33 zarzuty dla byłego prezesa, 20 dla byłego trenera, 6 dla byłego dyrektora sportowego - wszyscy się przyznali. Dziś już wiemy, że kupienie albo sprzedanie meczu nie było dla nich żadnym problemem.
Śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu toczy się od 2004 r. Do tej pory zarzuty usłyszało ponad 180 osób: sędziów, obserwatorów, piłkarzy, trenerów i działaczy sportowych.
Najwięcej - ponad 50 zarzutów - śledczy postawili Ryszardowi F. ps. "Fryzjer”. Miał on założyć i kierować zorganizowaną grupą przestępczą, która zajmowała się ustawianiem meczów piłkarskich w I, II i III lidze, a sam F. miał nakłaniać, pośredniczyć i wręczać łapówki m.in. sędziom piłkarskim czy obserwatorom PZPN.
Kibicom z Lubelszczyzny to wszystko jeszcze do niedawna mogło się wydawać sporą abstrakcją. Aż do ubiegłego tygodnia, gdy śledczy na dobre wzięli na widelec Motor Lublin.
Najpierw Roman D.
Roman D. przyznał się do wszystkiego. Otrzymał karę 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, 5 tys. zł grzywny oraz dwuletni zakaz zajmowania stanowisk w profesjonalnym sporcie.
- Gdy sprawa wyszła na jaw, największy żal miałem właśnie do piłkarzy. My z trudem zdobywamy każdą złotówkę na klub, a oni sprzedają mecz - mówił wtedy na naszych łamach Waldemar P., były prezes Motoru, także w sezonie 2003/2004. - Spotkałem się z zawodnikami. Wszyscy zarzekali się, że nie mają z tym nic wspólnego. Teraz okazało się, że mieli rację i są czyści.
Potem Waldemar P. …
W całej aferze piłkarskiej więcej zarzutów (ponad 50) prokuratura postawiła tylko słynnemu "Fryzjerowi”. - Waldemar P. przyznał się do wszystkiego - informuje Zalewski. Po wpłaceniu 15 tys. zł poręczenia wyszedł na wolność i wrócił do Lublina.
Dotarliśmy do niego. - Udzieliłem w prokuraturze bardzo szerokich wyjaśnień i nic więcej nie mogę powiedzieć - mówi Waldemar P.
• Ale przyznał się pan do wszystkiego…
- Wie pan, "przyznał” to bardzo szerokie pojęcie - ucina.
…i Jerzy K.
Prokurator zastosował wobec niego dwa środki zapobiegawcze: poręczenie majątkowe w wysokości 5 tys. zł i zakaz wykonywania zawodu trenera.
Wszystkie postawione dotąd zarzuty dotyczą sezonów 2003/2004 i 2004/2005. Waldemar P. był wtedy prezesem Motoru, a trenerami kolejno: Roman D., Grzegorz Komor, znowu Roman D. i Jerzy K.
- Ja zajmowałem się tylko sprawami sportowymi - przekonuje Komor.
• Śpi pan teraz spokojnie?
- Jak najbardziej - ucina trener.
Jestem w szoku
- Tam nie było ani warunków finansowych, ani przyzwolenia na takie rzeczy - podkreśla Kurczuk. - Zwłaszcza z racji na moje poglądy w sprawie korupcji i stanowisko, które wtedy zajmowałem (minister sprawiedliwości w latach 2002-2004 - przyp. red.). Byłbym ostatnim idiotą, gdybym sobie na to pozwolił.
Kilka dni temu, już po zatrzymaniach Waldemara P. i Jerzego K., w siedzibie Motoru pojawili się funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zabezpieczyli dokumenty i faktury Motoru Lublin.
Nieoficjalnie wiadomo, że w sprawie korupcji w Motorze szykują się kolejne zatrzymania.
Mecz za 7 tysięcy
WYPOWIEDZI TRENERÓW PO MECZU
Dariusz W., Kolporter Korona
x Po poprzednim meczu z Siarką, kiedy moi zawodnicy zagrali bardzo słabo, jechałem do Lublina pełen obaw. Na szczęście ta wpadka podziałała na piłkarzy mobilizująco i śmiało mogę powiedzieć, że przeciwko Motorowi zagraliśmy najlepszy mecz w rundzie. Teraz z czystym sumieniem mogę pogratulować chłopakom. Chciałbym też podkreślić, że gospodarze byli wymagającym przeciwnikiem. •
Grzegorz Komor, Motor Lublin
x Moja drużyna czuje się tak, jakby przejechał po niej walec. Korona była o klasę lepsza i z tak grającym zespołem nie mieliśmy szans. Goście zaprezentowali atuty, których tylko mogę pozazdrościć. Wcześniej pewnie pokonaliśmy Siarkę, ale nie można jej porównywać z Kolporterem. Poza tym każdy mecz jest inny. •
Artur Toruń, Dziennik Wschodni, 17 maja 2004 r.
ROZMOWA
Skasowany
• Według nieoficjalnych informacji Przemysław Mierzwa jest jedną z osób, które najbardziej przyczyniły się do rozwikłania zagadki Korony Kielce. Jak do tego doszło?
- Kiedy w mediach zaczęto mówić o Koronie w kontekście afery korupcyjnej, moja żona Edyta sama zadzwoniła do prokuratury. Dobrze wiedziała, co działo się w klubie. Wielokrotnie o tym dyskutowaliśmy. Nie chciała, abym odpowiadał za czyny, którym próbowałem się przeciwstawić i przez to miałem dodatkowe kłopoty.
• Pan nie wiedział o decyzji żony?
- Nie i byłem bardzo zaskoczony, kiedy skontaktował się ze mną prokurator. Przyjechał do Buska i wówczas wszystko opowiedziałem.
• Nie zrzucał się pan na łapówki dla sędziów?
- Jako jeden z niewielu nie chciałem oddawać swoich pieniędzy. Głośno o tym mówiłem od pierwszego spotkania z trenerem Dariuszem W.
• Kto pokrywał pańską część "zrzutki”?
- Najczęściej zakładali trenerzy i później chcieli odzyskać swoje pieniądze. W dzień wypłaty upominali się o dług.
• Zwracał pan całość?
- Nie i przez to nie miałem życia. W Koronie byłem skasowany. Nie grałem nawet w rezerwach.
• W końcu pożegnał się pan z Koroną...
- I miałem duże problemy ze znalezieniem nowego klubu. Kiedy odchodziłem, asystent trenera W. ze złośliwym uśmiechem powiedział, że w sporcie już nie mam czego szukać. Obdzwoniłem całą drugą ligę, przyjeżdżałem na testy i na tym się kończyło. Ktoś dobrze pilnował, abym nie dostał zatrudnienia.
• I pojawiła się oferta Motoru Lublin...
- To był prawdziwy dar, za który jestem wdzięczny lubelskim działaczom i trenerowi Ryszardowi Kuźmie. Dzięki Motorowi odżyłem i nigdy tego nie zapomnę.
Rozmawiał Artur Toruń