Najtrudniejsze są święta. Rodzina siada do stołu, na Iwonę czeka puste nakrycie. Wszyscy składają sobie życzenia; jedno nie zmieniło się 9 lat: Niech da znak, że żyje. Niech się odnajdzie.
Ten ból się nigdy nie kończy.
- Znakomicie się uczyła, zdobywała nagrody w konkursach. Ambitna, zdolna, pracowita - mówi o córce Barbara Kamińska.
Domatorka, bardzo przywiązana do rodziny. Nie miała chłopaka. Jej pasją był śpiew i język angielski. Marzyła, by studiować anglistykę. Nie dostała się na studia w Lublinie, dlatego wyjechała do Częstochowy. Co drugi weekend wracała do domu.
- Jaka jeszcze była? - zamyśla się Barbara. - Życzliwa wobec ludzi, bardzo ufna. Może nawet zbyt ufna...
Dziś miałaby 29 lat.
Zwiedzam Londyn
Wakacje w Londynie mają trwać 2 tygodnie.
- Była szczęśliwa i podekscytowana - wspomina Barbara. - Nigdy wcześniej nie widziała Londynu. To miały być jej wymarzone wakacje.
Iwona wie, że rodzice denerwują się jej wyjazdem. Dlatego dzwoni do nich zaraz po przyjeździe do Londynu. Odzywa się codziennie przez kolejne 3 dni. Mówi, że Londyn jest piękny, chwali się tym, co zwiedziła razem z koleżanką. Jest radosna, pełna wrażeń. Umawia się ze starszą siostrą, że ta dojedzie do niej za tydzień. Obie cieszą się na to spotkanie.
Trzeciego dnia wysyła rodzicom kartkę z Londynu.
W sklepie
Po pracy, około godziny 16, Iwona ma się spotkać z przyjaciółmi w południowo-zachodniej części Londynu. Nie przychodzi na spotkanie. Nie dociera też na kwaterę. Do nikogo nie dzwoni.
Nikt jej już nigdzie nie widział.
Nie wierzę
Policja w Polsce nie wie nic poza tym, że Iwona zaginęła w Londynie. Kamińscy dzwonią więc do jej koleżanki; tej samej, z którą Iwona wyjechała, mieszkała w Londynie, załatwiła jej tam pracę. - Nic nie wiem - odpowiada dziewczyna. - Wyszła do pracy i nie wróciła.
Ojciec Iwony decyduje się na wyjazd do Londynu. Tamtejsza policja rozkłada ręce. Iwona być może nawet nie wyszła ze sklepu. Ale na nic zdaje się przesłuchanie jej pracodawcy, badanie jego samochodu, przeszukanie sklepu, w którym zrywają nawet podłogę.
Policja nic nie znajduje. Żadnych dowodów na to, żeby dziewczyna padła ofiarą przestępstwa. Najmniejszego śladu, że została uprowadzona.
Jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Na własną rękę
Rodzice chcą, by jasnowidz poleciał z nimi do Londynu. Ten wycofuje się w ostatniej chwili. Podobnie jak brytyjski prywatny detektyw. Wysoka nagroda, którą w Londynie wyznaczają Kamińscy za pomoc w odnalezieniu córki, też na niewiele się zdaje. Nawet, jeśli ktoś twierdzi, że widział Iwonę, informacja się nie potwierdza. Ani razu.
Żadnego skutku nie przynoszą plakaty, którymi oklejają cały Londyn, ani pomoc polonijnej prasy. Ani ITAKI, ani Interpolu.
- Żadnego tropu. Tak, jakby Iwonka zapadła się pod ziemię - mówi Barbara.
Mieć nadzieję
Mijają miesiące, lata. Kamińscy nawet na moment nie rezygnują z poszukiwań córki. Co dwa tygodnie kontaktują się z ITAKĄ, ponawiają ogłoszenia w brytyjskiej prasie.
I uczą się, jak żyć bez Iwony. Bez żadnej wieści o Iwonie. Bo żyć trzeba dalej, mówi Barbara, żyć nawet wbrew sobie, wbrew wszystkiemu. Dla rodziny, dla najbliższych. Dla Iwony, która może w każdej chwili wrócić.
- Czasem mam wrażenie, że walę głową w ścianę. Taka rozpacz i bezradność - mówi. - Najpierw było pytanie: Dlaczego nas to spotkało. A potem: Co jeszcze możemy zrobić, jakim tropem pójść? Najgorsza jest jednak myśl, że ona gdzieś nas potrzebuje, a my nie możemy jej pomóc. Że zrobiliśmy już wszystko, co w ludzkiej mocy.
I to wszystko na nic się zdało.
Tajemnica
Barbara śledzi wszystkie wieści ze świata. Gdy do Polski wracają dziewczyny uwolnione z domów publicznych na Zachodzie sprawdza, czy nie ma wśród nich Iwony. Każda - powtarza - każda najgorsza prawda byłaby lepsza od tego wielkiego znaku zapytania. Potwornej tajemnicy, której przez 9 lat nie udało się rozwikłać.
Niech da znak
Najtrudniejsze są święta. Rodzina siada do stołu, na Iwonę czeka puste nakrycie. Wszyscy składają sobie życzenia; jedno nie zmieniło się od lat: Niech da znak, że żyje. Niech się odnajdzie.
- Gdy człowiek umiera można się z nim pożegnać - szepce Barbara. - Ból po stracie osoby, która zaginęła, jest najgorszy z możliwych. Ten ból się nigdy nie kończy. Ból i pustka.
Do Boga o niewiadomej
- Ona gdzieś musi być... - zamyśla się Barbara. - Kilka dni temu powiedziała do mnie we śnie: "Mamo, jestem taka szczęśliwa. Wychodzę za mąż”. Obudziłam się radosna, wciąż widziałam jej twarz. Powiedziałam do syna: Iwona się do mnie odezwała. Wszystko u niej dobrze.