Brudne miski, pchły i taśmowe usypianie ślepych jeszcze szczeniaków. Albo klatka z podgrzewaną terakotą, weterynarz pod nosem i ostre procedury adopcyjne. Polskie bezdomne psy mają czego zazdrościć swoim angielskim kolegom.
W schronisku przyznają, że to nie pierwszy przypadek, gdy suka zachodzi tam w ciążę. - Psy robią cuda, jak suka ma ruję. Przeskakują klatkę, przegryzają pręty. Nie jesteśmy w stanie ich upilnować - tłumaczy Alfreda Mydlarz.
- Jak rodzą się szczeniaki, to mam obowiązek je uśpić - dodaje Krzysztof Stachurski, weterynarz ze schroniska.
Manchester Dogs Home ma już ponad sto lat i warunki, o jakich polskie bezdomne psy mogą tylko marzyć. 10 osób na etatach, kilkunastu wolontariuszy, około 200 psów, tor przeszkód, ogrodzona łąka. Przestronne klatki w jednej części wyłożone betonem, w drugiej podgrzewaną terakotą i z wybiegiem na zewnątrz budynku. Na drzwiach wejściowych święte prawo każdego angielskiego schroniska: "Możemy odmówić sprzedania psa bez podawania powodu”.
- Nie każdy dostanie psa. Ostatnio przyszli ludzie po labradora. Zaczęli się przy nas kłócić, kto będzie psa wyprowadzać. Wyszli z niczym - opowiada Natasza, lublinianka, która w manczesterskim schronisku pracuje od lutego. Rodzina, która chce wziąć psa, musi pojawić się w komplecie. Nie wystarczy, że rodzice przyprowadzą dwoje z trójki dzieci. A jeśli pies nie zaakceptuje właśnie tego trzeciego? - Puszczamy psa ze smyczy i obserwujemy, jak reaguje na potencjalnych właścicieli. Jeśli już mają jakiegoś psa w domu, to też musi przyjść.
Z obowiązku odwiedzenia schroniska zwolniona jest reszta domowego zwierzyńca. - Mamy dwa schroniskowe koty. Na nich sprawdzamy reakcję psa na kota.
oczami internautów
W schronisku byłam zimą. Zorganizowaliśmy z mężem akcję zbierania starych kocy, kołder, psiej karmy po rodzinie i znajomych. Było tego sporo. Chociaż nie wiem, czy skorzystał z tego jakiś pies, bo kiedy dwa dni później chcieliśmy sprawdzić, nie wpuszczono nas pod pretekstem, że są już koce kupione przez schronisko. Na naszą propozycję, byśmy zostali wolontariuszami, wulgarna pani, stwierdziła, że wolontariuszy jest już za dużo i nie potrzebują.
ja
Spanielkę Majkę zabrałam ze schroniska w październiku. Majka była tak wyniszczonym, brudnym psem, że należałoby zrobić kierownictwu schronu sprawę karną o znęcanie się nad zwierzakiem. Niecałe 10 kg wagi (norma: 20), na uszach i łapach, dready z błota, słomy i jej własnych odchodów. Oczu nie było widać. Z pyska leciała non stop ropa ze śliną, infekowała wargi, przemacerowana skóra cuchnęła w sposób trudny do wyobrażenia. Pcheł były tysiące. Majka nie słyszy, nie widzi, ma chore serce. Na koniec "perełka”. Pani wydająca mnie i koleżance sunię powiedziała tonem łaskawcy: "Pieska wydajemy paniom GRATIS”
Kurtyna
cytaty pochodzą z forum Dziennika Wschodniego
- Czasem usypiamy psy. Zdarza się, że asystuję przy tym. Nie jest to przyjemne, ale nie można dać komuś psa, który odgryzłby rękę. Zdarzają się, zwykle krzyżówki mastifów, tak agresywne, że karmimy je z sąsiedniej klatki - opowiada Natasza.
Przez pierwszy tydzień pobytu schronisko nie ma do psa żadnych praw. Jeśli właściciel się nie zgłosi, pies przechodzi na własność MDH. Zdrowe trafiają do sprzedaży i na listę do kastracji.
- Psy z jednej klatki muszą być wyprowadzane w tym samym czasie. Inaczej będą zazdrosne. Musimy też spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Wchodzić do klatek, głaskać, tarmosić, bawić się - opowiada Natasza.
Czesanie, kąpanie i obcinanie paznokci. Do tego karma najwyższej jakości (ze zbiórek w hipermarketach i od samych sklepów). Większość psów opuszcza schronisko w znacznie lepszym stanie niż, kiedy tu trafiły. Tym, które przez kilka tygodni nie znajdą nowego pana, schronisko funduje wycieczkę do innego miasta. Może tam będą miały więcej szczęścia.
Wyprowadzały psy na spacer, pielęgnowały je i karmiły. Robiły im zdjęcia, umieszczały na stronie internetowej i tak znajdowały im nowych właścicieli. Pięć dziewczyn stale przychodziło do schroniska przy ul. Pancerniaków. Ciężko pracowały wśród pcheł i odchodów. Aż któregoś dnia usłyszały, że mają się wynosić.
Dlaczego? Schronisko twierdzi, że prawo zabrania im zatrudniać wolontariuszy.
Dziewczyny i tak pojawiają się na Pancerniaków. Na takich samych prawach, jak każdy odwiedzający. Nie wolno im wchodzić do boksów, więc czeszą psy przez kraty.
W placówce przy ul. Pancerniaków w Lublinie przebywa obecnie około 170 zwierząt. 30 psów jest wykastrowanych, a 30 suk przeszło sterylizację. Zabiegi przeprowadzają bezpłatnie studenci z Akademii Rolniczej. Na schronisko idą pieniądze z budżetu miasta: na 2006 rok przewidziano 310 tys. zł.