Pan W. zagląda raz w tygodniu i pyta czy "coś jest ”? Pan K. przychodził by częściej na zakupy ale i tak żona każe mu już wyrzucić w końcu ten bałagan.
Centrum Lublina. Antykwariat schowany w piwnicy. Ona: Katarzyna Dardzińska, długowłosa i zakatarzona, bo na kurz ma alergię. On: Wojtek Rogowski. Też długowłosy, wąsaty okularnik w moro. Oboje okutani, bo izba piwniczna, a zima niby ciepła, ale nie tu.
- W tym miejscu jesteśmy już sześć lat. Wiele osób zaprzyjaźniło się z antykwariatem jeszcze w poprzednim miejscu, nad delikatesami przy Krakowskim Przedmieściu - opowiadają: współwłaścicielka, fachowiec od resocjalizacji i pracownik-prawnik.
Plik poszukiwaczy
Pan Wojtek szeleści pudełeczkiem z kartkami, karteluszkami, ogryzionymi papierkami. Na nich tytuły, autorzy, kontakt do poszukiwacza.
- Mam na zapleczu jeszcze więcej, o taki plik - pani Katarzyna rozsuwa palec wskazujący i kciuk jak może najdalej. To kolejna lista zamówień. Nigdy się nie kończy bo przychodzą nowe.
Jakie? Na pierwszej z brzegu karteczce "Parki i ogrody dworskie na Lubelszczyźnie”. Ludzie czekają na książki wydane przed 1939 rokiem. Pozycje dotyczące Kresów i kultury kresowej. Zamówienia książek kucharskich i lubliniana. Jest lista wielbicieli Henryka Pająka. Wiele pozycji od lat ‘60 czy ‘80 ubiegłego stulecia nie doczekało się wznowień.
Znika w chemii
Jest pan, który ma wszystko co dotyczy Czesława Niemena. Brakuje mu tylko jakiś bardzo unikatowych dwóch płyt i chyba jednej książki. Wiadomo jakiej, wiadomo jakich płyt. Na pewno trafią do zbieracza. Jeśli się pojawią.
Czasami antykwariusze niechcący się dowiadują, że jakiś klient by chętnie kupił jeszcze to i owo. Oczy mu się świecą, kartkuje w tą i z powrotem. A tu nic z tego. Jak przyniesie do domu kolejna książkę będzie awantura. No, chyba, że jakimś cudem zdąży nowa upchnąć w stosie już leżących. - I wie pani - pan Wojtek konfidencjonalnie nachyla się nad ladą - To głównie kobiety każą wyrzucać z domu "te śmiecie” bo chcą wstawić nowy mebel. Nie chcę uogólniać, nie mówię, że wszystkie takie są ale coś w tym jest - kiwa głową antykwariusz.
Bralczyk poluje
- Książka jest przedmiotem. Czasami bardzo pięknym. Można go wziąć do ręki, cieszyć się nim - tłumaczy profesor Jerzy Bralczyk, znany językoznawca polski, specjalista w zakresie języka mediów, reklamy i polityki, który wizytę w każdym mieście zaczyna od przepatrzenia antykwariatów.
W antykwariacie mówią o profesorze z uznaniem.
- Latem zrobiłem tam całkiem pokaźne zakupy - śmieje się. I bardzo się cieszy, gdy mówię, że na Wieniawskiej czeka na profesora książka. Profesor ma w pamięci notatkę Joanny i Wojtka: Bralczyk "Pan Tadeusz”.
Bo językoznawca zbiera wydania narodowej epopei. - To najlepsza książka napisana w naszym języku, większość tekstu znam na pamięć - mówi profesor i opowiada o dwóch specjalnych egzemplarzach jakie ma w swoich zbiorach. To tekst przepisany ręcznie. - Są pięknie wykaligrafowane, mają duszę. Ale mnie cieszy wygrzebanie w antykwariacie nawet zwykłej edycji tekstu Mickiewicza. Ot, choćby jak ta kupiona latem w Lublinie. Brakowało mi takiej.
3 000 książek
Tylko tu można kupić miłość czyjegoś życia.
- Pod koniec października w antykwariacie przy Wieniawskiej natrafiłem na liczne książki z autografami autorów: uczonych humanistów, wybitnych krytyków, poetów, prozaików różnych pokoleń. Na początku nie zwróciłem uwagi na dedykacje. Nie do mnie przecież adresowane... Grzebałem w książkach dalej. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że pochodzą one z księgozbioru jednej tylko, tej samej osoby - tak na książki pani Agnieszki Maciejowskiej natknął się Mirosław Haponiuk. I historię nieżyjącej już zapamiętałej miłośniczki sztuki i kultury wysokiej, doktora matematyki Mirek Haponiuk opisał w swoim felietonie w miesięczniku "Zoom”.