Rodzice 16-letniej Ewy z Rzeszowa chcą od SPSK 4 w Lublinie odszkodowania w wysokości 400 tysięcy złotych i czasowej renty dla córki. Po wykonanej tu operacji u Ewy doszło do powikłań. Rodzina uważa, że zawinił szpital, bo dziewczynkę operował lekarz... nie mający uprawnień
Ewa urodziła się z niedotlenieniem mózgu. Od dzieciństwa cierpiała. Miała operacje z powodu zeza i przepukliny. W wieku przedszkolnym dała o sobie znać wada postawy. Pomimo wielu lat ćwiczeń i zabiegów rehabilitacyjnych, wada się pogłębiała. Lekarze stwierdzili, że nie obejdzie się bez operacji. Kierownik Kliniki Rehabilitacji AM w Lublinie prof. Andrzej Skwarcz (obecnie na emeryturze) konsultował dziewczynkę w Rzeszowie. Zdecydował, że dziecko musi być operowane w Lublinie.
Proces wieloetapowy
Ciężkie skrzywienia kręgosłupa, które w rezultacie prowadzą do trwałego kalectwa, czyli garba, leczone są wieloetapowo. Jeśli nie pomaga rehabilitacja, noszenie gorsetów, zapada decyzja o leczeniu operacyjnym. Nie jest to jeden zabieg. Najpierw na kręgosłupie, w miejscu skrzywienia, zakłada się dwa haki, które okłada się przeszczepami z innych kości, aby dobrze trzymały się w kręgosłupie. Kiedy obudowa kostna zostaje zakończona, przychodzi czas na kolejną operację. Na hakach montuje się specjalną rozwórkę, która koryguje skrzywienie.
Kręgosłup jednak rośnie i nadal się krzywi. Dlatego potrzebny jest następny zabieg – rozwórka zostaje rozkręcona, przez co dochodzi do korekcji skrzywienia. W trakcie leczenia, które trwa od dwóch do nawet pięciu czy sześciu lat, dziecko musi nosić specjalny gorset.
– Chodzi o to, żeby nie było gwałtownych ruchów – tłumaczy prof. Andrzej Skwarcz. – W kręgosłupie, który z natury rzeczy jest przecież ruchomy, są przecież metalowe wszczepy. Brak gorsetu może spowodować ich przesunięcie.
Trudne życie Ewy
Ewa została zakwalifikowana właśnie na taki typ leczenia. Zarówno dla dziecka jak i jego rodziców jest to trudny okres. Operacje, pobyty w szpitalu, konieczność ćwiczeń, noszenia gorsetu – to wszystko życia nie ułatwia.
Po raz pierwszy dziewczynkę operowano w 1999 roku. Wtedy właśnie założono jej haki. W październiku 2000 r. odbył się kolejny zabieg – rozkręcenie rozwórki i korekcja. Wszystkie operacje wykonywał Piotr M., specjalista rehabilitacji.
– Po ostatniej córka czułą się źle – mówi matka Ewy. – Gorączkowała, miała bóle głowy, brzucha. Lekarz prowadzący zlekceważył jednak te objawy. Ewę wypisano ze szpitala. W karcie napisano, że po operacji nie było powikłań.
Z Ewą jest źle
Ewa jednak cierpiała, jest stan się nie polepszał. Matka mówi, że dzwoniła do Piotra M. Zasugerował, by dzieckiem zajęli się lekarze w Rzeszowie.
– Neurolog stwierdził, że córka ma sepsę (uogólnione zakażenie organizmu, posocznicę – red.). Dodatkowo doszło do zaplenia wsierdzia – relacjonuje matka dziewczynki. – Dziecko trafiło do szpitala w Rzeszowie. Stwierdzono zakażenie gronkowcem. Córka cudem przeżyła. Potem nagle zaczęły się silne bóle głowy i wymioty. Badania wykazały, że rozerwał się jeden z kręgów mocujących hak. Hak uszkodził oponę twardą i dostał się do kanału kręgowego.
W styczniu 2001 r. Ewa wróciła do Kliniki Rehabilitacji.
– Tym razem operował ją dr Bogdan Kłapeć – dodaje matka. – To cudowny lekarz. Podczas tego pobytu córki w klinice dowiedzieliśmy się, że Piotr M. ... nie ma uprawnień do operowania! Wiele do życzenia pozostawiał też jego stosunek do nas i córki podczas leczenia w Rzeszowie. Dr M. był opryskliwy, nie interesował się losem naszego dziecka. Zastanawiamy się, czy i jemu nie wytoczyć oddzielnej sprawy.
Na razie rodzina wystąpiła do szpitala o odszkodowanie dla córki w wysokości 400 tysięcy złotych i czasową rentę – za zakażenie gronkowcem i sepsę, powikłania z tym zakażeniem związane i za powikłania związane z samą operacją. Do ugody nie doszło, sprawa trafiła do sądu.
Sepsy nie było?
Dr Bogdan Kłapeć mówi, że u Ewy nie było żadnej sepsy.
– Gdyby doszło do zakażenia, to ropa zbierałaby się przede wszystkim w miejscu, w którym w ciele pacjenta jest ciało obce, czyli metal – wyjaśnia. – Tymczasem kiedy robiłem operację, wszystko było czyste. Gdyby faktycznie była sepsa, nie doszłoby do wygojenia bez usunięcia haków i rozwórki.
Czy zatem rodzina słusznie stara się o odszkodowanie?
– Moim zdaniem – niesłusznie, bo takie powikłanie może zdarzyć się zawsze i nie wynika z błędu w sztuce – mówi dr Kłapeć. – Po operacji w Lublinie kiedy wyjąłem haki i rozwórkę, dziewczynka czuła się już dobrze. Ponadto wykonałem w Rzeszowie kolejną operację korygującą kręgosłup. Leczenie zakończyło się pomyślnie.
Operował bez specjalizacji
– Naszą sprawą zajął się dr Ryszard Frankowicz, prezes Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjentów z Tarnowa – mówi matka Ewy. – Ze skierowanego do niego pisma od krajowego konsultanta ds. ortopedii i traumatologii profesora Andrzeja Góreckiego jasno wynika, że nie powinien operować córki lekarz, który nie ma specjalizacji z dziedziny ortopedii.
Odmiennego zdania jest prof. Andrzej Skwarcz.
– Nie mam żadnych zastrzeżeń co do przebiegu operacji wykonywanych przez Piotra M. – mówi. – Wiele lat przepracował w naszej klinice, był szkolony pod moim kierunkiem. Uważam, że miał prawo operować i że nie popełnił błędu.
W szpitalu powszechnie wiadomo, że M. jest kuzynem profesora Skwarcza. Podobno był szykowany na jego następcę w Klinice Rehabilitacji, stąd wybór tej właśnie specjalności. Obecnie kierownikiem kliniki jest prof. Modrzewski. M. nie operuje już samodzielnie. Jest co najwyżej wyznaczany jako asysta.
Nie czuję się winny
Piotr M. nie rozumie, skąd niechęć rodziców Ewy do niego.
– Mam wrażenie, że chodzi wyłącznie o pieniądze – mówi. – Wcześniej sami mówili, że tylko ja mam operować ich córkę.
M. zaprzecza, że nie interesował się losem dziewczynki. Twierdzi, że odpowiadał na każdy telefon, nie był ani arogancki, ani obojętny.
– Proszę pamiętać, że to ogólnie chore dziecko – mówi. – Kiedy była leczona w szpitalu w Rzeszowie z powodu zapalenia wsierdzia, prawdopodobnie zdjęto je gorset. I to mogło być przyczyną wypadnięcia haka i powikłań pooperacyjnych.
Dlaczego Piotr M. nie skonsultował dziewczynki w Rzeszowie?
– Nie ma zwyczaju, żeby lekarz ze swojej inicjatywy wchodził na obcy oddział – odpowiada. – To koledzy z Rzeszowa powinni zwrócić się do nas o konsultacje. Skoro tego nie zrobili, widocznie nie widzieli takiej potrzeby.
Piotr M. nie ukrywa, że specjalizacji nie ma. Ale uważa, że kręgosłupy operować umie.
– Już jako student spędzałem wakacje na ortopedii, na stażu tam dyżurowałem – mówi. – Mam certyfikaty z wielu krajów Europy Zachodniej, potwierdzające moje umiejętności. Można więc zadać pytanie: czy lepiej, że operuje ktoś, kto faktycznie umie to robić, czy ktoś, kto zdobył papier, ale o operacjach kręgosłupa nie ma pojęcia?..
Szef odpowiada
Dyrektor SPSK 4 Marian Przylepa:
– Nie wiem, kto ma rację w tym sporze. Wiem natomiast, że za wszystko, co dzieje w klinice, odpowiada jej kierownik.
– To oczywiste, że samodzielnie operować powinna osoba, która ma uprawnienia – mówi Jerzy Mazur, przewodniczący komisji etyki Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Ale ten lekarz miał swojego przełożonego, który wyznaczał osoby do operacji. Zakładam, że skoro wybrał tego, a nie innego lekarza, to nie miał wątpliwości, co do jego fachowości.
P.S. Imię dziewczynki, na prośbę rodziny, zostało zmienione.