Nie chodzi do kościoła. Nie boi się piekła, nie spodziewa nieba. Jakub Osina, radny ze Świdnika, który wpisał się na pierwszą w Polsce listę ateistów i agnostyków.
Bez nawracania
Dzięki lekcjom etyki w liceum, rozbudził swoje zainteresowania filozofią, w tym także ateizmem. Nigdy nie ukrywał, że nie wierzy w Boga. Mimo, że wie z jakim odbiorem społecznym są spotykane takie poglądy. - W naszym kraju, człowiek, który tak mówi uznawany jest za kogoś dziwnego. A przecież to normalna decyzja, typu: chce być katolikiem lub wyznawcą islamu. Czy brakuje mi Boga? To tak, jakby zapytała pani, czy brakuje mi "nic”.
Rodzice są tolerancyjni, więc nie nagabują i nie nawracają. Przyjaźnił się też z księdzem: dyskutował, polemizował. Jak mówi, gdy ludzie są na pewnym poziomie, to obywa się bez pyskówek. Jako radny nie bierze udziału w pielgrzymkach, opłatkach, odmawianiu modlitw w różnych intencjach. Jego żona też jest ateistką. Ślub wzięli tylko cywilny. - Moje dzieci będę wychowywał bez nacisku na żadną religię - zapewnia. - Chcę żeby same kiedyś podjęły decyzję, czy chcą wierzyć i w co.
O matko święta!
Zastanawiał się, czy formalnie nie zakończyć swojego związku z Kościołem rzymskokatolickim. Myślał, by złożyć akt apostazji, czyli wypisać się ze wspólnoty. - Ale właściwie do niczego nie jest mi to potrzebne. To, że figuruję w kościelnych statystykach jako wierzący nie przeszkadza mi. Wie, że wśród tych wszystkich, którzy są wpisani jako katolicy, jest sporo takich jak on.
Wierzę na swój sposób
Tyle, że liczenie odbywa się raz w roku. A jak jest w inne dni i święta? Co piąty zadeklarowany katolik nie wierzy w życie po śmierci. Co trzeci nie bierze udziału w rekolekcjach wielkopostnych, jeszcze więcej ignoruje drogę krzyżową i gorzkie żale.
Gdy w ubiegłym roku CBOS sprawdzał, jak wierzą wierzący, okazało się, że Polaków można podzielić na trzy grupy: pierwsza wierzy i stosuje się do wskazań Kościoła. Druga - zapewnia, że wierzy, ale na swój własny sposób. Trzecia - nie wierzy albo nie jest pewna swojej wiary.
Dr Paweł Borecki, adiunkt w Katedrze Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego szacuje, że ponad 3 mln Polaków to bezwyznaniowcy. Wcześniej nikt nie liczył, ilu Polaków może nie wierzyć w żadnego Boga. Aż sami zaczęli się wpisywać na listę.
Lista ateistów
- Ludzie niewierzący zaczynają wychodzić z cienia - mówi Mariusz Agnosiewicz z Warszawy. Jest po studiach prawniczych. Młody; przed trzydziestką. Choć kiedyś wierzył żarliwie, to lista zaczęła się od niego. potem długo myślał, że jest agnostykiem. Teraz jednak wpisał się na liście: Mariusz Agnosiewicz, ateista.
Za Agnosiewiczem szybko poszli studenci i uczniowie. Zaczęli się wpisywać profesorowie: z Polskiej Akademii Nauk, z Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego. Za profesorami aktorzy, m.in. Anna Mucha, Michał Lesień. I Antoni Łazarkiewicz, kompozytor. I Anja Orthodox, wokalistka zespołu Closterkeller...
Najpierw były wpisy z dużych miast: stolica, Kraków czy Wrocław. Potem ktoś z Lublina i Świdnika: Paweł - pedagog, Piotr - programista, Przemysław - kolejarz...
Jak z takimi rozmawiać?
Jeżeli nie wierzy w Boga, to w co wierzy? Prof. Jan Woleński z UJ, znany filozof i agnostyk powiedział kiedyś, że nie ma w nim wiary religijnej, ale to nie znaczy, że nie ma wiary wcale: Wierzę, że dobro zwycięża zło, że miłość ważniejsza jest od pieniędzy, i że lepiej jest dawać niż brać.
- Ja wierze w siebie - mówi Agnieszka, nauczycielka w Lublina. - Wiem, że muszę liczyć na siebie. To bardziej dodaje mi powera, niż modlitwa do wyimaginowanego boga.
Nie wszyscy rezygnują z kościelnych rytuałów. W Polsce niewierzący mało różnią się od wierzących, uczestniczą w kościelnych obrzędach: chrzcinach, ślubach, pogrzebach. Z badań CBOS wynika, że co trzeci, choć przecież nie wierzy, pości w Wielki Piątek, czternastu na stu chodzi do spowiedzi, dziewięciu na stu sypie głowę popiołem... Niewierzący - jak zauważa Agnosiewicz - są osobami najczęściej ukrywającymi swój światopogląd. Robią to dla świętego spokoju.
Andrzej był zapalonym agnostykiem. Wojował - na słowa - z wierzącymi. I zawsze miał satysfakcje, gdy przeciwnikowi brakowało argumentów. Cały światopogląd poszedł w łeb, gdy Andrzej miał wypadek samochodowy. Zapadł w śpiączkę na kilka dni. Miał uraz głowy, złamane nogi. Kiedy się obudził, stwierdził że jest innym człowiekiem. Uwierzył w Boga. - Wiem, że trudno w to uwierzyć. Dlatego o tym, co doznałem wiedzą tylko najbliżsi. Nie chce być narażony na głupie dowcipy. Bo zarówno agnostycy i ateiści, jak i zagorzali katolicy mają ciężkie życie, gdy mówią otwarcie o tym, co czują.
Teraz Andrzej też dyskutuje, ale ma inny argument. - Mój argument nazywa się: wiara.