Pieniądze, nerwy, nieprzespane noce, godziny spędzone nad książkami albo w zadymionych pubach. Życie studenta to ciężki kawałek chleba.
Teoretycznie najłatwiej powinni mieć Ci, którzy za studia płacą. Na przykład wszyscy studenci uczelni prywatnych, kilkunastu działających w naszym regionie. W końcu: "płacę, to wymagam!”.
- Owszem, w prywatnych szkołach jest trochę spokojniej niż na wielkich uniwersytetach. Milsze są też panie w dziekanatach. I wykładowcy się nie spóźniają - przyznaje Konrad Majkowski, absolwent stosunków międzynarodowych w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie. - Ale egzaminy są takie same, jak w uczelniach publicznych. A wykładowcy, którzy odpuszczają studentom, szybko mogą trafić na cenzurowane. Bo szkołom zależy na prestiżu.
Miesiąc rycia kodeksu
Na jego kierunku takich przeszkód jest więcej: oprócz karnego, także prawo rzymskie czy cywilne. - A ja miałam też handlowe. Było naprawdę ciężko - dodaje Katarzyna Skrzypek. Szczęściara, bo w tym tygodniu skończyła studia: administrację na UMCS. To ten sam wydział, co wspomniane prawo Damiana. - I profesorowie ci sami - podkreśla Kasia. - Więc poprzeczka podniesiona naprawdę wysoko.
Prawdziwi specjaliści
- Bo studia na politechnice to nie tylko podręczniki. Ale też rysunki, projekty, laboratoria, praktyki - wylicza prof. Wac-Włodarczyk. - I warto poświęcić na to czas. Bo nasi absolwenci to prawdziwi specjaliści. Którzy nie mają problemów ze znalezieniem pracy.
Ale nie tylko o czas tu chodzi. - Skończyłem LO, a na jednych z pierwszych zajęć wykładowca kazał mi wyznaczyć liniar czegoś tam. Podobno miałem to wiedzieć. Niby skąd? - pyta Piotr, student PL. - I dlatego po dwóch latach na budowie samochodów i ciągników zmieniłem kierunek, na zarządzanie i inżynierię produkcji. Efekt? Po czterech latach studiów ciągle jestem na drugim roku.
Liczy się klimat
- Bo studia na uczelni technicznej wcale nie są tylko dla facetów - podkreśla Dominika Szymoniuk, na co dzień... szefowa samorządu studenckiego PL. - Są przedmioty łatwiejsze i trudniejsze. Jak na każdej uczelni.
Także na Akademii Rolniczej, nazywanej przez niektórych Akademią Relaksu. - Studenci innych uczelni, którzy tak mówią, pewnie zazdroszczą naszym żakom - śmieje się prof. Grażyna Jeżewska, prorektor AR ds. studenckich i dydaktyki. - Zazdroszczą obiektów sportowych, sekcji kulturalnych i zajęć dodatkowych. Bo pewnie to mieli na myśli, mówiąc o relaksie. A na poważnie: Zapraszam studentów z innych uczelni, żeby postudiowali u nas biotechnologię czy weterynarię. To naprawdę nie są łatwe studia, których absolwenci są znakomitymi fachowcami.
Piwa wystarczy
- A i tak w weekend na Starym Mieście spotkają się wszyscy - dodaje przyszły lekarz. - I, niezależnie od uczelni czy kierunku, będą się dobrze bawili przy piwie. Bo tego w studenckim Lublinie wystarczy dla wszystkich.