Regał apteczny sprzed ponad pół wieku, stare sprzęty do wyrobu leków i mnóstwo wiekowych ksiąg i dokumentów - takie zabytki można będzie oglądać w Izbie Pamięci Aptekarskiej, która ma szansę powstać w Poniatowej.
Na pomysł założenia Izby Pamięci Aptekarskiej w Poniatowej wpadł Edward Stanek, farmaceuta od 1966 roku. Na razie gromadzi i ustawia eksponaty. Izba ruszy dopiero wtedy, gdy pan Edward uzyska na to zgodę władz aptekarskich. - Nie organizuję muzeum w aptece, jak mówią niektórzy. Chcę tylko w pomieszczeniu szkoleniowym, które każda apteka musi mieć, uruchomić Izbę Pamięci. Będzie ona poświęcona farmaceutom, którzy działali w Polsce międzywojennej - mówi Edward Stanek.
Stary regał
W izbie stoją już meble, które do swojej apteki w Chodlu w latach 30. kupił mgr Władysław Dąbski. - Pochodzę z Adampola koło Chodla, więc pamiętam tę aptekę. W 1982 roku wezwano mnie, bym ratował ją przed upadkiem. Udało się, a dyrekcja Cefarm poszukiwała kogoś, kto weźmie stare meble, które nie pasowały tam po zmianach - wspomina pan Edward. - Już miały iść na opał i wtedy dowiedziałem się, że mogę je odkupić. Na szczęście, miałem je gdzie magazynować.
Po prywatyzacji aptek, meble trafiły do apteki Stanka przy ul. Modrzewiowej w Poniatowej, gdzie przez wiele lat dobrze służyły.
- Dopiero w tym roku córka, która jest teraz właścicielką apteki, kupiła nowoczesne meble i był problem, co zrobić ze starymi? Tak powstał pomysł stworzenia miejsca, które będzie służyć nie tylko młodym adeptom farmacji, ale też młodzieży z Poniatowej, żeby mogli zobaczyć jak dawniej funkcjonowała apteka, jak robiono leki czy zioła.
Pigularze
Kiedyś 90 proc. leków wykonywało się w aptece. - Nadal wszyscy nazywają nas pigularzami, choć wyrabianie pigułek w aptece skończyło się w połowie XX wieku - mówi farmaceuta.
Dawniej popularną formą leczenia były zioła. Ziele przechowywało się w ocynowanych puszkach. Potem były poddawane dalszej przeróbce, do czego służył specjalny młynek. - Jeśli chcieliśmy uzyskać nalewkę z mięty, zioła po rozdrobnieniu wkładało się w perkolator mosiężny lub szklany. Potem się je ubijało i zalewało spirytusem - wyjaśnia nas specjalista. - Po tygodniu w specjalnym urządzeniu spuszczało się wytrawioną ciecz. Dzisiejsza nalewka niewiele ma wspólnego z tamtymi, bo dawniej była to jedynie płynna forma leku ziołowego.
Wnuk Wilhelma
W izbie można zobaczyć ocynowane puszki, w których trzymało się zioła, specjalny młynek, mosiężny i szklany perkolator do wyrobu nalewek leczniczych, mnóstwo buteleczek ze starymi etykietami poustawianych na regałach oraz wojskowy aparat do pozyskiwania wody destylowanej, którą można było zrobić nawet z kałuży.
- W izbie wszystkiego będzie można dotknąć i z pewnością powstanie tu niejedna praca magisterska - cieszy się Stanek. Podkreśla, że największy zabytek dostał dwa tygodnie temu od wnuka Wilhelma Pica De Replonge, który w czasach międzywojennych miał aptekę w Karczmiskach. - Zadzwonił do mnie z Hamburga, bo dowiedział się o moim zainteresowaniu historią aptekarstwa. Tuż przed 1 listopada przyjechał z żoną i synem oraz trzema walizkami i przywiózł rzeczy po swoim dziadku aptekarzu z Karczmisk. Dał mi wspaniałą rzecz, czyli przyrząd do sterylizacji, jakiego nigdy przedtem nie widziałem.
Dokładność aptekarza
Groźnie wyglądały etykiety z czerwonymi napisami. Był to znak, że substancja w środku jest silnie działająca i musi być dawkowana ściśle według receptury. Najbardziej uważać należało na te o czarnym tle i białym napisie. Były tam substancje bardzo silnie działające, typu arszenik czy rtęć.
Aptekarz musiał trzykrotnie sprawdzać, czy pobiera substancje z właściwych butelek i czy ich waga jest właściwa. - W dawnych aptekach za pierwszym stołem stał magister o największym doświadczeniu i jak wydawał lek pacjentowi, to pytał kogoś z zaplecza, jakie ilości substancji znajdujących się w leku były odważane. I ta osoba musiała je wymienić z pamięci, mimo że dziennie robiła około 40 różnych leków. Stąd wzięło się powiedzenie "dokładność aptekarska” - tłumaczy pan Edward.
Dawna apteka sprzedawała też perfumy, maszynki do strzyżenia włosów, środki kosmetyczne. Traktowana była jako drogeria, ale nie było w niej środków ściśle upiększających, jak tusze do rzęs. Aptekarze za to robili kremy lecznicze na wypryski czy trądzik.
Prowizor
W izbie pan Edward ma też wyjątkowy kamień - otoczak. - On stał się inspiracją mojego zawodu. Jako dziecko często chodziłem do apteki w Chodlu po specyfiki na przeziębienie. Za kontuarem stał prowizor Życzyński. Był nazwany prowizorem, gdyż kończył uczelnię w Moskwie, ale miał wiedzę taką, jak każdy farmaceuta. Na tym kontuarze leżał kamień. Wiele razy myślałem, co to za kamień, a on zwyczajnie przygniatał recepty, żeby ich nie zdmuchnął wiatr, bo w aptece był przeciąg. Otoczak przeleżał w tej aptece 30 lat i potem, gdy znalazłem się w niej ponownie w 1982 roku, poznałem go i zabrałem do siebie.