Z dr. Sławomirem Poleszakiem z Oddziałowego Biura Badań Historycznych lubelskiego Instytut Pamięci Narodowej rozmawiamy o zgrupowaniu mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora”.
• Niewątpliwie najbardziej znanym Żołnierzem Wyklętym na Lubelszczyźnie jest Hieronim Dekutowski „Zapora”. Kiedy zaczął działać?
– Hieronim Dekutowski „Zapora” jest symbolem podziemia niepodległościowego w Polsce, a nie tylko na Lubelszczyźnie. Jednym z najlepszych dowódców polowych. Swoją walkę rozpoczął we wrześniu 1939 r., kiedy zgłosił się na ochotnika do wojska, a po klęsce Polski dotarł do Francji. Walczył w kampanii francuskiej, a następnie przedarł się do Wielkiej Brytanii. Udało mu się zakwalifikować na kurs cichociemnych. Następnie został zaprzysiężony w szeregi Armii Krajowej. We wrześniu 1943 roku został zrzucony na spadochronie na teren Polski i przydzielony do oddziału ppor. Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”, który operował na Zamojszczyźnie. Uczył się tam fachu dowódcy oddziału partyzanckiego. Własny oddział stworzył na początku 1944 r., kiedy mianowano go dowódcą Kedyw Inspektoratu Puławsko-Lubelskiego.
• Był dobrym dowódcą?
– W przeciągu zaledwie kilku miesięcy dowodzony przez niego oddział stał się jednym z najlepszych w lubelskim okręgu AK. Ilość przeprowadzanych przez niego akcji sytuowała go w ścisłej czołówce. To najdobitniej pokazywało, że ten młody człowiek, bo mający zaledwie 26 lat bardzo szybko nauczył się rzemiosła partyzanckiego i potrafił przekazać swoje umiejętności młodym podkomendnym. Latem 1944 r. jego oddział brał udział w akcji „Burza” walcząc z wycofującymi się oddziałami niemieckimi. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie próbował iść na pomoc walczącej stolicy, ale ze względu na dużą ilość jednostek sowieckich, które zatrzymywały i rozbrajały polskie jednostki okazało się to niemożliwe. Wycofał się, ukrył broń, rozpuścił ludzi i postanowił przeczekać ten trudny okres, aby zorientować się, jak będzie się rozwijać sytuacja. Szybko przekonał się, że nowa władza traktuje go jako osobę bardzo niebezpieczną. Był tropiony przez sowiecki kontrwywiad wojskowy „Smiersz” i jednostki NKWD.
• Po październiku 1944 r. sytuacja się zmieniła.
– Sowieckie represje objęły wtedy także szeregowych członków Polskiego Państwa Podziemnego. Przez Lubelszczyznę przetaczały się fale obław. Aresztowano członków AK, BCh i NSZ, a po selekcji wywożono ich do obozów internowania w głębi ZSRR. Taki los spotkał też niektórych z podkomendnych „Zapory”. Musiał reagować na takie wydarzenia, bo podkomendni skupili się wokół niego szukając oparcia. Sam „Zapora” nie miał wtedy żadnego kontaktu z dowództwem. Musiał podejmować samodzielne decyzje.
• Na całej Lubelszczyźnie tworzyło się wtedy wiele takich oddziałów.
– Powstawały masowo, co było związane z ukrywaniem się przed sowieckimi represjami. Dowódcy podziemia musieli na tę sytuację zareagować. Jeśli ci ludzie nie zostaliby wzięci w karby dyscypliny zorganizowanego oddziału partyzanckiego, stworzyliby grupy zbrojne o charakterze rabunkowym. Próbowano więc nad nimi zapanować. Oddziały powstawały, mimo że gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” 19 stycznia 1945 r. wydał rozkaz o rozwiązaniu Armii Krajowej
• Rozkaz został wtedy zlekceważony, a część dowódców, którzy nie mieli całościowego oglądu sytuacji posądziło wręcz gen. Okulickiego o zdradę.
– Można powiedzieć, że stosunek do rozkazu gen. Okulickiego zależał od tego, czy dany teren miał doświadczenia z sowiecką rzeczywistością. Tam, gdzie doświadczono kilkumiesięcznej sowieckiej okupacji, rozkaz ten nie został wykonany, a miejscowe struktury AK kontynuowały działalność. W połowie 1945 roku, w szczytowym okresie, zgrupowanie „Zapory” liczyło ponad dwustu partyzantów i operowało w kilku pododdziałach, które prowadziły działalność na ściśle określonym terenie. Zgrupowanie było poważnym zagrożeniem dla komunistów w centralnej i południowej części Lubelszczyzny, ale jego pododdziały zapuszczały się na tereny województw kieleckiego i rzeszowskiego. W tym okresie w polskich lasach walczyło z bronią w ręku do 20 tys. partyzantów, z czego na Lubelszczyźnie około 2–2,5 tys. ludzi.
W 1945 i 1946 r. na znacznych obszarach pojałtańskiej Polski mieliśmy do czynienia ze stanem dwuwładzy. Władza komunistyczna czuła się bezpiecznie w miastach wojewódzkich i powiatowych, a w terenie władzą było podziemie. Głównym celem podziemia było paraliżowanie aparatu władzy, czyli rozbijanie posterunków MO, likwidacja działaczy PPR, funkcjonariuszy UB i ludzi uznanych za współpracowników nowej władzy. Pewną specjalnością oddziałów podziemia stało się rozbijanie więzień i uwalnianie więzionych tam działaczy niepodległościowych (Błudek, Janów Lubelski, Łuków, Puławy, Tomaszów Lubelski, Włodawa, Zamość). Działalność oddziałów podziemia była możliwa dzięki poparciu polskiej wsi.
• Wkrótce to się zmieniło.
– To był proces. Ludzie mieli dosyć wojny i chcieli zacząć wreszcie normalnie żyć. Kluczowym argumentem w rękach komunistów, który miał zniechęcić ludność do udzielania wsparcia podziemiu były represje. Wizja wieloletniego więzienia i konfiskaty całego posiadanego dobytku wywierała odpowiedni efekt psychologiczny. Pamiętajmy, że istniał paragraf „wiedział nie powiedział” – jeśli gospodarz nie poinformował władz, że stacjonowali u niego partyzanci, mógł trafić do więzienia na pięć lat. Warto też wspomnieć, że w rzeczywistości powojennej prawdziwą plagą był bandytyzm. Milicja Obywatelska, zamiast zajmować się jego zwalczaniem, ścigała oddziały podziemia. Tym samym to oddziały podziemia wzięły na swoje barki ciężar zwalczania bandytyzmu.
Zmiany w podziemiu zaszły latem 1945 r. wraz ze zmieniającą się sytuacją międzynarodową i krajową (zakończenie wojny, powołanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, do którego wszedł Stanisław Mikołajczyk, powstanie Polskiego Stronnictwa Ludowego). Doszło do rozwiązania struktur Polskiego Państwa Podziemnego i spadkobierczyni AK, czyli Delegatury Sił Zbrojnych. Zdawano sobie sprawę, że nie ma realnych widoków na wybuch III wojny światowej, a co za tym idzie wyrwanie Polski spod władzy sowieckiej. Działalność konspiracyjną planowano oprzeć na propagandzie, uświadamianiu społeczeństwa i wspomaganiu PSL w walce politycznej z komunistami. Temu miało służyć powołanie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” we wrześniu 1945 r.
Latem 1945 r. komuniści ogłosili pierwszą amnestię, z której skorzystało w skali kraju ponad 30 tys. ludzi, z czego na Lubelszczyźnie ponad 9 tys. osób. Z amnestii skorzystało też wielu partyzantów ze zgrupowania „Zapory”. On sam miał świadomość, że komunistyczna władza mu nie przebaczy. Postanowił przedostać się na Zachód. To się nie udało i „Zapora” wrócił na Lubelszczyznę. Bardzo szybko wokół niego zaczęli się skupiać byli podkomendni, którzy postanowili się ujawnić, a teraz ponownie byli represjonowani. Historia zatoczyła krąg – zaczęło się ponowne odradzanie oddziału.
• W latach 1945-1946 oddział „Zapory” obejmował swoim zasięgiem teren od Nałęczowa przez Opole Lubelskie i powiaty kraśnicki oraz biłgorajski aż po Zamość.
– W tym czasie jego działalność dotyczyła głównie rozbijania posterunków MO, likwidacji członków PPR, zbierania informacji na temat przestępczej działalności funkcjonariuszy aparatu represji. Prowadzono też akcję propagandową i uświadamiającą przed referendum i wyborami. Niestety, komuniści oba te akty wyborcze sfałszowali. Miało to poważny wpływ na polskie społeczeństwo, a także działaczy podziemia. Wielu zdecydowało się na złożenie broni.
Wiosną 1947 r. zgrupowanie dowodzone przez „Zaporę” przestało istnieć, wielu z jego żołnierzy skorzystało z amnestii. On ponownie próbował przedostać się na Zachód wraz z siedmioma współtowarzyszami. W nocy z 16 na 17 września 1947 r. dokładnie cztery lata po jego zrzucie do Polski został jednak zatrzymany przez UB. Poddano ich brutalnemu śledztwu.
W listopadzie 1948 r. wydano na nich wyrok śmierci (na dożywotnie więzienie zamieniono ją potem tylko jednemu członkowi tej grupy). Wyrok wykonano 7 marca 1949 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie, a ciała zakopano w bezimiennym dole na terenie Cmentarza Powązkowskiego. Odnaleziono je i zidentyfikowano w latach 2012–2014.
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych
Dziś z papierowym wydaniem Dziennika Wschodniego dodatek specjalny "Żołnierze Wyklęci". W środku relacje żołnierzy oddziału AK "Zapory" i zgrupowania WiN.