stołka), udobruchał ofiarę swej nadpobudliwości załatwiając etat jej synowi. Innymi słowy – do rozwiązania swego prywatnego problemu wykorzystał publicznie pełnioną funkcję. Logikę takiego rozumowania wspierają inne okoliczności – skoro o jakiekolwiek zajęcie biją się dziś całe zastępy doskonale wykształconych bezrobotnych, to czy nie jest podejrzane, że intratną posadkę – na wniosek Rękasa!– dostał akurat średnio wyszkolony syn ofiary Rękasowej demolki?
Ponieważ jednak zarówno nadpobudliwy przewodniczący, jak też ciągle pozostający pod jego urokiem marszałek stanowczo zaprzeczają, jakoby między demolką a posadką istniał jakikolwiek związek przyczynowo-skutkowy, to należy im wierzyć. W końcu są to ludzie na poważnych stanowiskach, więc muszą się brzydzić kłamstwem, krętactwem, kolesiostwem, kumoterstwem, nepotyzmem, korupcją, malizną i wszelkimi innymi plagami polskimi.
Dodatkowym argumentem przemawiającym za prawdomównością wspomnianych dżentelmenów są ich korzenie. Korzenie marszałka są zielone – to PSL, partia od zarania miłująca prawdę i zawsze służąca wyłącznie narodowi i ojczyźnie, nigdy prywacie. Chlubnym, rozsławionym na całą Lubelszczyznę, przykładem bezinteresownego służenia dobru publicznemu i niewykorzystywania pełnionych funkcji do prywatnych celów niech będą Podkańscy (ojciec i syn) oraz Kalinowscy (bracia).
Korzeni przewodniczącego Rękasa zliczyć, zmierzyć i ogarnąć nie sposób, bo niewiele jest partii, w których by nie był – a co jedna to lepsza. Przewodniczącemu zatem też należy ufać, bo to sprawdzony członek.
Konstatacja ta doprowadza mnie oto, a wraz ze mną mieszkańców województwa, do radosnego wniosku: oni nas tam nie mają za głupków, tylko w Urzędzie Marszałkowskim zdarzył się cud, w wyniku którego pewien młody człowiek znalazł pracę.
Niezwłocznie więc należy powołać komisję do jego wyjaśnienia.