To jedna z najstarszych części Lublina. Rozwijała się dzięki żydom, którym nie wolno było osiedlać się w mieście, którego częścią z czasem się stała. Gościła też prawosławnych. Brutalnie doświadczona przez wojnę, później zdeptana przypadkowością. Bo obecny jej kształt to w znacznej mierze dzieło przypadku. Teraz ma szansę na nowy pomysł na przyszłość
Kilkadziesiąt lat później Lublin jest już otoczony murami obronnymi, co zawdzięcza Kazimierzowi Wielkiemu. Żydzi nie mieli jednak prawa osiedlać się na terenach miejskich, pozostało im osiedlać się na Podzamczu. Tak powstała dzielnica żydowska. Później zbudowano tu również cerkiew. Drewniana świątynia spłonęła, a w jej miejsce wzniesiono nową. Właśnie tę, która istnieje do dziś. To najstarsza w Polsce cerkiew, która nadal jest we władaniu Kościoła prawosławnego.
Zwarta zabudowa pojawiła się na Podzamczu podczas odbudowy po najazdach kozaków i Szwedów. Do 1862 r. żydzi nie mogli osiedlać się tam, gdzie chcieli, stąd okolice Zamku były coraz bardziej zaludnione.
Główną ulicą dzielnicy żydowskiej była ul. Szeroka biegnąca na przedłużeniu ul. Grodzkiej. Tu, gdzie teraz jest parking na pl. Zamkowym przed wojną stały budynki. Sięgały niemal samego wejścia do Zamku.
W 1937 r. płynąca tu Czechówka została przesklepiona na odcinku 800 metrów.
Podczas II wojny światowej na Podzamczu powstało getto, do którego zwieziono żydów z Lublina. W okazałej Synagodze Maharszala (z 1567 r.) mogącej pomieścić naraz trzy tysiące wiernych urządzono schronisko dla uchodźców. 17 marca 1942 r. hitlerowcy rozpoczęli regularną likwidację getta, z którego do obozów zagłady trafiło 26 tys. ludzi. Do 1944 r. dzielnica została zrównana z ziemią. Częściowo zachował się kwartał ulic: Kowalskiej, Furmańskiej i Cyruliczej oraz część zabudowań ul. Lubartowskiej. Dopiero 10 lat później uprzątnięte zostały gruzy nieistniejącej dzielnicy, a teren został przekształcony w plac w obecnym kształcie. W 1954 r. odbyła się tu wystawa z okazji dziesięciolecia PKWN, później pawilony wystawiennicze zostały przeznaczone na dworce autobusowe. W 1961 r. przesklepiony został dalszy kolejny fragment Czechówki. Kolejne duże zmiany w tym obszarze spowodowała budowa al. Unii Lubelskiej oraz al. Tysiąclecia (1967 r.). Pierwsza z tych arterii oderwała Zamek od terenu dawnych stawów, zaś druga odgrodziła Stare Miasto od Podzamcza.
– Generalnie jest regres, jak wszędzie, nie tylko w handlu. Ludzie chodzą jak po muzeum. Każdy patrzy, chciałby kupić, a nie ma za co – opowiada Leszek Fedec, jeden z kupców, a zarazem udziałowiec zarządzającej targowiskiem spółki Bazar. – Udziałowcami są 142 osoby. 120 innych wynajmuje stoiska. Spółka zatrudnia też ludzi do ochrony i sprzątania. Jak ich policzyć z rodzinami, to wychodzi prawie tysiąc osób. To duża grupa, trzeba się z nią liczyć. A w historii bywało różnie, dajmy na to w Warszawie w hali MarcPolu, na Rembertowie, bazarze Różyckiego – wylicza Fedec.
Pierwsze "zostać”
– Handel powinien tu zostać. W innym miejscu umrze śmiercią naturalną. Trzeba tylko pieniędzy i pomysłu na to miejsce – twierdzi Fedec. – Amfiteatry i fontanny nie mają sensu, bo kto za to zapłaci? W nowym projekcie Podzamcza powinny być zawarte wszelkie te elementy, które tu są. Także pamięć o historii tego miejsca i jakaś część mieszkalna.
Kto patrzy w górę
Kilkadziesiąt kroków i docieramy do Dworca Głównego PKS. Za szpalerem blaszanych bud oferujących i książki i zabawki i bieliznę i diabli wiedzą, co jeszcze skrywa się wielki plac pełen autobusów. Królują tu leciwe autosany. Przybyszów wita smętna płyta placu manewrowego. Przy hali dworca jeszcze szpetniejszy autobus. Relacja "Lublin-Lviv”.
Parę metrów i jesteśmy na ul. Ruskiej, nad którą góruje kościół św. Mikołaja. Ale mało kto ma tu czas, by zadzierać głowę do góry. Chyba, że na tabliczki, którymi obwieszony jest mur podtrzymujący skarpę. Warszawa, Kraków, Rzeszów, godziny odjazdów. I wszechobecne tu busy.
Drugie "zostać”
– To powinno być jakoś przebudowane, uporządkowane. Na dworcu PKS trudno się czegoś dowiedzieć, przydałby się lepszy budynek, a nie taki zaniedbany. No i żeby te wszystkie autobusy i busy były w jednym miejscu – uważa Krzysztof, który regularnie dojeżdża tu do szkoły z Wierzchowisk.
Teraz czeka na kurs powrotny, na placu u zbiegu Ruskiej i Nadstawnej. Nie uśmiecha mu się to, by cały ten ruch pasażerski przenieść w pobliże dworca kolejowego. – Właśnie tu jest centrum miasta, a nic się nie dzieje. W śródmieściu są kluby, sklepy, szkoły, uczelnie, ludzie tu pracują. A tam nawet dojazd komunikacją miejską jest trudniejszy – stwierdza Krzysztof.
– W to miejsce najlepiej dojechać, jest najwięcej autobusów. Szkołę mamy blisko, w centrum, przy Racławickich. A stamtąd jest lepszy dojazd tu niż na dworzec kolejowy – podkreśla Dorota Żywicka, czekająca na kurs do Wojciechowa.
Trzecie "zostać”
– Po ile te pomidory? – pyta starsza kobieta.
– Dwa pięćdziesiąt – odpowiada młody chłopak zza skrzynek z warzywami o owocami. To jeden z kramów targu przy Ruskiej. – Jak będą dobre, to pani pamięta: zawsze przy tym żółtym samochodzie.
– Ruch jest spory, wielu ludzi tu przyjeżdża, z całego miasta. Dla nas to przede wszystkim miejsca pracy. Żyjemy z tego – przyznaje Amadeusz Wielgus. On obsługuje jeden stragan, ojciec stoi przy drugim. Co dzień przyjeżdżają tu z Dysa. – Targ powinien tu zostać. Wątpię, by ktoś zgodził się na jego likwidację, na obrzeżach miasta na pewno nie będzie tak, jak w centrum. Lokalizacja jest dobra, tylko gorzej z parkingami. Trzeba się spieszyć, żeby do dziewiątej towar rozładować, bo Straż Miejska mandaty wlepia. Parking jest wiecznie zapchany, to raptem dziesięć miejsc. Ale jak ktoś dobrze pomyśli, to targ może wkomponować w całość, zmodernizować go, żeby lepiej wyglądał i na pewno nikomu nie będzie to przeszkadzało.
Tylko dla trzeźwych
Dochodzimy do przejścia przez Ruską. A tu ciągle słychać jedno słowo. To samo, które dobiegało do nas sprzed hali Nova: "Papierosy!”, "papierosy!”.
Co raz ktoś podchodzi do jednego z mężczyzn z reklamówkami. Ten wkłada rękę do siatki, inkasuje pieniądze i zadowolony klient odchodzi z paczką papierosów. Tańszych niż w kiosku. Bez polskiej akcyzy.
– Możemy karać za przestępstwo skarbowe, a następnego dnia ta sama osoba znów handluje – stwierdza Mariusz Kołtun, komendant Komisariatu II Policji. To jedno z trzech głównych zmartwień funkcjonariuszy w tym rejonie. – Ze względu na duży przepływ ludzi jest to sporo kradzieży kieszonkowych. Przestępcy czatują też na osoby nietrzeźwe, które padają tu nieraz ofiarą rozbojów. To jedno z mniej bezpiecznych miejsc.
Tu nie ma nic
Podzamcze to w tej chwili jeden wielki targ i dworzec. Na pierwszy plan wysuwają się stragany, kupcy i kupujący. Busy, autobusy i pasażerowie. W tym wszystkim gdzieś giną mieszkańcy.
– Jak się żyje? Ciężko. Nie jest za ciekawie. Miejsce takie, jak widać – Aneta Baranowska, mieszkanka kamienicy na rogu Lubartowskiej i Ruskiej rozkłada ręce. Tuż obok stoją rozpadające się komórki. – Mieli je wyremontować, ale doprosić się nie można.
Na zakurzonym podwórku obok komórek bawią się dzieci. – Pan zobaczy. Tu nie ma nic. Jeden jedyny plac zabaw jest aż za Zamkiem. A tu dzieci nie mają nawet porządnego podwórka. Nie można ich bezpiecznie wypuścić, żeby się pobawiły. Na dole kamienicy jest sklep, więc ciągle jeżdżą samochody dostawcze, z jednej strony jest ruchliwa ulica, z drugiej też – mówi pani Aneta. – Jedyne, z czego jesteśmy tu zadowoleni to targ. Bo blisko.
Zostać. Bo światło
To już nie tyle targ, ile wąski chodnik wzdłuż Ruskiej. Rządek starszych pań. Tu kosz z jajkami, tam świeżo łuskana fasola, wiaderko pigwy, biały ser w ściereczce…
– Tak. Powinniśmy tu zostać – wzdycha pani Halina. – Ten targ jest nam potrzebny. Bo jak tu żyć inaczej, jak wieś leży na obydwu łopatkach? Pan pyta o unijne dopłaty? Ten, co ma duże gospodarstwo, to bierze. Ten, co malutkie – upada. Tu mam dodatkowy zarobek. Proszę, własne maliny. Mam działeczkę malutką w Jakubowicach i wszystko z niej przywożę. Inaczej ciężko byłoby żyć. Ale i z tego, co ja mogę utargować? Chociaż trochę na to światło, bo na całość to nie.
Szarzyzna
– Pamiętam, jak kiedyś MPK kupiło 12 czy 13 autobusów miejskich, była uroczystość na Podzamczu – wspomina Onufry Koszarny, miejski trębacz. – I ja tam byłem zaproszony, był biskup Pylak, święcił te autobusy, a mnie podstawili żuka ze zwyżką i grałem z niej na cztery strony świata lubelski hejnał. To najbardziej utkwiło mi w pamięci.
Teraz uroczystości tu nie ma. Światła reflektorów omijają to miejsce, od błyszczenia jest Stare Miasto. Zostawione samo sobie Podzamcze ma być przydatne. I choć nie brak tych, którzy mówią, że to szkaradztwo, to ci, którzy na co dzień się tu kręcą, najczęściej powtarzają słowo "zostawić”. Tylko czy w takiej postaci?
Co nam to da?
Nagrodzone pomysły posłużą miastu do stworzenia planu zagospodarowania przestrzennego. To dokument, który określa, na co można przeznaczyć poszczególne działki, a na co nie.
– Istotne jest, że miasto nie będzie związane wynikiem konkursu i będzie mogło tworzyć na podstawie tych prac wizję, która może się od nich nieco różnić – podkreśla Stanisław Lichota, przewodniczący sądu konkursowego.
– Przewidujemy, że plan będzie gotowy pod koniec 2012 lub na początku 2013 r. – mówi Krzysztof Żuk, prezydent miasta. Wtedy miasto dokładnie wiedziałoby, jak teren może być wykorzystany i co się może na nim znaleźć. – Wtedy moglibyśmy zacząć poszukiwać inwestorów dla tego obszaru.
Niech ktoś kupi
– Najlepiej, by inwestor wziął całość na siebie. Chodzi o rozwiązanie, w którym sprzedajemy nieruchomość z zabezpieczeniem części działek pod potrzeby targowiska. O szczegółach będziemy mogli dyskutować, gdy dostaniemy koncepcję z zaleceniami do planu zagospodarowania. – mówi Żuk. – Od tego będzie zależeć, czy uda nam się znaleźć inwestora gotowego wyłożyć kilkaset milionów. Jeśli będzie z tym problem możemy szukać rozwiązań pośrednich: nie sprzedajemy gruntu, ale dajemy go w dzierżawę lub wnosimy do spółki. Ale najkorzystniejsze dla miasta byłoby przedsięwzięcie całkowicie prywatne.
Kto się skusi?
Dla przyszłości Podzamcza kluczowe będzie to, czy ktoś zwietrzy tu interes. Najłatwiej byłoby mu wziąć ziemię i zbudować tu mniej lub bardziej zgrabną galerię handlową. Ale to nie wchodzi w grę.
– Nie możemy popełnić błędu Krakowa z jego Galerią Krakowską – zastrzega prezydent. – Wychodzimy z założenia, że mamy cerkiew, której nie można zasłonić i wzgórze Czwartek, którego nie wolno zabudować. Budynki mogą się wznosić tylko od cerkwi osiągając największą wysokość przy Lubartowskiej. To duże wyzwanie dla inwestora: niejako "rozlać” swoje centrum po tym terenie.
Ktoś je podejmie? – Skoro zgłosiło się tyle biur architektonicznych, to może to oznaczać, że część z nich pracuje dla potencjalnych inwestorów – odpowiada Żuk.
Dla każdego
Liczba chętnych do planowania Podzamcza zaskoczyła organizatorów konkursu. – Jest ich dwa razy więcej, niż się spodziewaliśmy – przyznaje Lichota. Architekci nie będą mieć jednak pełnej swobody w tworzeniu prac. Miasto dało im pewne wytyczne. Jakie?
Podzamcze ma być wielofunkcyjne. Atrakcyjne dla turystów i miłośników kultury. Musi tu być wyznaczone miejsce spotkań, spacerów i ważnych wydarzeń: kulturalnych, społecznych i politycznych. Ma też uwzględniać różne formy aktywności ludzi w każdym wieku.
Uczestnicy konkursu muszą uwzględnić również historię miejsca. Wyeksponować widoki na wzgórza: Zamkowe, Czwartek i Grodzisko oraz na Stare Miasto.
Wskazane jest wyeksponowanie przebiegu płynącej podziemnym kanałem Czechówki, a nawet odsłonięcie rzeki. Podobnie jak ukazanie dawnego przebiegu ul. Szerokiej i Ruskiej. Bezwzględnie uwydatniony musi zostać dawny zdrój uliczny na skraju placu PKS.
Bez dworca
Architekci muszą przewidzieć możliwość adaptacji drobnego handlu tak, by nie kolidował z charakterem miejsca. Pod rozwagę miasto pozostawia im utrzymanie "koszyczkowego” handlu warzywami i owocami w wydzielonych, czasowych strefach.
Zniknąć ma jednak dworzec. Zastąpi go przystanek przesiadkowy z dwoma peronami mającymi łącznie od 6 do 8 miejsc dla autobusów. Na Podzamczu zostanie za to postój taksówek.
Plan ma przewidzieć nowe budynki. Architekci powinni uwzględnić uzupełnienie zabudowy kwartałów ulic: Nadstawna–Nowy Plac Targowy–Targowa–Ruska, Nowy Plac Targowy–Targowa–Ruska–Lubartowska, Wodopojna–Tysiąclecia–Lubartowska–Świętoduska oraz Lubartowska–Cyruliczna–Furmańska–Tysiąclecia. Zalecane jest też stworzenie północnej pierzei pl. Singera.
Nie za wysoko
Najwyższa zabudowa – do 20 m – może być przewidziana przy Lubartowskiej. Im bliżej cerkwi, tym niżej – najpierw 11 m, później 6 m. Nie wolno nic budować na błoniach koło Zamku. Trzeba za to powiązać ze sobą tereny zielone po obu stronach al. Unii Lubelskiej.
Dachy mają być projektowane starannie. Część może być przeznaczana m.in. na tarasy i ogródki kawiarniane. Architekci mają też rozważyć możliwość adaptacji budynku społemowskiego Bazaru.
Przyjęte w koncepcjach rozwiązania powinny też proponować jak najmniej kolizyjne połączenie terenów Podzamcza ze Starym Miastem. Tak, by dzieląca ten obszar trasa W-Z możliwie najmniej dawała się we znaki. Nie jest planowana zmiana szerokości al. Tysiąclecia, koncepcje mogą jednak zakładać zmianę jej poziomu. Gdyby droga zniknęła w tunelu można by bez problemu przechodzić z pl. Zamkowego w stronę Ruskiej. Choć to rozwiązanie jest na tyle kosztowne, że mało realne.
– A nie wykluczamy, że po wybudowaniu obwodnicy ruch na al. Tysiąclecia na tyle się zmniejszy, że da się jakoś "oswoić” – mówi Lichota.
Dla nocnych marków
Kameralne, ale jednocześnie tętniące życiem przez całą dobę. Między innymi po to wskazane jest, by były tam również mieszkania. – Ale raczej nie dla rodzin – zastrzega Lichota. – Prędzej dla ludzi, którym nie przeszkadza aktywne życie, świadomie wybierających życie w mieście, nie preferujących spokoju. Tak, jak jest to w warszawskiej Ścianie Wschodniej, gdzie zachowane są pewne proporcje między funkcją mieszkalną, a pozostałymi. Tego typu rozwiązania w obszarze śródmiejskim sprawdzają się.
Zwycięzca dostanie 120 tys. zł, za drugie miejsce jest 80 tys. zł nagrody, za trzecie 40 tys. zł, a za wyróżnienie 20 tys. zł.