Nastolatek przybłąkał się pod Dom Dziecka w Kijanach. Nie chciał wracać do domu. Groził, że zrobi sobie krzywdę
Trzynastolatek szuka pomocy
Było już po godzinie 21. Od razu było widać, że nastolatek nie wie, co ze sobą zrobić. Zszedł do niego wychowawca. Zauważył, że chłopak ma zaczerwienioną twarz, jakby ktoś go uderzył. Chłopiec mówi, że do Domu Dziecka przyjechał, bo zna wychowanków tej placówki, którzy mają rodziny w jego wsi. A do Kijan przybył z daleka; z oddalonej o kilkanaście kilometrów lubartowskiej gminy Abramów.
– Twierdził, że potrzebuje pomocy i skarżył się na ojczyma – dodaje dyrektor. – Wezwaliśmy policję, a potem zawiadomiłam sąd rodzinny.
Policjanci zabrali nastolatka do komisariatu. – Przyjechał po niego ojczym – dodaje Sławomir Cielniak, z policji w Łęcznej.
Z Damianem sobie nie radzimy
Tu już chłopiec mówił, że nie był przez ojczyma bity. Ale nie chciał z nim wracać do domu. Groził, że zrobi sobie krzywdę. Policjanci wezwali karetkę, która zabrała go do szpitala. Do dziś jest tam pod opieką psychologów.
Po domu Dziarmagów biega dwójka roześmianych dzieci. Cieszą się, bo właśnie dostały nowe piętrowe łóżeczko. Trzecie, najmłodsze – 10-miesięczny maluch – dopiero uczy się chodzić. Garną się do rodziców. A ci nie ukrywają, że z Damianem problemy mają już od dawna. I twierdzą, że w domu żadna krzywda mu się nie dzieje.
– Co on nawyprawiał – wita nas Agnieszka Dziarmaga, matka chłopca. Bo to już kolejna wizyta dziennikarzy, którzy zajmują się tą sprawą. – Sami zgłosiliśmy się do sądu, że mamy z Damianem problemy – opowiada kobieta. – Ja bym chciała, żeby przeszedł badania, żeby ktoś podpowiedział, jak mam z nim postępować.
Rodzina żyje skromnie w drewnianym domu, z dwiema izbami i kuchnią. Damian po raz pierwszy uciekł przed dwoma laty.
– Być może wtedy zrobiliśmy błąd, bo sprawą powinien się zająć kurator – wzrusza ramionami ojczym chłopca. – Ale obiecał, że się poprawi. Miał lepsze stopnie w szkole. Ale w gimnazjum to już się w ogóle uczyć nie chciał.
Potem uciekał jeszcze kilka razy. Głównie na Śląsk, do dziadka albo wujka.
– Stamtąd się tu sprowadzili – mówi mieszkaniec tej samej miejscowości. – Ona dba o dzieci, on jeździ do roboty, mają sporą gospodarkę, złych rzeczy u nich to ja nie widziałem.
Kurator: Troszczą się o dzieci
Miejscowa policja i kurator rodzinny znają już sprawę. Po tym jak Damian uciekł jesienią, kurator zrobił wywiad w miejscu zamieszkania Dziermagów. Rozmawiał nie tylko z rodziną, ale sąsiadami i nauczycielami gimnazjum, do którego Damian uczęszcza.
Raport wypadł dla rodziny dobrze. – Mają w zasadzie dobrą opinię, nie nadużywają alkoholu, troszczą się o dzieci, żyją w zgodzie – napisał kurator w swym raporcie.
W szkole najwięcej zastrzeżeń mieli do tego, że chłopiec opuszcza sporo lekcji, nie przykłada się do nauki.
Ale problemów wychowawczych z nim nie było. Nauczycielom mówił, że czuje się niechciany. Rozmawiał też z kuratorem. Powiedział, że w domu nie dzieje mu się krzywda. Kilka dni po tej rozmowie chłopiec znowu uciekł. Do Domu Dziecka w Kijanach.
– Zlecimy przebadanie dziecka i jego opiekunów w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym – mówi Ewa Świderska, przewodnicząca wydziału do spraw rodzinnych i nieletnich Sądu Rejonowego w Lubartowie. – Określą stopień demoralizacji chłopca i wydolność wychowawczą jego rodziców. To po to, żeby ocenić czy trzeba umieścić dziecko w placówce opiekuńczej.
– On nie zdaje sobie sprawy, że za nim tęsknimy – rozkłada ręce matka 13-latka.