Kilkuset parafian nie godzi się ze zmianą proboszcza i od 29 lipca okupuje plebanię. Metropolita Lubelski, który podjął decyzję, nie godzi się na jej zmianę. Parafianie też są nieugięci.
Co się dzieje nocą
W środę, 29 lipca, ks. Żyszkiewicz miał odprawić ostatnią mszę. Ludzie przyszli na 7.30. Jednak ku ich zdziwieniu w oknach plebanii nie było już firanek, a po ich dotychczasowym proboszczu nie było śladu.
– Musieli go wywieźć nocą – mówią parafianie.
Za to przyjechał jego następca ks. Krzysztof Podstawka.
– Nie wpuściliśmy go – mówią. Podkreślają, że przeciwko nowemu proboszczowi nic nie mają, chcą tylko powrotu księdza Marka. Wtedy spontanicznie postanowili, że będą protestować.
Pierwsze wrażenie
Parafianie zaczęli opowiadać, jak przebiegła pierwsza wizyta nowego proboszcza w parafii.
– Kiedy przyjechał, pokazał nam dokument, który świadczył o tym, że jest nowym proboszczem. W drugim ręku trzymał klucze do plebanii. Powiedział tylko: "Ja tu teraz jestem proboszczem” – opowiadają parafianie. – Zdziwiliśmy się bardzo postawą księdza. Nic do niego osobiście nie mamy, ale według nas nie tak powinno się to odbywać. Szala goryczy przelała się jednak wtedy, gdy zaatakował dziecko, któro zrobiło mu zdjęcie telefonem komórkowym. Miał wtedy stwierdzić, że nie jest osoba publiczną i nie godzi się na robienie mu zdjęć.
W środę wieczorem szybko się zorganizowali. W ciągu godziny ktoś przywiózł namiot, ktoś inny kilkanaście drewnianych ławek. W namiocie butelki mineralnej, paczki z kawą, herbatą. Każdy przyniósł coś z domu.
Czuwają całą dobę. W nocy mężczyźni, w dzień kobiety.
To dobry ksiądz
Większość z nich o dobrych uczynkach księdza Marka dowiedziała się dopiero podczas protestu. – Wiedzieliśmy, że to dobry człowiek, ale teraz zaczęliśmy sobie opowiadać o tym, jak nam pomagał – mówią. – Parę lat temu spaliły się dwie rodziny. Domy poszły z dymem. Zostali bez niczego. Ksiądz Marek oddał część swoich mebli, sam jeździł do sklepu i robił im zakupy. Rozliczał się z nami z każdej złotówki, jaką dawaliśmy na tacę. Nie chwalił się, że komuś pomagał. Po prostu to robił.
Parafianie nie rozumieją, dlaczego został przeniesiony do innej parafii. Został proboszczem w Podgórzu pod Chełmem; parafii liczącej 2,5 tysiąca wiernych, ale bardzo zaniedbanej. – Byliśmy tam. W niedziele na mszy było kilkanaście osób. U nas to nie do pomyślenia. To degradacja i poniżenie dla naszego księdza Marka – mówią rozgoryczeni parafianie.
Dwie propozycje
W ostatni wtorek, po dwóch tygodniach protestu, delegację parafian przyjął metropolita. – Dowiedzieliśmy się, że zmiany decyzji w sprawie proboszcza nie będzie – mówią i zaraz dodają, że arcybiskup przyczynia się do rozpadu ich parafii.
– Metropolita powiedział, że zmiana decyzji nie jest możliwa, ale zaproponował dwa rozwiązania. Zgodnie z pierwszym, ksiądz Podstawka miałby pełnić posługę proboszcza w całości. Drugi wariant przewiduje, że ma tylko administrować parafią. Msze święte miałby natomiast odprawiać jakiś emerytowany ksiądz (w tej chwili robi to ks. dziekan z sąsiedniej parafii – red.) – tłumaczy Daniel Pałyska, członek rady parafialnej.
Grosz na tacę
Na żadną z propozycji parafianie się nie zgadzają i zaostrzają protest. – Nie rezygnujemy z blokady. Przestajemy też zamawiać msze w intencjach, np. za zmarłych, a na tacę będziemy dawać po groszu – twierdzi Bogdan Niedźwiadek, który także rozmawiał z arcybiskupem.
W ten sposób protestujący chcą pozbawić parafię dochodu. Zamierzają też przestać dbać o teren wokół kościoła.
Kolejnym krokiem ma być pikieta pod kurią. Do skutku. Szukają także pomocy w Konferencji Episkopatu Polski. – Może inni biskupi nam pomogą, a jak nie, to będziemy szukać pomocy w Watykanie – zapewniają parafianie.
Delegaci żalą się też, nie usłyszeli od metropolity, czym się kierował, przenosząc ks. Żyszkiewicza do parafii w Podgórzu. – Ile biskup chce pieniędzy za zmianę decyzji? Zrzucimy się i zapłacimy, tylko niech ksiądz Marek do nas wróci – te i inne ostre słowa usłyszeliśmy we wtorek przed kościołem w Czerniejewie. – Nie wpuścimy księdza Podstawki. Chcemy powrotu księdza Marka.
Bez komentarza
– Nasze prośby zostały przez arcybiskupa zignorowane – mówi Anna Młynarska z Czerniejowa. – Chcieliśmy to załatwić po cichu, bez rozgłosu, dlatego nie rozmawialiśmy na początku z mediami. Ale to metropolita przez media nam odpowiadał. To on rozpętał burzę.
Kiedy koniec blokady? – Będziemy protestować do skutku. Gdyby metropolita był faktycznie przewodnikiem duchowym, uwzględniłby nasze prośby. Bo to my jesteśmy kościołem, a nie on sam – dowodzą wierni z Czerniejewa.
– Nie komentujemy sprawy – mówi tymczasem ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik arcybiskupa. Parafianie nie wiedzą dlaczego.