Chorował od dłuższego czasu. O jego walce z rakiem wiedzieli najbliżsi. Jeszcze przed świętami czuł się dobrze. Gdy Daniel Olbrychski składał mu życzenia, powiedział: Ja umieram...
Urodził się w 1939 r. w Starych Wasiliszkach koło Nowogródka. W niskiej, przysadzistej chacie, z trudem przypominającej dworek, stał fortepian. Śpiew i muzyka towarzyszyły mu od dzieciństwa. Ojciec był stroicielem instrumentów. Czesław z całą rodziną śpiewał w miejscowym chórze kościelnym.
d
W 1954 r. rozpoczął naukę w pedagogicznym Liceum Muzycznym w Grodnie. Intrygowały go ludowe instrumenty muzyczne, których pełno było w pracowni ojca. W szkole Czesław Wydrzycki prowadził nawet chór.
Po czterech latach, gdy rodzina w ramach repatriacji osiedliła się na Pomorzu, rozpoczął naukę w średniej szkole muzycznej w Gdańsku w klasie fagotu. Już wtedy nauczyciele zwrócili uwagę na jegoniesamowity głos...
Szkoły nie skończył
Gdy w 1970 r. zmarł mu ojciec, rzucił szkołę i zaczął szukać pracy. Ale śpiewania, na szczęście, nie rzucił, dorabiając w muzycznych klubach. Zadebiutował na estradzie gdańskiego kabaretu „To tu” i na scenie Klubu Studentów Wybrzeża „Żak”, wykonując ludowe piosenki rosyjskie. Na płycie „Russische lieder”, wydanej przez słynną wytwórnię CBS w 1973 r. znalazły się m.in.: „Odnazwuczno gremit kalakolczik”, „Joloczki sasionoczki”, „Po dikim stepiam Zabajkala” i „Slawnoje morie, swiaszczennyj Bajkal”. Skoczne przyśpiewki zrobiły furorę w USA.
Narodził się Niemen
Na oryginalny głos Czesława Wydrzyckiego pierwszy zwrócił uwagę Franciszek Walicki i zaproponował mu wstąpienie do zespołu „Niebiesko-Czarni”. To właśnie wtedy Czesław przyjął pseudonim Niemen.
Gdy w 1963 r. w paryskiej „Olimpii” zaśpiewał „Wiem, że nie wrócisz” –owacjom nie było końca. W 1965 r. na Międzynarodowym Festiwalu w Rennes otrzymał trzy nagrody, podpisał kontrakt ze znaną firmą płytową „AZ” i nagrał cztery piosenki na jedynej w jego dorobku francuskiej płycie.
Potem były koncerty w Niemczech, Skandynawii i krajach Beneluxu. Wydawało się, że przed Niemenem międzynarodowa kariera stoi otworem. Ale on, bezkompromisowo przywiązany do polskich korzeni, za wszelką cenę chciał zachować słowiańską oryginalność. Także wtedy, gdy w Polsce wypominano mu, że... jest zza Buga. Odpowiadał wówczas: „Jestem raczej zza Niemna”.
Zawsze szedł swoją drogą. A przecież w 1963 r. w Olimpii śpiewał ze Stevie Wonderem. A przecież w 1964 tak zachwyciła się nim Marlena Dietriech i piosenkę „Czy mnie jeszcze pamiętasz” włączyła do swojego repertuaru. A przecież w 1972 z propozycją współpracy wystąpił słynny zespół „Blood Sweet&Tears”...
Dziwny jest ten świat
Po koncertach w „Olimpii” na scenie pojawił się nowy Niemen. Nosił koszule w kwiaty, co szokowało otoczenie.
Na koncertach z grupą Akwarele Niemen doprowadzał młodą publiczność do ekstazy. Za sprawą fascynacji Ray Charlsem „słodki głos” Niemena obniżał się, jego chrypiący krzyk powalał fanów na kolana.
Tak stało się w 1967 r., gdy Niemen zaśpiewał „Dziwny jest ten świat” i rozbudził emocje Polaków, choć niektórzy zarzucali mu grafomański styl.
Bema pamięci rapsod żałobny
Niemen zawsze fascynował się Bachem. Jeszcze w kościele nauczył się grać na organach. W Polsce, jako pierwszy, zagrał na scenie na organach Hammonda.
Po nagraniu płyty „Sukces” Niemen zwierzył się Wojciechowi Młynarskiemu, że czyta wiersze Norwida. Wtedy Młynarski, który przymierzał się do napisania Niemenowi tekstów, zwrócił jego uwagę na „Bema pamięci rapsod żałobny”.
Gdy po raz pierwszy wykonał utwór w 1968 roku, publiczność oniemiała. Szlachetne brzmienie organów, podniosły nastrój, świece i niezwykły tekst Norwida zachwyciły jego fanów.
Na płycie, która ukazała się w 1969 r. znalazły się wiersze Adama Asnyka, Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Tadeusza Kubiaka. W składzie zespołu Niemen Enigmatic znaleźli się tak znakomici muzycy jak Zbigniew Namysłowski, Czesław „Mały” Bartkowski”, Tomasz Jaśkiewicz i Michał Urbaniak – który grał na saksofonie tenorowym i flecie.
Z Niemenem chcieli teraz grać najwięksi. W amerykańskiej wersji Rapsodu, wydanej przez CBS w 1974 r. pod tytułem „Mourners Rhapsody” zagrali legendarni muzycy: Jan Hammer i John Abercrombie.
W stronę teatru i samotności
W 1971 r. Niemen rozpoczął współpracę z Józefem Skrzekiem, Antymosem Apostolisem, Jerzym Piotrowskim i Helmutem Nadolskim. Powstał kolejny, niezwykły utwór, „Piosenka dla zmarłej”.
Po nagraniu w Monachium drugiej płyty „Oda do Venus” drogi Niemena ze Skrzekiem się rozeszły, powstał zespół SBB.
Przyjaźń z Adamem Hanuszkiewiczem i praca nad ilustracją muzyczną do dramatu „Mindowe” zaowocowały płytami „Katharsis” (1975) i „Post scriptum” (1980). Niemen zaczął budować swoje studio, rysować, malować i pisać gorzkie wiersze. Jak choćby ten:
Ściśnięty w dziwacznym ciele
W człowieka ochrypłym głosie
Co śpiewa wciąż głupie swe trele
Za wiele
Za wiele...
Cały czas wierny Norwidowi, zaczął się zwracać w stronę życia, natury, ludzi „co mają tak za tak, nie za nie” , w stronę pracy i samotności. Tak narodził się Niemen-samotnik. Najpierw zamknięty w teatralnym studiu, potem w domu, ze słuchawkami na uszach, by nie przeszkadzać rodzinie...
Samotnik
Nigdy nie zapomnę koncertu Czesława Niemena na KUL w latach osiemdziesiątych, kiedy dane mi było podpatrywać jego próbę i porozmawiać o Norwidzie.
Nigdy nie zapomnę sceny, gdy pod Nową Aulą KUL zatrzymał się towarowy mercedes, którym przyjechał na koncert. W milczeniu obejrzał salę, w milczeniu wnosił sprzęt na scenę. Gdy poprosiłem go o rozmowę, spytał o czym będziemy rozmawiać. Odpowiedziałem, że o Norwidzie. Popatrzył na mnie badawczo, uśmiechnął się i zgodził na moją obecność na kilkugodzinnej próbie.
Gdy patrzyłem jak w skupieniu stroi instrumenty, ustawia głośniki, poprawia mikrofony i rozśpiewuje głos, wiedziałem, że za chwilę wezmę udział w czymś więcej niż w koncercie...
Nigdy nie zapomnę też, jak w trakcie koncertu coś się stało z aparaturą i głos Niemena zamilkł. Publiczność zamarła, a Niemen zamarł nad klawiaturą syntezatora. Po chwili znów usłyszeliśmy jego niezwykły głos. Na finał były ogłuszające brawa. Niemen stał nieruchomo z dłońmi złożonymi jak do modlitwy.
Po koncercie poszedłem z wierszami Norwida po autograf. Spytał, jakiej płyty słucham najczęściej. Odpowiedziałem, że Rapsodu, że mam wszystkie jego płyty, ale jednej nie. Spytał: jakiej. Amerykańskiej wersji. Uśmiechnął się, rozłożył ręce: ja też jej nie mam. Ale będę pracował nad remasteringiem wszystkich swoich płyt. Także nad amerykańskim rapsodem.
Tak się stało po latach. W sklepach ukazał się właśnie dwuczęściowy box, zawierający 12 płyt w wersji kompaktowej. Do tego miała dojść muzyka teatralna i filmowa oraz epizody zagraniczne, w tym mój ukochany amerykański Rapsod. Nie zdążył...
Rak pokonał muzyka
W ciągu ostatnich dwudziestu lat wydał tylko dwie płyty z premierowymi kompozycjami: „Terra Deflorata” (1989) i „Spodchmurykapelusza” (2001). Odchodził od muzyki w kierunku grafiki komputerowej, wracał do komponowania i poezji.
O tym, że zabija go rak, wiedziało niewielu. Rok temu przeszedł operację. Jeszcze przed świętami miał wiele planów. Ale gdy Daniel Olbrychski składał mu życzenia, powiedział: – Daniel, ja umieram...
Od kilkunastu lat nie pił alkoholu, nie palił, nie jadł mięsa. Żył najzdrowiej jak można. Medytował.
Do samego końca pisał wiersze i komponował. Ponoć ma w biurku cztery projekty płyt. Jedna z nich miała nosić tytuł „Piękny jest ten świat”...
Ostatni wiersz
Zostawił niezwykły wiersz. Oto on:
i choć nieczęsto
bywa wszak
że zjawi się
w twym życiu
pełna łask i dobroci Dama
nie wierzysz?
patrz
odwraca
w twoją stronę
zdobioną
kwiatem Kalanchoe
głowę...
* * *
Zamiast pełnej łask i dobroci Damy przyszła Pani Śmierć...