Są zgodni, jak mało kto. Razem do kościoła, za Kaczyńskim, przeciwko unii, a ostatnio po unijne pieniądze. Księdza i wójta słuchają jak wyroczni. Stąd ich słynna w całej Polsce godziszowska jednomyślność. Którą wciąż ktoś lub coś wystawia na próbę
Tadeusz Powrózek, jak niemal wszyscy w Godziszowie, chodzi na wszystkie wybory. Głosuje tak, jak niemal wszyscy. I jak wszyscy w Godziszowie uważa, że sprawy trzeba brać w swoje ręce i zgodnie walczyć o swoje.
Ale dzisiaj mu ani do śmiechu, ani do rozmowy. Bo za to, co zbierze z pola, dostanie grosze. Bo to liczenie na siebie już mu bokiem wychodzi. - Jak mi huragan zerwał dach, to Bogu dzięki zwrócili mi z ubezpieczenia. Nikogo nie musiałem prosić. Teraz za suszę nam obiecali pomoc. Ale co z tego będzie?...
Klęski różne
Trudno się dziwić, że w Godziszowie nikt nie tryska humorem. Nie dość, że w tamtym roku przez wieś przeszedł huragan i grad, jak kara za jakieś grzechy. Nie dość, że teraz susza, a ostatnio deszcze całkiem nie w porę, to jeszcze grube pieniądze przeszły im koło nosa.
Mieli dostać ćwierć miliona złotych. Od Leppera.
Za zwykłą dyscyplinę lub - jak kto woli - spełnienie obywatelskiego obowiązku. Za to, że 25 września 2005 jak jeden mąż poszli do wyborów. Frekwencja wyniosła 67 proc., najwyższa w kraju. Tak Godziszów pokazał innym polskim gminom, że prawdziwi patrioci mieszkają na Lubelszczyźnie.
Ale Godziszów popełnił mały błąd, bo niemal wszystkie głosy dostał wójt, który do Samoobrony nie należy.
Wójt pod miotłą...
- Nie dostaliśmy tych pieniędzy - ucina Andrzej Olech, wójt Godziszowa. - I pewnie już nie dostaniemy. Ale słowa o tym więcej o tym nie powiem... - Olech chwilę milczy: Taki wójt jak ja lepiej niech pod miotłą siedzi i nie podskakuje. Bo może dostać po łapach, jak za bardzo politykuje.
Wójt - mimo świetnego wyniku, do Sejmu się nie dostał. Startował z listy Domu Ojczystego, który nie przekroczył progu wyborczego.
Ludziom jednak szkoda tych pieniędzy. Tym bardziej że obiecał je "swój człowiek” - jakby nie patrzeć chłop - który zresztą w Godziszowie był.
- Może by nam coś z tego kapnęło? - zastanawia się Janusz Wieleba. 27-latek po ojcu przejął gospodarkę. Właśnie naprawia kombajn, chociaż zboża w tym roku jest co najmniej o jedną trzecią mniej niż zwykle.
...a chłop nie mówi
Brat Janusza od 3 lat siedzi w Szwajcarii i, na razie, nie zamierza wracać. Matka wyjechała do Włoch. - Pomaga nam, przysyła pieniądze - przyznaje Wiesława, żona Janusza.
Pani Wielebowa to jedna z wielu godziszowskich kobiet po 40, które zostawiły swoje rodziny i gospodarkę, i pojechały pilnować małych Włochów albo sprzątać włoskie wille. - Jak u kogo jest jeszcze renta, to jakoś idzie, a jak nie ma, to trzeba dorobić - tłumaczy Wiesława.
- Dlatego dzisiaj to byśmy Leppera kijem pogonili, jakby się tu pojawił! - wtrąca pół żartem, pół serio kolega, który pomaga przy naprawie kombajnu.
- Ale rolnik nie narzeka - reflektuje się natychmiast małomówny Janusz. - Dostaje w dupę i nic nie mówi.
Kasy nie bojkotujemy
Dziś godziszowianie liczą na inną kasę, bo nieoczekiwanie otworzyły się nowe perspektywy. Nieoczekiwanie, bo jeszcze trzy lata temu sami - oczywiście jak jeden mąż - bijąc frekwencyjny rekord Polski powiedzieli unii "nie!”. 8 czerwca 2003 roku odświętnie ubrani, po niedzielnej mszy, rozeszli się do szkoły, remizy i wiejskiego domu kultury i po kolei kreślili krzyżyki przeciwko przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej.
Nikt im za to niczego nie obiecywał.
Wierzyli, że robią słusznie.
- Myśmy nie byli przeciw unii, ale przeciw zasadom tego przystąpienia - tłumaczy zawile Tadeusz Powrózek. - Myśmy przecież nie chcieli bojkotować pieniędzy...
I dzisiaj nikt w Godziszowie unijnych pieniędzy nie bojkotuje.
Józef Zbytkiewski, kierownik Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Janowie Lubelskim, rozkłada papiery i liczy: O unijne dopłaty do małych i średnich gospodarstw wystąpiło w naszym powiecie w sumie 1086 rolników. Z czego jedna trzecia z gminy Godziszów - mówi. - To rzeczywiście liderzy w powiecie. Bardzo przedsiębiorczy gospodarze - ocenia.
Podnieśli statystykę
O inne fundusze unijne godziszowianie też wystąpili bez oporów. I, jak zwykle, podnieśli statystykę. - Jedna trzecia dopłat do poplonów, połowa wszystkich dopłat do gospodarstw ekologicznych - wylicza Zbytkiewski. - To wszystko dla Godziszowa.
Wójt Olech chwali się, że za 450 tys. zł z unii rozbuduje i zmodernizuje dom kultury w Zdziłowicach. - Nasi ludzie są pracowici i zaradni. Może trochę bali się nowego, ale teraz z tego korzystają.
- A staramy się o pieniądze, staramy się. I dostajemy - przyznaje żona jednego z tutejszych notabli. - Ile i kto? Nikt wam tego nie powie. Po co kłuć ludzi w oczy?
Biednemu wiatr w oczy
Dąbkowie też się starają, ale mają pod górkę. Dosłownie. Do ich domu ciężko w zimie dojechać. Odchowali już piątkę dzieci. Najstarszy syn ma 22 lata. Najmłodszy 9. Właśnie zwieźli słomę i wspólnie ją wyładowują. Traktor prowadził najmłodszy, Artur. - Powolutku, ostrożnie - zapewnia matka. - To sprytny dzieciak, poradzi sobie. Musi, bo go zostawiam i idę dorabiać. Takie życie.
Dąbkowie mają 1 krowę i 16 świń, 8 ha pola i 8 tys. zł kredytu do spłacenia (za zerwany przez huragan dach na stodole). - Biednemu to wiatr zawsze w oczy... - zamyśla się Stanisław Dąbek. Jego żona Ewa dodaje, że najstarszego wzięli do wojska i brakuje rąk do pracy. - Mieliśmy jeszcze byka, ale trzeba było sprzedać na ten przeklęty kredyt. Ziarno w tym roku słabiuteńkie, maliny nie obrodziły... Tragedia po prostu.
Kanonik, bo dostojniej
Jan Kurkowski nie narzeka, bo nie ma na co. Ma kombajn, rozrzutnik, sadzarkę, 15 ha pola i jakieś 80 świń. Ma też syna i wnuka, którzy pomagają przy gospodarce. Dopłaty też ma, chociaż za unią nie głosował.
- To było dawno, nie ma sensu o tym rozmawiać - zastrzega Kurkowski. - A o solidarności mieszkańców to bardzo chętnie. My w Godziszowie to jesteśmy tacy, że raz dwa potrafimy się zebrać i razem coś zrobić. W rok wyremontowaliśmy księdzu plebanię. Od góry do dołu.
Proboszcz ma opinię mądrego i przedsiębiorczego. - Proszę się do niego zwracać "Kanoniku”, żeby tak ładnie i dostojnie było - radzi miejscowy.
Kanonik ma ciepły, budzący zaufanie, głos. Parafian wychowuje w duchu tradycyjnych wartości. - Tego nie ma się co wstydzić. Konserwatyzm nie jest niczym złym. Wynik unijnego referendum był wyrazem przywiązania do tych wartości. I może zbyt nachalnej kampanii unijnej - wylicza ks. Józef Krawczyk.
Proboszcz przyznaje jednak "po referendum” to już zupełnie inna sprawa niż "przed”. Sam tłumaczył rolnikom, że po unijne pieniądze sięgać trzeba, bo to żadna darowizna; że się należy. - Niektórzy mieli opory - wspomina. - Mówili: jak to tak, głosowaliśmy przeciw, a teraz będziemy z tego korzystać. Ja tłumaczyłem, że nie jesteśmy żebrakami, nie stoimy pod bramą Europy, ale w niej jesteśmy. Dlatego oni teraz jeden po drugim po te pieniądze występują. I bardzo dobrze.
Sprawiedliwość musi być
Mężczyzna, który mówił o kanoniku, przedstawia nam się jako "Jestem Nikim”. I po takiej prezentacji już bardzo chętnie ciągnie opowieść o słynnej w całym kraju godziszowskiej jednomyślności.
- Co nas łączy? Wiara i bieda. Dlatego jesteśmy tacy patrioci. I dlatego wszyscy głosowaliśmy ostatnio na PiS - uśmiecha się szeroko "Jestem Nikim”.
Po "Jestem Nikim” nikt nam się już nie będzie chciał zwyczajnie przedstawić. Co się dziwić, taka solidarność. - Jaki tu był krzyk, jak wybierali prezydenta! - wspomina "Taki trochę stąd, ale bardziej z zewnątrz”. - Wszyscy poszli głosować na Kaczyńskiego i jeszcze frekwencję w kraju podnieśli. A ja się złapałem za głowę i mówię: ludzie, macie już premiera z PiS-u, to głosujcie na kogo innego. Dla przeciwwagi, bo nieszczęście będzie. Oni, że nie, że prawo i sprawiedliwość musi w Polsce wreszcie być. Prawdziwie polskie, żadne tam unijne. A ja na to: jak tak cenicie sobie prawo, to niech każdy z was pójdzie i się zarejestruje jako bezrobotny, a nie robi na czarno. I przestańcie swoje kobiety na Zachód do pracy wysyłać, skoro wam ta unia tak w smak nie była.