Halina, właścicielka Luisa, owczarka niemieckiego, chciała tylko ustalić czy Haron, czteroletni mieszaniec, obszczekiwał jej psa przyjaźnie, czy też wręcz przeciwnie: szykował się do ataku. Sędzia jednak pytanie uchylił i świadek psiej zwady nie musiał wybierać rodzaju szczekania.
– To jego pies rzucił się na mojego, był taki duży, z potężną szczęką – tłumaczyła tymczasem pani Halina. W jej oczach Haron urósł do rozmiarów rottweilera.
Na to pan Marek, który niewinności swego ulubieńca bronił razem z adwokatem, pokazał zdjęcie: a na nim był niewielki kundelek.
Atmosfera na sali rozpraw stawała się coraz bardziej nerwowa. Sędzia co chwila przypominała przeciwnikom, żeby trzymali nerwy na wodzy. W końcu pan Marek za niedopilnowanie psa dostał naganę.
Charakter psa
Jaki charakter ma pitbullterier? Odpowiedź na to pytanie zdecydowała o niewinności Mariusza.
Mariusz wpadł w kłopoty przez znajomego. Jacek przyrzekał, że Mariusz ukradł mu ukochanego psa rasy pitbullterier.
Jak? Miał go wziąć na ręce i uciec.
– Pies był bardzo pozytywnie nastawiony do ludzi – przekonywał w sądzie Jacek.
Tymczasem kynolog, specjalista od psich charakterów przekonywał, że to niemożliwe. – Ale to nie mieści się w ogóle w głowie! Taki pies w razie zagrożenia natychmiast zaatakuje. Nie pozwoli się obcemu szarpać za obrożę.
Sędzia Mariusza uniewinnił.
Kot jako nieruchomość
Czterech sędziów rozstrzygało sprawę eksmisji kota. Akta urosły do ponad sto stron. I dopiero po półrocznym procesie kotek mógł zamruczeć: zostaję w domu.
Kot mieszkał na dole. Jego przeciwnicy piętro wyżej. Wynajęli adwokata, żeby się pozbyć kota. Adwokat napisał „Pozew o ograniczenie właściciela w sposobie korzystania z nieruchomości”. Chciał nie tylko kota eksmitować, ale jeszcze zakazać jego właścicielom w ogóle posiadania takiego zwierzaka.
Dlaczego? Bo przeciwniczka kota twierdziła, że na koty jest bardzo uczulona. Na dowód pokazała sądowi zaświadczenie od lekarza, że powinna kotów unikać.
– Nawet z zamkniętymi oczami potrafię powiedzieć, gdzie na podwórku jest kot – deklarowała w sądzie. Przeciwuczuleniowe leki musiała zażyć też przed rozprawą. Siedziała przy swoim adwokacie, który... ma kota w domu.
Kot też miał prawnika wynajętego przez swoich właścicieli. – Jestem związana z kotem – tłumaczyła właścicielka kota. – Trudno byłoby mi się z nim rozstać.
Na rozprawie apelacyjnej sala była pełna publiczności. Z ciekawości przyszli inni sędziowie i pracownicy sądu. Nad wyrokiem głowiło się trzech sędziów. I orzekli, że eksmisji kota nie będzie. Swoje argumenty wyłożyli na 14 stronach uzasadnienia.
Sam kot na procesie się nie pojawił.
Pchanie armaty
O tym, że są specjalne sądy wojskowe wielu pewnie nawet nie wie. Tu sądzą żołnierzy.... którzy czasami potrafią narozrabiać.
Bardziej do kabaretu niż do sądu nadawała się sprawa chorążego, który kazał szeregowym odczepić armatę od samochodu i pchać ją po publicznej drodze.
– Było zimno i chciałem, żeby się chłopaki rozgrzali – tłumaczył chorąży w sądzie. Sam rozgrzał się przy pomocy wódki. A żołnierze pchali armatę przez kilometr, aż najechał na nią polonez.
Trudno było utrzymać powagę na procesie podchorążego z wyższej szkoły oficerskiej sił powietrznych w Dęblinie. Pijany żołnierz w pociągu zamienił się ubraniem z przygodnym podróżnym: cywil założył mundur lotniczy, a żołnierz wskoczył w rzeczy podróżnego. Ubrany w mundur cywil zaczął sprawdzać bilety.
W lubelskiej jednostce przez pół roku służył szeregowy, który ze względu na ślepotę nie powinien trafić do armii nawet w czasie wojny. Żołnierz przeszedł szkolenie, stał na warcie. Dokładnie przebadano go dopiero, gdy narozrabiał i miał stanąć przed sądem.
Adwokackie sztuczki
Rozbawić mogą też adwokaci, którzy wymyślają niestworzone historie, żeby wybronić swoich klientów.
Tak jak na procesie pilotów przyłapanych na tym, że przewozili przez granicę nielegalnych imigrantów. To nic, że przyłapano ich na gorącym uczynku. Mecenas utrzymywał, że piloci działali z pobudek czysto ludzkich: żeby uchronić imigrantów przed prześladowaniami i wojną.
Świadkowie też mają wyobraźnię. Zwłaszcza ci, którzy na siłę zeznają na korzyść swoich znajomych.
Było tak: policja obwiniła starszą kobietę o zrujnowanie betonowego płotu swojemu sąsiadowi. I to gołymi rękami. – Złamała na pół betonowy słup – upierał się świadek.
– Złamała??? Może popchnęła, zdaje sobie pan sprawę z tego, co znaczy słowo złamała – niedowierzała sędzia.
Starsza pani została uniewinniona.