Malutka wioska pod Lubartowem, maj 2003. 6-letni Mikołaj i 4-letni Konrad bawią się na podwórku.
Mikołaj, Konrad, Łukasz i Ola ganiają się po wąskich korytarzach. Najszybszy jest Łukasz. Najsprytniejsza Ola. Mikołaj potrzebuje czasu, żeby się rozpędzić. A Konrad woli przystanąć i porozmawiać z dorosłymi.
- Kiedyś mieszkaliśmy w Biedaczce - tłumaczy poważnym głosem. - Potem tato zamieszkał na cmentarzu, a my w "tym” domu.
Do "tego” domu rodzina Woźniakow przyjechała rok temu. Z całym dobytkiem. Niewiele tego było; kilka toreb z ubraniami i garnkami, dziecinny rowerek, radio. To wszystko.
Żuka, największy rodzinny skarb trzeba było po śmierci ojca sprzedać, kury oddać sąsiadom, a pies Barry zginął pod kołami samochodu.
Za tym wszystkim od razu zatęsknili. I za rzeką, w której Konrad i Mikołaj pływali z ojcem. Za jazdą żukiem po piaszczystych drogach. Wycieczkami do lasu.
Całą beztroską tamtego życia.
Chcesz? To ci narysuję
A tam skończyły się pieniądze na życie. Łukasz nie przestaje płakać, Ola choruje, Konrad na długie godziny ucieka w pole. Mikołaj, który zaniemówił w chwili śmierci ojca wciąż milczy. Budzi się każdej nocy, a z jego oczu lecą łzy. Żadnego słowa, krzyku. Tylko łzy. Rano biegnie przytulić się do matki. Jak kiedyś, gdy był malutki i mama miała tylko jego.
Tego ranka też chce obudzić mamę. Przytula się do niej, gładzi po głowie, próbuje otworzyć ciężkie powieki. Nie wie, że kilka godzin wcześniej matka połknęła całą garść różnych tabletek. Żeby zasnąć, uciec, zapomnieć. Mikołaj, swoim 6-letnim rozumem przeczuwa coś bardzo złego, ale nie potrafi wezwać pomocy, bo jego głos zabrała ze sobą tamta śmierć. Biegnie do sąsiada i siłą ciągnie go do śpiącej mamy.
Karetka, szpital... Matka po dwóch dniach wraca do domu. Obejmuje mocno całą gromadkę i obiecuje, że już nigdy ich nie opuści.
- Pamiętasz, mamo? - pyta dziś Mikołaj, powoli ważąc każde słowo. - Pamiętasz? Jak nie, to ci to narysuję.
Tato, drzewo, kwiat
Trzy lata.
Rysował drzewo i mówił: drze-wo, drze-wo, drzewo. Dom, kwiat, pies, auto. Tato. To było jego pierwsze słowo. Tato, tato, powtarzał bez końca. Ale gdy pani psycholog z Warszawy poprosiła: narysuj tatę, coś się w nim zacięło. Nie potrafił. To był niedokończony rysunek. A potem była: mama. Dalej już poszło z górki.
Dziś Mikołaj chodzi do drugiej klasy specjalnej szkoły. Lubi matematykę, nie lubi polskiego. Z angielskim radzi sobie całkiem nieźle. Od nauki woli jednak... gotowanie. - Omlet wielki i żółty jak słońce. Spagetti długie jak sznurek - gestykuluje żywo. - Mój wujek jest kucharzem, szefem wielkiej kuchni. Ja też bym tak chciał.
Konrad kończy pierwszą klasę i chce być piłkarzem. Ma w szkole przyjaciela, bywa u niego w domu. Tylko przyjaciel wie, gdzie mieszka Konrad. - Innym nie powiedziałem, bo po co? Dom jak dom. Tyle, że dużo większy niż normalny. Dużo w nim dzieci. I nie ma taty.
Mam dla was dom
Kilka dni później znowu przyjechała do Biedaczki i kazała pakować rzeczy. - Mam dla was dom - powiedziała.
Tak znaleźli się w Lublinie, w domu, w którym mieszkają same kobiety i dzieci. Mężczyzn tu jak na lekarstwo, tylko pracownicy socjalni. I właśnie pana Maurycego i pana Jurka mali Woźniakowie wybrali sobie na przyjaciół już pierwszego dnia. Zamiast pobiec do rówieśników, wsunęli się do ich pokoju i poprosili pana Maurycego, żeby pokazał im komputer. Oczu nie mogli oderwać! Potem pan Maurycy poszedł z nimi do świetlicy i pokazał, jak mogą się pogimnastykować. Potem zabrał na spacer, oprowadził po domu... Nie było mowy, żeby mama położyła ich spać o normalnej porze.
- Niech się pan ze mną pobawi, panie Maurycy... - malutka Ola gramoli się na kolana Maurycego Koszykowskiego, pracownika socjalnego w Domu Samotnej Matki. - I ze mną! - przepycha się Łukasz. - Ze mną też... - prosi nieśmiało Konrad.
Chcieli mieć dziewczynkę
Ola i Łukasz to dwa diabły wcielone, jak mówi matka. Dziewczynka ostatnio złapała golarkę i ciach, ciach - ogoliła sobie głowę. - Lubię się bawić w mamę i córkę - mówi pupilka wszystkich Woźniaków. - A tata? Taty przecież nie ma.
Kiedy się rodziła, ojciec zostawił robotę i tak jak stał pognał do szpitala. Śmiał się od ucha do ucha, a z nim chłopcy. Bo też chcieli mieć siostrę.
Wspólnie cieszyli się nią trzy tygodnie.
Pokój dla każdego
Do Mikołaja wróciły wspomnienia. Te bolesne i te piękne.
Bolesne to pogrzeb ojca. - Wielki deszcz wtedy padał - zamyśla się chłopiec. - A ja bardzo boję się burzy... I strzałów. I tego, że zostaniemy sami.
Piękne, to chwile spędzone z ojcem w Biedaczce. - Wielki wąż gonił mnie w rzece - opowiada z przejęciem Mikołaj. - Wskoczyłem tacie na plecy i byłem uratowany.
- A ja prawie się topiłem, ale tato mnie wyciągnął - Konrad nie chce być gorszy.
Na komunię Mikołaj dostał wielki tort i 350 zł od chrzestnego. Od razu oddał je mamie. - Ja na nic nie potrzebuję, dostałem nowe buty i wystarczy.
Konrad też wiele nie chce od życia: - Rower.
- Może piłka? - rzuca Łukasz.
O wszystkim mu opowiemy
- Nie zostaniemy tu długo - nie ma wątpliwości Konrad. - Będziemy mieć prawdziwy dom.
- Taki, w którym każdy będzie miał swój pokój. I własne łóżko - dodaje Łukasz, który teraz śpi z mamą i Olą.
- Dziesięć pokoi! - cieszy się Mikołaj.
- Jakie dziesięć? Sto! - przekrzykuje go Łukasz. - Zabierzemy stąd wszystkich ze sobą.
- A potem pójdziemy do taty - mówi po chwili Konrad. - I o wszystkim mu opowiemy.