Korespondencja własna z USA
Co roku w Stanach Zjednoczonych lądują setki tysięcy imigrantów poszukujących szczęścia i dobrobytu. W wielu krajach, również w Polsce, popularne są loterie wizowe. Tysiące rodzin marzą o wylosowaniu „zielonej karty” i wyjeździe do Ameryki – na stałe. Większość z tych marzycieli nie zna dobrze języka angielskiego i nie ma żadnego zawodu. Choć niektórzy mają w swej ojczyźnie ustabilizowane życie na niezłym poziomie, liczą, że w USA szybko staną się jeszcze bogatsi. Mało kto wie, że
droga do dobrobytu mocno się wydłużyła.
Mirosław Pasek jest doradcą podatkowym i księgowym. Przyjechał do USA w 1977 roku. Od paru lat porównuje szanse emigrantów ćwierć wieku temu i obecnie.
– Pamiętam dobrze ówczesne ceny i zarobki oraz łatwość, z jaką cudzoziemiec mógł znaleźć pracę, studiować, bawić się, kupować domy i żyć jak Amerykanie mieszkający tutaj od pokoleń – mówi.
Niewykwalifikowany pracownik może dziś liczyć w USA na godzinną stawkę w wysokości 6-7 dolarów. W wielkich miastach (Nowy Jork, Chicago) zarobi nawet 9-10 dolarów. Ćwierć wieku temu stawka robotnika wynosiła 4 dolary za godzinę. Emigrant bez zawodu może więc dziś zarobić niespełna dwukrotnie więcej niż w 1977 roku. Jednak w tym czasie koszty utrzymania wzrosły aż kilkunastokrotnie. To, co 25 lat temu wystarczało na godziwe życie i oszczędności w banku, teraz ledwie pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
– Aby utrzymać poziom życia z 1977 roku, najniższa pensja musiałaby wynosić 2100 dolarów miesięcznie, czyli 12 dolarów na godzinę – twierdzi Mirosław Pasek.
A to dlatego, że siła nabywcza dolara ćwierć wieku temu była trzykrotnie wyższa. Ale pracownicy niewykwalifikowani nie otrzymują aż tak wysokich pensji.
Płace realne robotników maleją z roku na rok.
Pasek, który chodził na wykłady z ekonomii na Uniwersytecie Harvarda, sporządził koszyk podstawowych dóbr i usług, by porównać poziom życia ćwierć wieku temu i obecnie.
– Mój koszyk produktów jest oryginalny i na pewno inny niż stosuje rząd USA. Pokazuje wyraźnie zmiany zachodzące w społeczeństwie amerykańskim. – mówi. – Coraz trudniej żyje się tutaj niższym warstwom, czyli tak zwanej „lower class”. Do tej klasy zaliczyć też można większość nowych imigrantów.
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza, realna pensja nowego, niewykwalifikowanego imigranta wzrosła tylko w kategoriach tych produktów, których ceny nie „podskoczyły” o więcej niż 50 procent. Takich dóbr jest niewiele. W koszyku Paska są to elektronika,
banany, tanie wino, i… uliczne dziewczyny.
– Gdyby nowy przybysz chciał doświadczyć podobnych warunków płacowo-cenowych, jakie były za czasów mojej młodości, to musiałby mieszkać pod mostem i jeść wyłącznie banany – szacuje Pasek. – Ale za to mógłby ubrać się w eleganckie koszule na zabawy z dziewczynami lekkich obyczajów. Następnie, popijając wino, mógłby obliczać swoje oszczędności na kalkulatorze, a może nawet i na dosyć tanim obecnie komputerze.
Wnioski? Kto myśli o emigracji i zarobieniu godziwych pieniędzy, ten powinien mieć wykształcenie i dobry zawód. Tylko dla takich osób Ameryka będzie miała anielską twarz. Pozostali mogą wylądować w piekle.
z Bostonu Gregory Glowacki