Spalinowa lokomotywa ostrożnie pcha cztery zgrzytające wagony. Przy tym, co na nich leży, wygląda jak liliput. Na wagonach zamocowany jest most kolejowy. Niedawno jeździły po nim pociągi. Niedługo znów będą jeździć. Na razie to on jest pasażerem
Stalowa konstrukcja do niedawna stała w Chotyłowie, na linii kolejowej z Warszawy do Moskwy.
To dwutorowa linia, więc i mosty były dwa. Ale przestały być tam potrzebne, kiedy kolejarze przebudowali szlak. Teraz pociągi mogą jechać tędy z prędkością 160 km/h, tymczasem mosty były dostosowane tylko do 120 km/h. Dlatego musiały poszukać sobie innego zajęcia.
Poszukiwania nie trwały długo
Pierwszy został prawdziwą gwiazdą. Stanął w Wólce Orłowskiej na Zamojszczyźnie, zastąpił tam starą konstrukcję i niewątpliwie jest jednym z najczęściej fotografowanych w Polsce. Dlaczego? Bo to jedyne miejsce w Polsce, gdzie krzyżuje się rzeka, most drogowy i kolejowy.
Drugi aż tak sławny jeszcze nie jest. Ale mocno się stara. Zanim dotarł na miejsce, już zrobiło się o nim głośno. Wszystko przez to, że… jedzie pociągiem.
– Tu, gdzie ma stanąć, jest podmokły, bagnisty teren, chroniony programem Natura 2000. Nie da się tu inaczej dojechać niż po torach – wyjaśnia Zygmunt Grzechulski, dyrektor lubelskiego Zakładu Linii Kolejowych spółki PKP Polskie Linie Kolejowe.
Wagony z Niemiec
To miejsce to przeprawa przez rzekę Tyśmienicę w miejscowości Laski, zaledwie 5 km od Parczewa. Do Parczewa most trafił w kawałkach, tam został odnowiony, złożony w jedną całość i wyruszył w drogę.
– Przy użyciu podnośników hydraulicznych załadowaliśmy konstrukcję na wagony – opowiada Borowiec. Potrzeba było do tego czterech wagonów, choć tak naprawdę pracowały tylko dwa, sprowadzone specjalnie z Niemiec, przygotowane do dużych obciążeń. To na nich spoczywał ciężar. Pozostałe dwa zostały doczepione tylko po to, by cały transport miał odpowiednią długość.
– Most ma 45 metrów długości, wysokość 8,6 m i jest szeroki na ponad 6 metrów – mówi Borowiec. Ale przez to, że jest na wagonach, całość jest wyższa. I transport ma 10,2 m wysokości.
Dobrze, że zimno
Żeby wszystko to przetoczyć po torach, trzeba było skonstruować naprędce i zamocować na niemieckich wagonach specjalne platformy, na których wesprze się most. Musiały być jak najbardziej płaskie, by transport nie był zbyt wysoki. Musiały mieć też specjalne łożyska, bo na drodze są zakręty i lekkie wzniesienia i jakoś z tym trzeba sobie poradzić. A problemów do pokonania było jeszcze więcej.
– Na trasie przejazdu trzeba było zdemontować cztery linie energetyczne: trzy niskiego i jedną średniego napięcia. – Po prostu energetycy przecinali kable – mówi Wiktor Borowiec, również z Trade Trans.
Paradoksalnie, najłatwiej poszło z linią wysokiego napięcia. Jej przewody od grzbietu mostu dzieliło niecałe pół metra. Wystarczyło. – Ale gdyby było nieco cieplej, kable by się rozciągnęły, byłyby niżej i mielibyśmy problem. Bo demontaż linii wysokiego napięcia to i wysokie koszty – mówi pan Ryszard.
Transport trwał w sumie dwa dni. We wtorek most przejechał większość trasy. Na środę zostało 800 m, w tym przejazd pod największa linią energetyczną. Udało się.
Żegnaj, staruszku
W Laskach most zajmie miejsce starego... – Który został zbudowany w 1887 r., kiedy powstawała ta linia kolejowa – mówi Grzechulski. – Ten, który przyjechał, ma nieco ponad 20 lat. To dobra konstrukcja – podkreśla Zygmunt Osiak, dyrektor ds. technicznych Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie.
Stara konstrukcja już jest cięta na kawałki. – Demontaż zaczął się we wtorek i zajmie nam w sumie około 10 dni roboczych – mówi Jacek Stefański, kierownik budowy z lubelskiej firmy Kolmost, która prowadzi roboty na przeprawie przez Tyśmienicę.
– Później zbudujemy tymczasowe podpory, a docelowo nowa konstrukcja oprze się na istniejących przyczółkach. Ale najpierw musimy jeszcze zdjąć przywieziony most specjalnymi stutonowymi podnośnikami, a wtedy lokomotywa wyciągnie spod niego wagony.
Żółty most na gościnnych występach powinien zacząć pracę w połowie stycznia.
A będzie więcej
Przeprawa w Laskach nie jest jedyną, za którą zabrali się lubelscy kolejarze, modernizując linię nr 30.
– Na trasie do Parczewa wykonaliśmy jeszcze pięć mniejszych konstrukcji – wylicza Grzechulski. – To dla nas bardzo ważna linia, jeżeli chodzi o ruch towarowy, wozi się tędy kruszywo, chemikalia i wiele innych towarów.
W tej chwili trwa już przebudowa linii na odcinku od Lublina do Lubartowa. Tak, by w przyszłości mogły pojechać tędy szynobusy łączące oba miasta i zbierające pasażerów z leżących na trasie miejscowości. Przy okazji nowego blasku nabierze most w Ciecierzynie.
– Firma Skanska, która wykonuje roboty na tej linii, zrobiła nam taki prezent, most będzie mieć nawet iluminację. Bardzo za to dziękujemy – cieszy się Grzechulski. I dodaje, że nadal będzie zajmować się dalszym odcinkiem "trzydziestki”. – Liczę na to, że następnym krokiem po wysłaniu szynobusów do Lubartowa będzie skierowanie ich także do Parczewa.