Naród naszych żołnierzy ubiera, naród żywi, naród zbroi. To gdzie jest państwo? - pytają w Maniewiczach na Wołyniu. Z całego obwodu maniewickiego zmobilizowano 285 ludzi. 26 z nich zginęło.
proboszcz parafii p.w. Przemienienia Pańskiego w Maniewiczach
- Kiedy zaczęły się walki na froncie, chłopców brali niby na ćwiczenia, ale sztab ich oszukał. Przed pójściem na front zawsze było 40-dniowe przygotowanie. Teraz trwa to najdalej 3 dni. Więc chłopaki właściwie od razu trafili na front. Bez kamizelek, kasków, butów, niektórzy w klapkach. Jak zaczęli dzwonić, to myśmy się szybko organizowali, jako mieszkańcy. Dzieci zbierały jagody, żeby zarobić na kamizelki. Ciężar spadł na rodziny. Nie każdego było stać. Były składki w pracy, kościele i chodzenie po domach. Potem okazało się, że nasi chłopcy są głodni, więc poszedł następny transport z jedzeniem.
Potem się zaczęły ofiary i składki, żeby tych chłopców przywieźć. To tzw. towar 200 i towar 300. 200 to zmarli, a 300 to ranni.
Pierwszy pogrzebany od nas to był chłopak. Sierota - 18,5 roku. Andrzej nakrył sobą granat, żeby ratować 9 towarzyszy.
Nawet trupy trzeba wykupić, jeśli są w rękach separatystów. Tak było trzy tygodnie temu z synem bogatego rolnika. Dostał wiadomość, że chłopak zginął, a ciało mają separatyści. Pojechał nowym autem, kupił trumnę. Na miejscu leży zwalisko trupów. Powiedzieli - idź sobie wybierz, który to twój, jak poznasz, ale 20 tys. dolarów dajesz. Facet się zapożyczył, wrócił z synem. Auto mu zatrzymali.
Byliśmy w szoku. Jeśli chcą 20 tys. dolarów za trupa, to ile za żywego? Na ile mi wiadomo, to za jednego księdza było 60 tys. dolarów. Jeńcy są segregowani na cywili i wojskowych, według rangi, majętności rodziny i tego, czy poszli na ochotnika. Ci mają najgorzej. Zdarza się ze rodzina biedna, to chłopcy idą na odstrzał. Dlatego niepewna jest sytuacja z Jurkiem. Chłopak dzwonił z cudzego telefonu. Powiedział, że żyje i jest w niewoli. Tam, gdzie go pojmali, ludzi się wykupuje, albo wymienia, ale jest też kolejka do wymiany. Chłopak musi doczekać.
Dowódcy? Są tacy, co na swoich naprowadzają ostrzał. Chłopcy się przyznali, że jeden major zamiast pójść z nimi na akcję, to chodził i okradał mieszkania. Jak się zorientowali, to miał już masę złota nagrabionego. Przy okazji ich sprzedawał. Nie przyznali się, co z nim zrobili.
Innym udało się wrócić z zasadzki, choć masa ludzi tam zginęła, Chłopaki trafili na generała. Gość siedział w transporterze opancerzonym i liczył 800 tys. dolarów. Zamknęli w tym transporterze i wysadzili w powietrze razem z pieniędzmi. Płakali, ale nerwy im nie wytrzymały.
Teraz potrzebne jest właściwie wszystko. Jest chłopak - Aleksiej - któremu szukamy butów nr 48. Taki mały, a noga, jak kołyska dla dziecka. Biedny z wielodzietnej rodziny. Pytam, jak na froncie? Strasznie? Chcesz wracać? Muszę…Po 1,5 godziny ciągnięcia za język wydusił z siebie, że trzeba mu też bielizny, rękawiczek, konserw, hełmu. To w sumie długa lista, ale z tych ludzi ciężko coś wydusić, Są strasznie zamknięci w sobie. Psychiatrzy będą mieli z nimi sporo roboty. Mężczyźni wracają do domów w strasznym stanie. Jeden przez sen o mało dziecka nie zabił.
Jest tutaj świadomość, że Krym może być stracony. Wiemy, że zaczęły się deportacje. To przypomina wywózki z lat 40. Grupa ludzi wyczytana, do pociągu, dopiero tam dowiadują się, dokąd jadą. Magadan, Kamczatka, ludzie w szoku. Dostają ruskie paszporty od razu z zameldowaniem...
Ostatnio byli u mnie znajomi. Jak zobaczyli taką relację ze Słowiańska, gdzie było kilkanaście dziewczyn zgwałconych i bestialsko zamordowanych, to im się słabo zrobiło. Więcej nie włączali telewizora. Niestety, tam są separatyści i recydywa...Ostatnio dzwoniła znajoma z Ługańska. Po "wizycie” separatystów masa dziewczynek 12-letnich w ciąży... Rodzice bali się puszczać córki do szkoły.
o. Michajło Mielniczuk
Organizuje pomoc dla walczących na froncie. Zbiera dary i wozi je na Wschód. Wspiera rodziny, które zostały w Maniewiczach.
- Mam dwie listy żołnierzy. Na jednej 84 nazwiska chłopców z obwodu maniewickiego, którzy poszli na front. Modlę się za wszystkich, prawosławny, grekokatolik czy niewierzący.
Oznaczam rannych, zaginionych i tych co w niewoli. Chłopców, którzy zginęli wykreślam. Mam też listę z telefonami do chłopaków na froncie. Czekam, aż się odezwą. Sam nie dzwonię, żeby nie sprowadzić na nich niebezpieczeństwa.
wiek: 18,5 lat, sierota z ochotniczego batalionu "Azow”
Brał udział w obronie Mariupola. Zginął 20 sierpnia w zasadzce w Iłowajsku. Przykrył swoim ciałem granat, ratując przed śmiercią 9 kolegów. Zgłoszono go do pośmiertnego tytułu Bohatera Ukrainy. Jego imieniem chcą nazwać szkołę w Maniewiczach.
Raisa Halik
lat 46. Wdowa, przybrana matka Andrij. Pracuje w sklepie.
- Kiedy zaczął się Majdan, Andrij rwał się tam, ale nie puszczałam, zabraniałam, prosiłam i płakałam. Mówiłam, że chciał przecież skończyć studia. Był na pierwszym roku wychowania fizycznego uniwersytetu w Łucku. On słuchał, ale niewiele mówił. Któregoś dnia wyznał, że wstąpił do ochotników i jedzie do Kijowa. 18 sierpnia zadzwonił z frontu. Powiedział, że żyje, kocha i wróci. Dwa dni później zadzwonili, że nie ma mojego chłopczyka, że dzielny z niego syn Ukrainy.
Wołodymir Czerczik
lat 34. Kapitan artylerii
- Na początku nie wiedziałem, że od razu zawiozą nas na front. Dopiero w sztabie w Kijowie powiedzieli. Skóra cierpła, bo człowiek jest tylko człowiekiem. Nie mogłem tego okazać podwładnym. Dowodziłem baterią haubic, 3 batalion, 51 brygada.
Przedzieraliśmy się z naszymi chłopakami w kierunku Ługańska. Na horyzoncie pojawiła się kolumna czołgów i wozów opancerzonych. Jakby nasze. Oglądam dokładniej przez lornetkę. Na pancerzach tylko białe, niewielkie znaczki. Duma mnie ogarnęła, że mamy takie nowoczesne wyposażenie. Po chwili zaczęli nas okrążać. Zrozumiałem, że to nie nasze. Dałem rozkaz do odwrotu i wtedy się zaczęło. Tamci rozwalili jedną z naszych maszyn, potem drugą. Wszystko się spaliło. Uciekliśmy do lasu, a potem na bagna. Przez trzy doby się przedzieraliśmy, głodni, obdarci, brudni, tylko w kamizelkach kuloodpornych. Udało się wyjść z okrążenia z 22 żołnierzami. Potem, już na Zaporożu, czekało mnie śledztwo. Musiałem się tłumaczyć dlaczego porzuciliśmy sprzęt. Co teraz? Czekam na rozkaz. Jak padnie, to pójdę znowu.
Sasza Tkaczik
lat 28. Historyk, doktorant na Wschodnioukraińskim Uniwersytecie w Łucku. Szykuje się do powrotu na front
- Trzeba to poszedłem. Siłą mnie nikt nie ciągnął, ale przecież nie jestem chory, kaleka, czy jedyny żywiciel rodziny. Jako historyk i odpowiedzialny obywatel chcę niezależności Ukrainy. To nic, że w pojedynkę, ale jak takich jak ja zbierze się tysiąc, dwa, dziesięć, to już siła. To mnie trzyma w tych okopach.
Nie raz widziałem śmierć, ale na froncie nie ma telewizji, Internetu, nie wiesz co się dzieje wokoło. Trzeba się przespać, doprowadzić do porządku, wykonywać zadania. W domu jest dużo trudniej. Każdy dzień jest, jak wieczność. Chciałbym wrócić do normalnego życia, skończyć doktorat.
Siergiej Knysz
lat 32.Nauczyciel historii w szkole podstawowej w Maniewiczach. Właśnie wraca na front
- Zabieram zestaw kluczy, drut kolczasty na zasieki, fotografię narzeczonej i rysunki oraz listy, które dostałem od swoich uczniów. Kiedy jest trudno i poczytasz, popatrzysz, pomarzysz, to od razu lepiej. Wrócę.