Jeszcze niedawno każdy wiedział, gdzie, od kogo i za ile można było kupić skręta czy coś mocniejszego.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Ale teraz blady strach padł na wszystkich. W siedemdziesię-ciotysięcznym Zamościu coraz trudniej o dopalacza.
"K... mać, zamykajcie dobrych chłopaków za jointy, a pedofili i inne wynalazki uniewinniajcie, najlepiej wszystkich nas zamknijcie”, "Dobra robota! Rozwalić to ścierwo!” - Tak komentowano w internetowym wydaniu naszej gazety najświeższe informacje o kolejnych zatrzymaniach w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej, trudniącej się przemytem i obrotem narkotykami na dużą skalę.
Nalot na mieszkania
W ostatnich dniach czerwca policjanci z Centralnego Biura Śledczego, wspierani przez policyjnych antyterrorystów, weszli jednocześnie do kilkunastu mieszkań w Zamościu. Zatrzymano 14 mężczyzn w wieku od 25 do 37 lat, którzy zajmowali się organizowaniem sieci dilerskich.
- Pośredniczyli w handlu między dużymi dostawcami narkotyków, a miejscowymi odbiorcami - informuje Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Towar ten trafiał później do szkół, dyskotek, klubów i indywidualnych odbiorców.
Wyszli od prostytutek
Śledztwo prowadzone od października 2006 r. zaczęło się od prostytutek. Punktem wyjścia były materiały uzyskane ze sprawy czerpania korzyści majątkowej z uprawiania nierządu na terenie Zamościa, które prowadzono trzy lata temu. Wtedy wyszło na jaw, że część z zatrzymanych może mieć powiązania z osobami trudniącymi się produkcją lub przemytem narkotyków, które trafiały na Lubelszczyznę i poprzez sieć mniejszych hurtowników i dilerów, a rozprowadzane były m.in. w szkołach, pubach i dyskotekach w Lublinie, Białej Podlaskiej, Chełmie, Zamościu, Biłgoraju, Tomaszowie Lubelskim, Krasnymstawie, Janowie Lubelskim i Włodawie... Czyli praktycznie w całym województwie.
Przebitka jak ta lala
Za gram marihuany hurtownik płacił dostawcy 15-20 zł, diler kupował ją od hurtownika za 18-25 zł, a następnie sprzedawał zielsko po 30-40 zł (w zależności od wielkości zakupu lub zażyłości konsumenta ze sprzedającym). Gram amfetaminy kosztował w Zamościu 40 zł, a w Tomaszowie Lubelskim już 10 zł więcej. Jeżeli ktoś pojechał jednego dnia busem do stolicy i kupił 1 kg amfetaminy po 8 zł za gram, wyłożył 8 tys. zł. Po powrocie do Tomaszowa Lubelskiego mógł zarobić na tym interesie 50 tys. zł. W kieszeni, pomijając koszty podróży, zostawało 42 tys. zł. Czterokrotna przebitka była na tabletkach ecstasy.
Przyznał się, ile zarobił
Pierwszy etap śledztwa zakończył się w marcu br. skierowaniem do sądu aktu oskarżenia - wraz z ponad 100 tomami akt i załączników - przeciwko 23 osobom należącym do zorganizowanej grupy przestępczej. Na ławie oskarżonych zasiedli mieszkańcy województwa lubelskiego i mazowieckiego, głównie Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego i okolic Warszawy, którym przedstawiono łącznie 65 zarzutów. Pierwsze skrzypce w tej grupie grał 32-letni Robert K. z Zamościa.
W maju w stan oskarżenia postawiono kolejnych 12 osób, w tym przywódcę kolejnej zamojskiej grupy, 26-letniego Adriana K. W ten sposób zakończono drugi etap śledztwa. Część z oskarżonych dobrowolnie poddała się karze.
- Poza odpowiedzialnością karną - a niektórym grozi do 15 lat pozbawienia wolności - oskarżonych czeka zwrot uzyskanych korzyści majątkowych - zwraca uwagę Marek Grodzki, szef Prokuratury Okręgowej w Zamościu. - Dotyczy to również osób, które zdecydowały się z nami współpracować. Jeden z oskarżonych przyznał, iż w okresie prowadzenia działalności przestępczej zarobił 100 tys. zł.
Po zapadnięciu prawomocnego wyroku będzie musiał oddać wszystko, co do złotówki.
Urwać łeb hydrze
Podczas śledztwa udokumentowano wprowadzenie do obrotu ponad 100 kilogramów narkotyków. W większości była to marihuana, którą przemycano do Polski z krajów Beneluksu. Szajka działała głównie na terenie Zamościa i okolicznych powiatów, miała powiązania z grupami przestępczymi m.in. z Kielc, Poznania i Warszawy.
Ale z handlarzami narkotyków jest jak z włosami. Po pewnym czasie wszystko odrasta. - Nie pozbyliśmy się narkotyków, ale jest ich znacznie mniej - mówi szef zamojskiej prokuratury.
O ile? - O 60 proc. Handel jest rozproszony, a źródła dostaw nie są skupione w rękach kilku osób.
Strach gadać
Na to samo zwracają uwagę amatorzy używek. - Nie ma towaru w mieście - rozkłada ręce tegoroczny maturzysta. - Kiedyś człowiek wiedział, do kogo uderzać, teraz jest problem. Jedni siedzą, inni boją się w ogóle gadać o narkotykach. Moi znajomi jeżdżą po towar do stolicy, ale trzeba uważać, bo można głupio wpaść. Kolega miał przy sobie fifkę i ćwierć grama marihuany. Będzie miał namieszane w papierach, bo policja go zgarnęła.
Od początku postępowania zatrzymano i postawiono zarzuty 200 osobom, z czego 87 były tymczasowo aresztowane. Wśród podejrzanych płci obojga są nie tylko przedstawiciele tak zwanego marginesu z wykształceniem niepełnym podstawowym; nie brakuje osób z dobrych domów, dzieci lekarzy czy nauczycieli. W gronie zatrzymanych znaleźli się m.in. studenci AWF i filologii angielskiej, nauczyciel akademicki, ratownik medyczny i prezes warszawskiej spółki, który zarabiał miesięcznie 12 tys. zł.
Śledztwo trwa.
Maciej Lechutko