Rozmowa z Urszulą Dudziak, wokalistką jazzową
• Wzięła pani udział w nagraniu teledysku do polskiej wersji hymnu europejskiego. Czy było to dla pani ciekawe wyzwanie?
– Fantastyczne. Marcin Pospieszalski i Jacek Cygan zrobili z tego cudo! Wszyscy śpiewają pięknie. Ja też.
• Jaka była pani pierwsza reakcja, gdy dostała pani propozycję udziału w tym nagraniu?
– Miałam problem, ponieważ od lat nie śpiewam utworów z tekstem. Długo się zastanawiałam, jak z tego wybrnąć, czy popisywać się swoimi jazzowymi koloraturami, czy zaśpiewać tradycyjnie, jak śpiewa się piosenki. Wybrałam tę drugą opcję. I oto usłyszałam siebie śpiewającą tekst, i jestem mile zaskoczona. Może od tego momentu powrócę znów do takiego właśnie śpiewania?
• Często teraz widać panią w Polsce. Czyżby postanowiła pani śledzić karierę swojej córki?
– Dobrze, że ona tego nie słyszy, bo pewnie by powiedziała: mama, daj mi święty spokój. Ona i tak mówi, że jestem trochę za blisko niej. Ale to jest kwestia czasu. Nie powiem, żeby mi nie było dobrze w Polsce, zwłaszcza, że mam tu fantastycznych przyjaciół. A poza tym tyle ciekawego się tu dzieje.
• Co pani robi na co dzień, czym się zajmuje?
– Gram w tenisa... Przygotowuję nową płytę, piszę książkę. No i ... pilnuję córki.
• Jaka to będzie książka, jaka płyta?
– Książka autobiograficzna. A płyta? Wymyślam rzeczy zupełnie nowe, bo ja się generalnie bardzo szybko nudzę i nie chcę powtarzać tego, co do tej pory robiłam
• Kiedy płyta ukaże się w sprzedaży?
– Nie wiem.
• A książka?
– Pod koniec tego roku, może na początku przyszłego.
• Zdradzi pani tytuł książki i płyty?
– Sama jeszcze nie wymyśliłam.
• Utrzymuje pani kontakt ze Stanami czy już definitywnie zadomowiła się w Polsce?
– Nawiązuje kontakty, a nawet finalizuję pewne przedsięwzięcie polsko-amerykańskie. Chcę pokazać mój zespół, złożony z samych kobiet. Te dziewczyny przyjeżdżają w maju z Nowego Jorku do Polski. To są Amerykanki, które najpierw wystąpią w Polsce, a potem w Stanach.
• Gdzie pani spędzi Święta?
– W Warszawie. Przyjedzie do mnie cała rodzina ze Szwecji i moja córka z Nowego Jorku z narzeczonym. Zapowiedział się z wizytą mój pierwszy mąż, Michał, który wybiera się do mnie na święta ze swoją dziewczyną. Podobnie jak mój szwedzki mąż, moja siostra i mój brat. Do domowników zaliczam też moje dwa psy. Jeden przyjedzie z bratem ze Szwecji, a drugi jest wzięty dwa tygodnie temu ze schroniska. Jest cudny, nazywa się Diva. To suczka, kundelek, kombinacja wilka z owczarkiem alzackim.
• Czy to będą tradycyjne, polskie święta?
– Na pewno. Będzie święconka, będą polskie ciasta, będzie śmigus-dyngus.... Byleby tylko dopisała pogoda.