Nie tęsknię za światem widzianym. Ja go właściwie już nie pamiętam. Nie zamieniłbym się teraz z panią. To dokucza, ale można z tym żyć - przekonuje Andrzej Wolski, niewidomy od 11. roku życia mieszkaniec Białej Podlaskiej.
Jeden pokój w mieszkaniu przy ulicy Zygmunta Starego został zamieniony w pracownię. Komputer, który "mówi”, skaner, maszyna do pisania brajlem - te urządzenia składają się na warsztat tłumacza. Pan Andrzej przygotowuje książki do drukowania systemem brajla: skanuje drukowany tekst, opracowuje go i wysyła do wydawnictwa w Lublinie. W ten sposób odrabia do niskiej renty. Ale drugi, równie ważny powód, to miłość do literatury.
Komputer ułatwia życie
- Widzący powie, że nauczenie się brajla jest trudne. Ale przecież on musi zapamiętać kształt każdej litery, a ja tylko tyle, że jest 6 punktów, a odpowiedni ich układ daje literkę - swoją odpowiedzią Wolski uprzedza pytanie, które chciałam zadać.
Pan Andrzej naszą rozmowę urozmaica pokazem. Włącza monitor, żebym mogła zobaczyć, co napisze. - Ja go nie używam. Po prostu słyszę tekst, który wystukuję na klawiaturze - wyjaśnia.
- Zapiszę kilka wyrazów - proponuję, kierowana ciekawością. - A proszę bardzo. Potem je odczytamy - zgadza się gospodarz i uruchamia sprzęt. - Kolonia, wakacje... - odzywa się po chwili udźwiękowiony komputer, gdy wstukuje kolejne wyrazy.
Od ślusarza do tłumacza
W tamtych czasach poznał żonę Grażynę, z którą ma dwóch synów i dwie córki. W Białej Podlaskiej Wolscy mieszkają od lat. Pan Andrzej kierował niegdyś miejscowym okręgiem Polskiego Związku Niewidomych. Oprócz pracy na zlecenie dla wydawnictwa pisuje artykuły do czasopism dla niewidomych, honorowo oddaje krew, działa społecznie w PZN.
- Jacek, daj Maćkowi jeść - przerywa naszą rozmowę i zwraca się do syna, który w sąsiednim pokoju ogląda telewizję. Maciek to kot przybłęda. Właśnie wszedł i miauczeniem daje znać, że jest głodny. Są jeszcze trzy psy (Ina, Patrycja i Matylda), wcześniej bezdomne, zabrane do domu z ulicy.
Katalog się powiększa
- Poprzednio opracowałem Kubusia Puchatka. Teraz na warsztacie mam powieść Michaela Ende Momo dla dzieci. Pracując od rana do wieczora przez tydzień przerabiam około 250 stron komputerowych, a za jedną płacą nam 2 złote - mówi pan Andrzej. Liczba mnoga jest tu jak najbardziej na miejscu, bo w pracy pomaga mu żona. Jej oko jest niezbędne przy korekcie tekstu.
Pomoc lektorska najbliższych i brajl - to były narzędzia, którymi posługiwał się pan Andrzej, zanim 3 lata temu zaczął współpracę z wydawnictwem. A dzisiaj w jego katalogu znajdują się już 164 tytuły klasyki literatury światowej.
Ale według Wolskiego brajl jest coraz mniej popularny, gdyż mniej ludzi niż kiedyś cierpi na całkowitą utratę wzroku. A poza tym naprzeciw potrzebom niepełnosprawnych wychodzi technika. Kto tylko może, kupuje sprzęt "gadający” - w tym książki na kasetach czy płytach. Wtedy jest w stanie zapoznawać się z treścią wszystkiego, co napisane. Nawet z tym, co publikują codzienne gazety. Wystarczy skaner i komputer ze specjalnym programem, który przetwarza druk na słowa wydobywające się z edytora dźwięku.
- Gdyby nie mój książkowy świat, byłbym pewnie złośliwy dla wszystkich z mojego otoczenia i zamęczał ich sobą. A to zajęcie po prostu urozmaica mi życie - stwierdza.