Cudowny płaszcz, ulubione majtki, zarost na twarzy. "Zaznaczenie” swojego terenu też nie zawadzi.
Sportowcy i trenerzy mają swoje rytuały i wierzą, że dzięki nim osiągną sukces. Przed zawodami lub w trakcie wykonują różne czynności, które mają im zapewnić przychylność losu.
- Mój przykład był banalny, ale odnosił dobry skutek. Przed meczem nigdy się nie goliłem. Za pierwszym razem, kiedy ktoś zwrócił na to uwagę, to był przypadek. Ale gdy pewnego razu kierownik drużyny strofował mnie: "Zobacz, wyglądasz jak dziad, ogól się!” - i ja go posłuchałem, to mecz przegraliśmy z kretesem. Oczywiście, należy to uznać za swego rodzaju gusła, ale prawda jest taka, że ja po pierwszych kopnięciach piłki na boisku, już wiedziałem, czy drużyna rozegra dobre spotkanie, czy słabe - przyznawał nieodżałowany Kazimierz Górski.
Cudowne majtki
Szczęśliwe może być nie tylko wierzchnie okrycie. Najsłynniejszy koszykarz Michael Jordan przed meczami zakładał spodenki, w których występował na uniwersytecie w Północnej Karolinie. Jak twierdził, to przynosiło mu zawsze szczęście. Chyba rzeczywiście, bo zarobił pół miliarda dolarów, sześć razy został mistrzem NBA i dwa razy triumfował na igrzyskach olimpijskich.
Kult majtek wybrał także rumuński snajper Adrian Mutu. Przed wyjściem na boisko zakłada swoje slipki na lewą stronę.
Teren zaznaczony
- Ciekawy pomysł, ale z pewnością z niego nie skorzystam - śmieje się bramkarz Hetmana. Mateusz Karnas. - Widziałem jak Jacek Dymanowski całował przed meczem ziemię. Ja czasami dotykam słupków, tak na wszelki wypadek... Ale tak naprawdę, jeśli wyniki są dobre nie myśli się o dodatkowej przychylności losu. Dopiero gdy przychodzi zła passa szuka się jakiegoś wyjścia.
Metody są różne: zmiana rękawic, czy choćby koszulki zakładanej pod trykot. - To sfera psychiki, bo umiejętności przecież są wciąż te same - mówi Karnas. Jego teorię potwierdza kolega z drużyny, Łukasz Giza: - Nosiłem na palcu srebrną obrączkę. Przepisy się jednak zmieniły i gra w biżuterii została zakazana. Musiałem ją zdjąć. W czasie meczu nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż ta obrączka. Piłka zupełnie nie kleiła mi się do nogi. W końcu zapomniałem jej wziąć na mecz i problem zniknął.
Kierunek ścielenia dymu
Wykładnią formy i potencjalnych zdobyczy punktowych był między innymi kierunek ścielenia się dymu po boisku. W razie niepowodzenia najsłabsze ogniwa w drużynie wskazywały karty tarota.
Baba z wozu...
- Pamiętam, jak ja kiedyś odprawił i pani Maria na mecz jechała taksówką - wspomina świetny przed laty zawodnik Motoru i kadrowicz Górskiego, Zygmunt Kalinowski.
Z całą pewnością do pojazdu którym przemieszczają się nowozelandzcy rugbiści również nie wsiądzie żadna niewiasta. No, chyba że po meczu. Spotkania z udziałem kraju z Antypodów niezmiennie cieszą się popularnością nie tylko ze względu na wysoki poziom sportowy, ale także na niezwykle widowiskowy przedmeczowy rytuał. Otóż występ poprzedza wykonanie tradycyjnego tańca maoryskich wojowników - Haka, podczas którego i tak groźnie wyglądający Zelandczycy popisują się dodatkowo niewiarygodnie srogimi minami, wydzierając się przy tym niemiłosiernie.
Voodoo i kurczaki
Plemienne modlitwy pomagają piłkarzom Kamerunu. Czarownicy proszą dobre bóstwa o opiekę nad drużyną i rzucają klątwy na rywali. Rozsypują przy tym tajemnicze proszki i rozbijają na boisku jajka. Dostarczają też potężnych amuletów, bez których nie wchodził na boisko choćby bramkarz Thomas N'Kono. Ze starych sprawdzonych sposobów korzysta chętnie do dziś, choć już nie jako zawodnik, lecz trener.
Argentyński szkoleniowiec Carlos Bilardo podczas mistrzostw zabronił swoim podopiecznym spożywania drobiu. Bo w Argentynie kurczak jest symbolem tchórza.
Nastrój odczyniania uroków i zaklinania szczęścia udziela się też kibicom. Włosi ostentacyjnie łapią się za krocze, kiedy sprawy pod ich bramką przybierają niekorzystny obrót. Gest ma działać na zasadzie słowiańskiego pukania w niemalowane drewno.
Ulubiony pisuar
A Gary Lineker - "Kat Polaków” - podczas rozgrzewki nie strzelał na bramkę, żeby "nie marnować goli”. W przerwie zmieniał koszulkę tylko wtedy, jeśli nie udało mu się posłać piłki do siatki, w przeciwnym razie grał w niej do końca.
Napastnik Manchesteru United, Wayne Rooney, znalazł natomiast nowatorskie rozwiązanie problemu irytującego buczenia i gwizdów kibiców innych drużyn: w noc przed meczem imitacją złorzeczących fanów jest odkurzacz lub suszarka do włosów, pracująca na pełnych obrotach... aż do rana.
No i nigdy nie zawadzi skropić ławki święconą wodą, jak zwykł czynić włoski trener, Giovanni Trapattoni.