„Poświęć trochę wolnego czasu, by zdobyć dodatkowe pieniądze, praca dla każdego od zaraz, zarobisz miesięcznie nawet 1500 zł „– kuszą anonse w lubelskich mediach, na słupach ogłoszeniowych, na ulotkach. Trzeba na te okazje bardzo uważać, bo często jest to zwykle naciąganie naiwnych.
Nikogo z nas nikt nie ostrzeże, że dany anons, może być szwindlem. Ogłoszeń i ulotek o pracy nikt nie weryfikuje. Polskie prawo nie zabrania się ogłaszać. Pozostaje nam nasz zdrowy rozsądek.
Akwizycja, czyli jak dopłacić do interesu
Z rubryk ogłoszeń prawie zniknęły do niedawna bardzo popularne oferty pracy dla akwizytorów. Nawet bezrobotni nie dają się nabrać.
– Niestety, pozwoliłem się w to wciągnąć – opowiada Ryszard Krawczyk. – Firma sprowadzająca na polski rynek filtry do wody zaproponowała mi pracę akwizytora. Po odpowiednim przeszkoleniu miałem chodzić po mieszkaniach i proponować ludziom filtr. To nie była taka prosta propozycja, miałem ze sobą walizeczkę pełną odczynników. Gdy już ktoś wpuścił mnie do domu, wyciągałem próbówki, nalewałem wody, wsypywałem odczynniki. Woda zaczynała się pienić, wytrącał się osad, ja wtedy pokazywałem próbówkę i mówiłem, jaką złą wodę piją ludzie w tym domu. Potem proponowałem filtr. Był drogi, ale można było wziąć go na raty. Jednak cena płacona gotówką była bardzo atrakcyjna i niektórzy decydowali się wyłożyć pieniądze od razu. Dostawałem pewien procent od sprzedanego filtra. Zrezygnowałem jednak z tego zajęcia. Trzeba się było uchodzić, a czasami przez kilka dni nikt nic nie kupił. Sam musiałem finansować sobie dojazdy do klienta, rozmowy telefoniczne. W końcu wychodziłem na tym interesie ze stratą. Teraz chcę normalnego zajęcia, akwizycja za bardzo wykańcza, a ludzie nie lubią, jak się im coś wciska.
Konsultant – to brzmi dumnie
Na ulicach Lublina pojawia się wielu ludzi, którzy rozdają przechodniom ulotki. Na karteczkach jest podany telefon z zachętą, że można dobrze zarobić.
– Dzwonię z ogłoszenia, podobno można tutaj dobrze zarobić? – pytam i od razu chcę się upewnić: – Ale to nie akwizycja?
Głos w słuchawce jest wyraźnie z pytania niezadowolony.
– To amerykańska firma, która tutaj tworzy swoją filię – wyjaśnia przedstawiciel. – Mamy pracę dla każdego, tylko trzeba przyjść, podczas rozmowy kwalifikacyjnej zaproponujemy odpowiednie stanowisko.
Chcę poznać więcej szczegółów, by wiedzieć, czy w ogóle warto przychodzić.
– Przez telefon nie ma o czym rozmawiać – ucina przedstawiciel. Informacje, warunki pracy tylko na miejscu...
Spotkanie odbywa się w prywatnym mieszkaniu na Czechowie w Lublinie.
– Możemy zaproponować stanowisko konsultanta. To bardzo dobra praca – zaznacza przedstawiciel. – Amerykański styl pracy. Idziesz do klienta na konsultację. Pokazujesz towar i wyjaśniasz jego zalety. Jeśli jesteś dobra i masz motywację, przekonasz klienta do zakupu. Dostajesz odsyp za każdą transakcję. Jak będziesz przebojowa, to awansujesz na kierownika i będziesz kierować zespołem konsultantów. Nasi konsultanci potrafią wyciągać ponad tysiąc złotych miesięcznie. Najlepsi dużo więcej.
Zawód konsultant zaczyna mi coś przypominać....
– Miało nie być akwizycji – zauważam nieśmiało.
Leniwy Polak nie chce się ruszyć
Uwaga była nie na miejscu; przedstawiciel nie potrafi ukryć zdenerwowania:
– To nie jest akwizycja, tylko konsultacja. Dajemy świetne warunki, każdy sam sobie ustala czas pracy, dostaje towar światowej jakości, który nawet nie wymaga zbytniej reklamy, trzeba tylko chcieć się ruszyć. Wyjść z tym do klienta. Niestety, Polakom nic się nie chce, za nic pieniądze by chcieli brać. No i mamy to, co mamy... – mówi urażony.
Z mojej pracy konsultanta nici.
Nabita w koperty
W rubrykach ogłoszeniowych często można się natknąć na propozycję zarobku przy sklejaniu kopert i skręcaniu długopisów.
– Jestem emerytką, chciałam dorobić – opowiada Teresa Nowak z Lublina. – Nie mogę pracować fizycznie, więc odpowiedziałam na anons firmy, która poszukiwała ludzi do sklejania kopert. Szybko się odezwali, wykupiłam pakiet kopert do sklejenia. Po wykonaniu pracy mieli je odebrać i wypłacić wynagrodzenie. Podobało mi się, bo praca w domu i czysta. Skleiłam kilka tysięcy kopert i zadzwoniłam do firmy, jak było umówione. Nagle szef znikł, ciągle go nie było. Napisałam list. Odpowiedź nie nadeszła. Zrozumiałam, że mnie nabrali.
W prasie znowu zobaczyłam ogłoszenie, że poszukują ludzi do klejenia kopert. Jedyne, co mogłam zrobić, to zawiadomić policję. Nie odzyskam od nich pieniędzy, bo nie podpisałam żadnej umowy. To była dla mnie nauczka. Drugi raz nie dam się nabrać...
Kup pan katalog...
Poszukujący pracy mogą się natknąć na szereg ogłoszeń, które brzmią: „chałupnictwo pilnie”. Lub: „umowa do 1500 zł brutto, w domu”.
– Proponujemy różne zajęcia, np. prowadzenie biura turystycznego – wymienia pracowniczka firmy z ogłoszenia. – Można prowadzić ankiety. Żeby pracę zdobyć, należy zamówić katalog za niecałe 50 zł.
Pod innym ogłoszeniem odzywa się miły głos i prosi o kolejny telefon, teraz już pod numerem za granicą. W następnej firmie także proponują katalog z kilkudziesięcioma adresami firm.
– Można skręcać długopisy, roznosić ulotki – wymienia pracowniczka. – Nieważne wykształcenie ani wiek. To prawda, że niektóre oferty wymagają wkładu finansowego, może połowa z nich. Które? Skąd mogę wiedzieć, przecież nie znam na pamięć wszystkich ofert...
Pod kolejnym telefonem, który może być szansą na lepsze życie,
nawet nie wysilają się na pozory:
– Zainteresowany płaci za katalog z firmami, które poszukują pracowników. Czy się zdecyduje na jakieś zajęcie, tego nie możemy zagwarantować. Przecież ten ktoś może mieć nierealne wymagania...