Gienek Loska swoją karierę muzyczną zaczynał na ulicy. Grał w metrze w Mińsku na Białorusi, w Białymstoku na bazarze, na placach we Wrocławiu. Dziś ten Polak białoruskiego pochodzenia swoim śpiewem i niekonwencjonalnym podejściem do muzyki podbija serca widzów w telewizji.
Koniec edukacji
W tej chwili Gienek Loska, już finalista programu "Z factor”, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w telewizji. Nie ulega wątpliwości, że skutecznie wykorzystuje swoje pięć minut i robi prawdziwą karierę. Tymczasem jeszcze do niedawna występował na skwerach i placach dla przechodniów.
Zaczął grać, kiedy miał 14 lat. Uwielbiał ballady grupy The Scorpions. Z kapelą podwórkową ćwiczył w podstawówce, gdzie salę do prób udostępniał im nauczyciel zafascynowany muzyką Beatlesów. W szkole średniej w Grodnie uczył się w klasie o profilu kulturalno-oświatowym, ale szybko zakończył swoją edukację. Zaledwie po roku wybrał granie. Pierwsze pieniądze zarobił w mińskim metrze. Przeznaczył je oczywiście na gitarę.
Naturalna selekcja
– Doskonale to pamiętam, bo ktoś rzucił mi wtedy papierowego rubla, a nie byle jaką kopiejkę. Wtedy do mnie dotarło, że to właśnie to, co chcę robić w życiu – wspomina Gienek. – To coś bardzo prawdziwego, na ulicy jest naturalna selekcja. Tym, którym się podoba to, co gram słuchają, inni odchodzą. Tym, którzy wytrwają dłużej ujawniam swoje poglądy na świat i życie, muzykę. Jestem takim trochę kapłanem rock ‘n'rolla.
Gienek do Polski przyjechał w 1992 roku. Miał wtedy 17 lat. Z Andrzejem Makarewiczem, z którym wspólnie założyli zespół Seven B., koncertowali w Augustowie i w Białymstoku; głównie na bazarze przy ulicy Kawaleryjskiej.
Dziury w mózgu
Prowadził życie prawdziwego rockendrolowca. Koncerty, alkohol i ciągłe wyjazdy były jego sposobem na życie. Nie zastanawiał się ani chwili, kiedy pojawiła się propozycja, żeby pomieszkać kilka dni w Krakowie, u kolegi w akademiku. Sam przyznaje, że to miasto wiele zmieniło w jego życiu i zrobiło na nim wielkie wrażenie.
– Głównie dlatego, że szybko i skutecznie robi dziury w mózgu – wyznaje dziś żartobliwie muzyk. – Miesięczny pobyt przeciągnął się na tygodnie, miesiące, w końcu lata. To okres mojego samostanowienia, w którym nie brakowało używek, głównie alkoholu. Piłem namiętnie, nierzadko tylko w tym widząc jakiś sens – wyznaje szczerze.
Przy życiu trzymała go muzyka. Grał na ulicy i zyskiwał coraz większą popularność jako wokalista zespołu Seven B. Jego występy gromadziły najpierw pojedyncze osoby, potem coraz większą grupkę fanów, aż stał się prawdziwym idolem krakowskich ulic. Publiczność nie skąpiła grosza. Gienek śpiewał głośno i mocno w stylu amerykańskiego białego bluesa. Wykonywał znane standardy, a towarzyszący mu gitarzyści dotrzymywali kroku. To, co zarobili, przepijali.
Operacja
Na noc Gienek zatrzymywał się u kolegi w akademiku, ale zdarzały mu się także noclegi w piwnicy, parku czy w rowie, o czym dziś wspomina z niesmakiem.
Po jednym z koncertów będąc w zupełnym upojeniu alkoholowym Gienek spadł ze schodów i rozbił głowę. To był poważny wypadek – krwiak w mózgu, częściowy paraliż ciała, przeszedł poważną operację. Po tym wydarzeniu została mu pamiątka – blizna na czole. Na pewien czas musiał zapomnieć o scenie, a przede wszystkim o piciu.
Życie Gienka na dobre zaczęło się zmieniać, kiedy na koncercie w Ostrowie Wielkopolskim poznał Agnieszkę, swoją obecną żonę. Oświadczył się jej po miesiącu, dla niej przeprowadził się do Wrocławia. Dziś mają czteroletnią córkę Aleksandrę. To właśnie rodzina zmieniła jego sposób życia. Odstawił alkohol, wczuł się w rolę ojca. I dalej grał.
Trzecie podejście
Tyle, że z ulicznych koncertów trudno było wyżyć. Postanowił spróbować swoich sił w telewizji. W "Szansie na sukces” wystąpił w programie z zespołem Wilki, brał udział także w programie "Mam talent”. Jednak to "X Factor” w TVN przyniósł mu największą popularność. Kiedy wszedł do studia, publiczność zaczęła mu bić brawo zanim zaczął śpiewać. Znali go z ulicznych koncertów czy występów, inni pamiętali z castingów. Charakterystycznym, mocnym, lekko zachrypniętym głosem i oryginalnym wyglądem zjednał sobie nie tylko widownię, ale także jurorów.
Z odcinka na odcinek Gienek robił coraz większe postępy. Publiczność jego występy przyjmowała długimi owacjami na stojąco, pokochała tego muzyka za oryginalny styl bycia i niezależność. Gienek już na pierwszych występach zrobił na jurorach wielkie wrażenie. Kuba Wojewódzki mówi, że śpiewa z trzewi, głęboko i prawdziwie. W jednym z odcinków wyznał nawet że ma do niego słabość. Czesław Mozil stwierdził, że kiedy ogląda występy Gienka, widzi i czuje, że muzyka coś znaczy. Zdaniem Mai Sablewskiej, jest prawdziwy i wzbudza wyjątkowe emocje.
Ulicy nie zostawię
Na początku programu wokaliści mogli prezentować swój własny styl. Z czasem te reguły się zmieniły i Loska też musiał zmienić repertuar i wizerunek. W drogim, firmowym garniturze i czarnej koszuli z żabotem śpiewał m.in. piosenki Rickiego Martina i Franka Sinatry.
– Czesław mówił wtedy, że wyglądam jak gwiazda kina porno na pogrzebie swojej partnerki z planu filmowego – zdradza rozbawiony wokalista.
Gienek Loska jest jednym z faworytów programu. Chciałby wygrać, to naturalne. Ale podkreśla, że niezależnie od tego, czy zdobędzie główną nagrodę, dalej będzie grał z zespołem Seven B. I występował na ulicy. – Bo tu po prostu jest prawdziwa adrenalina. Wokół zbierają się różni ludzie, obserwują, niektórzy podziwiają, a niektórzy zupełnie olewają. To ciekawe doświadczenie, które uzależnia.