Godziny w bibliotece na lekturze poradników dla kobiet z lat 40 i 50 ubiegłego wieku spędziła Agnieszka Skura z lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Obraz higieny, który jej się ukazał, jest dla dzisiejszego czytelnika co najmniej szokujący
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
- Szukanie ciekawostek o tym, jak wyglądało życie codzienne w PRL rozpoczęliśmy podczas organizacji sesji popularnonaukowych dla młodzieży szkolnych - opowiada Agnieszka Skura. - Doszliśmy do wniosku, że zobaczenie tego, jak żyli ich rodzice i dziadkowie bardziej zainteresuje ich niż suche fakty i informacje. Tylko możliwość zobaczenia ówczesnego sprzętu kuchennego i elektronicznego oraz informacje dotyczące spraw kuchni, czasu wolnego, czy tego jak wyglądały mieszkania mogło ich zainspirować do poszerzenia swojej wiedzy na temat PRL.
Zrób sobie sam
Najwięcej informacji znaleźć można w poradnikach dla kobiet, takich jak „Przyjaciółka”, „Moda i życie” czy „Moda i życie praktyczne”.
- Znalazłam tam bardzo dużo ciekawych artykułów dotyczących wielu aspektów życia codziennego w tym dbania o urodę i higienę. To przede wszystkim poradniki dla gospodyń domowych, podpowiadające jak samodzielnie zrobić krem, czy pomalować włosy nie posiadając farby. Wszystko w myśl zasady „Zrób sobie sam” - opowiada Skura. - Proponowano m.in. przygotować ze skorupek cebuli przyciemniające płukanki do włosów, a z rumianku rozjaśniające.
Kreda zamiast pasty
Namawiano, by w przypadku braku pasty do zębów myć je oczyszczoną kredą o zapachu miętowym. Z soli kuchennej przygotowywano kąpiele, roztwory leczące kurzajki i brodawki oraz gęsią skórę na rękach i nogach. Służyła także do zmiękczania szorstkich pięt oraz wzmacniała dziąsła.
Olej spożywczy był zaś remedium na suchą skórę, odmrożenia oraz zastępował kremy i balsamy do ciała. Do pielęgnacji suchej skóry polecano też krem z żółtek, wazeliny i oleju sojowego, a na suche dłonie: rozgotowany ryż. Na nadmierne pocenie się pach polecano formalinę, lawendową wódkę, a na usuwanie nadmiernego owłosienia: otręby.
Ogromną popularnością cieszyły się też płatki owsiane, zarówno do mycia ciała jak i wygładzania skóry. Wiele przepisów brzmi dziś co najmniej szokująco. Ot chociażby taki, znaleziony przez Agnieszkę Skurę w gazecie z 1949 r.: „Z dużej kości wybieramy szpik i topimy go na parze. Po przetopieniu przecedzamy szpik przez gazę, aby usunąć drobne kosteczki, przestudzamy, ucieramy z łyżką oleju jadalnego i żółtkiem. Ponieważ jest to krem psujący się, podczas ucierania dodajemy po trochu łyżkę ciepłej wody z rozpuszczoną w niej połową tabletki benzoesanu”. Jeśli komuś udało się już jakimś cudem zdobyć kosmetyki to nie wolno było ich zbyt szybko wyrzucać, bo resztki można było poddać recyklingowi. Resztki szminki połączone z tłustym kremem stawały się w ten sposób różem do policzków.
Niedobory i problemy
- Pomysły na samodzielne wykonywanie kosmetyków i środków czystości wynikało z braku takich produktów w sklepach - przyznaje Agnieszka Skura. - Trzeba było się z tym problemem nieustannie zmagać. Oczywiście: prasa nie pisała o tym wprost. Sugerowano jedynie, że „w związku z niedoborami” albo chwilowymi „problemami zakupienia” trzeba sobie radzić w inny sposób.
Polakom nieustannie przypominano też o tym, że o higienę trzeba dbać. - Nie było to tak oczywiste jak dziś - zauważa Agnieszka Skura. - W latach 40 i 50 prasa często przypominała o tym, że należy przynajmniej raz w tygodniu zmieniać bieliznę, a zęby szczotkować dwa razy dziennie. Z perspektywy dzisiejszych czasów to rzeczy oczywiste. Wtedy było inaczej. Wynikało to ze specyficznego okresu historycznego: skończyła się wojna, w kraju panowała bieda, brakowało wszystkiego. Ludzie nie myśleli o tym, jak zdobyć mydło i mieć ładne włosy. Znacznie ważniejszym problemem była kwestia zdobycia pożywienia, czy zorganizowania mieszkania w sytuacji, gdy wiele miast zostało niemal całkowicie zburzonych i wiele osób nie miało „dachu nad głową”. Na ten trudny czas można zgonić więc chwilowe odłożenie na bok kwestii zdrowia i higieny.
Włosy, mąż, praca
Problem był zauważalny także ze względu na dużą migrację ludności wiejskiej do miast. Rolnicy zastępowali klasę posiadającą, ziemiaństwo, kupców i prywatnych przedsiębiorców. Tymczasem słabo wykształcona ludność wiejska o archaicznych poglądach i obyczajach pochodziła i kultywowała zachowania środowisk, w których stan higieny i zdrowia znajdował się na niskim poziomie. Brakowało zwyczajnych higienicznych nawyków i przyzwyczajeń.
- Wynikało to też z braku edukacji, którą za cel stawiała sobie ówczesna prasa - mówi Skura. - Zwłaszcza mężczyźni nie zdawali sobie sprawy, że brak higieny rzutuje na nasze zdrowie. Dlatego poradniki poruszały te tematy i przypominały, że jak będziemy dbać o zęby to będzie to wpływało na nasze zdrowie i ogólny stan organizmu, a jak będziemy dbać o włosy to będziemy atrakcyjniejsze dla męża, ale i łatwiej będzie nam np. znaleźć prace.
Wódka i kefir
W „Kalendarzu Przyjaciółki” radzono m.in.: „Najdokładniej można wymyć skórę podczas kąpieli, która wskazana byłaby przynajmniej raz w tygodniu. Do kąpieli może nam posłużyć choćby zwykła balia, dokładnie po praniu wyszorowana”. Przypominano o konieczności kupowania papieru toaletowego, którego używanie może zapobiegać infekcjom, czy odpowiednio częstym zmienianiu pieluch małym dzieciom.
Piętnowano: „większość naszych dziewcząt szybko uczy się sztuki malowania i perfumowania, a nie mycia”. Sposobem na walkę z pryszczami u nastolatków było codzienne naprzemienne mycie skóry mydłem siarkowym, alkalicznym i dzięgciowym. Chore miejsca radzono przemywać wódką, wodą utlenioną lub spirytusem.
Dobrze sprawdzić miały się też maseczki z kwaśnego mleka lub kefiru oraz okłady ziołowe. Sugerowano też, że „gimnastyka, wycieranie całego ciała mokrym ręcznikiem, sport, regularny sen wzmacniają nerwy i cały organizm i zapobiegają tworzeniu się łojotoku”.
Udowadniano też, że zbyt częste mycie włosów prowadzi do łysienia i zalecano „myć włosy co 10 dni w ciepłej, miękkiej wodzie, najlepiej mydłem, a gdy włosy zaczynają się tłuścić - należy co drugi dzień przecierać głowę watką zwilżoną w spirytusie salicylowym”. Doskonałym środkiem na nadmierne wysuszenie skóry było też wcieranie w nią świeżego, niesolonego smalcu.
Epidemie
- Wszystkie te domowe środki były sposobem na walkę z chorobami - podkreśla Skura. - Bo kondycja powojenna naszego społeczeństwa była wtedy, co najmniej mówiąc nienajlepsza. Brud i zaniedbanie były na porządku dziennym i nie raziły nawet w szpitalach, czy szkołach.
W latach 50 większość z mieszkań nie była wyposażona w ustępy i instalacja wodociągowa. Stąd wybuchające regularnie epidemie tyfusu brzusznego i czerwonki. Niczym dziwnym nie była też gruźlica, dur brzuszny, płonica, żółtaczka i inne choroby brudnych rąk. Nieprzestrzeganie higieny skutkowało też nawracającymi wszawicami i nawracającym świerzbem.
Więcej informacji o życiu codziennym w czasach PRL znajduje się w wydanej przez lubelski oddział IPN książce „Szkice o codzienności PRL”