Rozmowa z Kingą Kulik ze Stowarzyszenia Homo Faber.
• Czuła się pani kiedyś molestowana seksualnie?
- Tak. Nie raz.
• Może pani opowiedzieć o tych przypadkach?
- Najbardziej traumatyczna była dla mnie napaść na ulicy, w samym środku miasta. Wyrwałam się z uścisku, sprawca uciekł. Sytuacja trwała kilka minut, ale totalnie zburzyła moje poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem, co by się stało, gdyby ten mężczyzna nie uciekł. Nie wiem, jak bym się zachowała.
• Strach paraliżuje?
- Nie umiemy się bronić, bo nikt nas tego nie uczył. Nie potrafimy również jasno stawiać granic, bo nie jesteśmy do tego odpowiednio przygotowane. Nie ma w szkole edukacji seksualnej. Ja po tym zdarzeniu poszłam na kurs asertywności i samoobrony dla kobiet WenDo. Tam nauczyłam się podstawowych technik samoobrony, ale też umiejętności wyznaczania i bronienia własnych granic.
• Co jest tą granicą w sytuacji zachowania lub żartu o charakterze seksualnym?
- Dla każdego ta granica jest inna, to bardzo indywidualna sprawa. Jeśli czujemy dyskomfort, niesmak, nawet jeśli to „tylko” żart, warto zwrócić uwagę osobie, która żartuje w taki sposób.
• Jak to zrobić, żeby nie przesadzić, a równocześnie jasno dać do zrozumienia, że nie podoba nam się takie zachowanie?
- To powinien być bardzo prosty, czytelny komunikat. Jeśli jesteśmy w sytuacji, która nas krępuje, można zwyczajnie wyjść. Można powiedzieć: Nie podoba mi się to. Nie życzę sobie takiego zachowania. Jeżeli czujemy się na siłach, warto wyjaśnić, dlaczego dany komentarz czy żart jest według nas seksistowski i powoduje, że czujemy się z tym źle. Mamy prawo po prostu pokazać wyraźnie, że to nam się nie podoba, ale wtedy osoba, która to opowiada może nie mieć nadal świadomości co zrobiła nie tak.
• A co jeśli jesteśmy w pracy i tak zachowuje się nasz szef? Nie wyjdziemy z pracy. A jeśli powiemy szefowi, że nie podoba nam się jego zachowania, to łatwo przewidzieć, jak się potoczy nasza dalsza kariera...
- To właśnie w sytuacji zależności - a z zależnością służbową mamy tu do czynienia - mówimy o molestowaniu czy mobbingu. Na tym właśnie polega złożoność tej sytuacji: osoba doświadczająca przemocy seksualnej jest bezpośrednio zależna od sprawcy. Cokolwiek zrobi, może sobie zaszkodzić. Dlatego tak wiele osób w milczeniu znosi niewybredne żarty, zaczepki, nagabywania. Udają, że nic się nie dzieje, starają się to minimalizować, ignorować. Doskonale rozumiem w niektórych sytuacjach strach i milczenie, ale równocześnie chcę podkreślić, że to nie działa jak zaklęcie: zignorowanie jednej sytuacji nie spowoduje, że się ona nie powtórzy. Wręcz przeciwnie. Nasze milczenie jest przyzwoleniem na dalsze tego rodzaju zachowania. Problem do nas wróci. I będzie narastał. Z „niewinnych” żartów sprawca może dopuścić się przemocy seksualnej, bo granica przesuwa się coraz dalej. Tak to w rzeczywistości wygląda.
• Sprawca to najczęściej osoba, którą dobrze znamy?
- W „Raporcie o przemocy seksualnej. Przełamać tabu” aż 87 proc. kobiet uczestniczących w badaniu przyznało, że spotkało się z różnymi formami molestowania. W 63 proc. przypadków sprawcą był były lub obecny partner, a w ponad połowie przypadków do przemocy seksualnej doszło we własnym domu. Odczarowujemy więc mit, że największe zagrożenie istnieje ze strony osoby nieznanej, anonimowej - ze skłonnościami do przemocy lub zaburzeniami. To nasi najbliżsi są naszym największym zagrożeniem: obecni i byli partnerzy, koledzy, szefowie. Oni mają konkretną twarz, nazwisko i - co gorsze - nasze zaufanie. Dlatego tak trudno poradzić sobie z przemocą, której z ich strony doświadczamy.
• I dlatego nie chcemy ukarania sprawców?
- Przede wszystkim szukamy winy w sobie. To zresztą wynika ze sposobu wychowania dziewczynek i chłopców. Mamy być miłe, grzeczne, nie rozmawiać z obcymi, jeżeli wchodzimy do pokoju z mężczyzną sam na sam - „wiadomo”, że powinnyśmy liczyć się z tym, że w jednym tylko celu. W konsekwencji po doświadczeniu molestowania seksualnego czy gwałtu zadaje się kobiecie pytania: czy była trzeźwa, a jak była ubrana, czy poszła z własnej woli z mężczyzną, czy przypadkiem - wtedy lub wcześniej - nie zachowywała się prowokacyjnie? A może miała wielu partnerów? A może chce mu zaszkodzić w pracy? Albo się mści, bo jej nie dał podwyżki? Takie pytania natychmiast przenoszą ciężar odpowiedzialności ze sprawcy na kobietę, utrwalając schemat: sama sobie winna. Następuje paradoksalne odwrócenie ról, identyfikuje się winną nie w tej osobie, co trzeba. Sprawcą jest osoba, która dopuszcza się molestowania seksualnego, a nie ta, która tego doświadcza. Brak społecznej akceptacji faktu, że przemoc występuje często ze strony osób bliskich, niekiedy pomocnych i kulturalnych, przypisywanie winy osobom doświadczającym molestowania seksualnego czy oswajanie problemu przez seksistowskie żarty dowodzi, że żyjemy w „kulturze gwałtu”. To wszystko powoduje, że problemu się nie rozwiązuje, tylko zamyka się go w czterech ścianach.
• Co nam może pomóc uwolnić się od tego narzuconego poczucia winy?
- Realne, życzliwe wsparcie. Bez pomocy będzie nam bardzo trudno uporać się psychicznie z tą sytuacją, ale też przejść przez postępowanie prawne, jeśli się na takie zdecydujemy.
• Gdzie takiej pomocy szukać?
- Wśród najbliższych, rodziny, oddanych przyjaciół. Ale również w organizacjach, które dysponują pomocą prawną i psychologiczną. Na pomoc prawną chciałam zwrócić szczególną uwagę, bo ona pomoże nam przygotować się do tego wszystkiego co nas czeka. A czeka nas trudna droga, podczas której będziemy narażone na kolejne przeżywanie traumatycznej sytuacji, poddawana w wątpliwość może być nasza wiarygodność. Z przygotowaniem psychologicznym i prawnym nie pozwolimy tak łatwo zrobić z siebie osoby współwinnej, czy wręcz winnej sytuacji.
• Jeśli sytuacja trwa jakiś czas, to zbierać dowody?
- Zbierać. Konsultacje prawne podpowiedzą nam, co jest istotne, na co zwrócić uwagę, jak skutecznie dokumentować zdarzenia. To jest bardzo trudne, dlatego warto się przygotować.
• Nagrywać?
- Nagrywać. Choć nie ma gwarancji, że w każdym przypadku taki dowód będzie dopuszczany w sądzie, ale spójrzmy choćby na niedawną sytuację z udziałem byłego radnego z Bydgoszczy. Gdyby żona nie nagrała i nie upubliczniła nagrania z jego skandalicznym zachowaniem, to kto by jej uwierzył?
• A co ze świadkami?
- Świadków może nie być lub mogą nie chcieć mówić. Od nich to też wymaga odwagi, bo to często osoby również zależne od sprawcy: w rodzinie, w pracy.
• Czyli mamy słowo przeciwko słowu?
- Niekoniecznie. To dodatkowy powód, dla którego warto zwrócić się po wsparcie psychologiczne i opowiedzieć co się wydarzyło. Psychologowie czy psycholożki potem mogą zeznawać w sądzie. Mamy też biegłych, którzy po relacji osoby doświadczającej przemocy seksualnej oceniają stan psychiczny i wpływ opisywanego zdarzenia na ten stan. Dlatego, jeśli zdecydujemy się mówić, to przede wszystkim przygotujmy się do tego, odtwórzmy w pamięci wszystkie możliwe szczegóły, spiszmy je sobie. Warto wspomnieć o mężczyznach, którzy również doświadczają przemocy seksualnej. I milczą być może częściej niż kobiety. Nigdzie tego nie zgłaszają. Dlatego tak trudno w przypadku przemocy - czy to wobec kobiet czy mężczyzn - określić skalę problemu. Ale on jest. A mężczyźnie towarzyszy taki sam wstyd i bezsilność, jak w przypadku kobiety.
• Wydarzenia ostatnich dni w środowisku filmowców z Hollywood pokazują, że również znane, niezależne kobiety latami milczą o molestowaniu i napaściach seksualnych. Dopiero gdy jedna odważy się mówić, dołączają do niej dziesiątki następnych. Rusza lawina. Tą lawiną jest choćby akcja #metoo.
- Nie oczekuję, że każda z molestowanych kobiet będzie bohaterką i opowie o tym światu. To naprawdę tak trudna, złożona sytuacja, że wymaganie od niej, by szukała sprawiedliwości może być formą wtórnej wiktymizacji wobec kobiety. Trzeba jednak mieć świadomość: jeśli ja nic z tym nie zrobię, przyzwalam na to, że kolejne kobiety będą doświadczały tego samego. Tylko to trzeba powiedzieć na spokojnie, bez presji. To musi być dojrzała, samodzielna decyzja.
• Milczenie ofiar rozumiem. A milczenie tych, którzy widzą i udają, że nie widzą?
- W przypadku osób publicznych jest najtrudniej przeciąć zmowę milczenia. Bo to osoba miła, wpływowa, powszechnie lubiana. Ma rozległe kontakty, wiele od niej zależy, pokazuje się w towarzystwie innych znanych osób. I jak tu zarzucić takiemu lokalnemu celebrycie, że molestuje swoje podwładne? Przecież to tylko żarty... Jeśli do tego rzecz dzieje się w małym mieście, czy gminie, gdzie wszyscy się znają, to naprawdę sytuacja jest arcytrudna. Kto zaryzykuje starcie z kimś, kogo pozycja wydaje się niewzruszalna? Mieliśmy ostatnią taką sytuację: w niewielkiej miejscowości: żona pracownika służb mundurowych doświadczała przemocy z jego strony. Miała problemy od samego początku, włącznie z założeniem niebieskiej karty. On po prostu wszystkich znał, cieszył się zawodowym uznaniem i miał kontrolę nad każdą sytuacją. Trzeba było dużej determinacji i konsekwencji ze strony żony, by ta sprawa nabrała biegu.
• Czyli można?
- Można. I trzeba. Nie milczmy, reagujmy. Znajdujmy w sobie odwagę, by mówić „Nie”, „Nie chcę”, „Nie podoba mi się to”. W każdej sytuacji, nawet tzw. niewinnego żartu. Nadanie językowi formy żartobliwej, powoduje, że bagatelizujemy przemocowy przekaz. A język może być tak samo narzędziem opresji, jak dotyk. Dlatego warto się w ten język czasem ugryźć. Seksistowskie żarty to też przemoc.
Gdzie szukać pomocy
• Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie: 81 534 60 60, pomoc@cik.lublin.eu
• Stowarzyszenie Homo Faber: 605 731 868, antydyskryminacja@hf.org.pl
• Stowarzyszenie Wspierania Aktywności „BONA FIDES”: 535 000 523, biuro@stowarzyszeniebonafides.pl
Organizacje ogólnopolskie:
• Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” (22 668-70-00, pogotowie@niebieskalinia.pl)
• Centrum Praw Kobiet (22 621 35 37), Fundacja Feminoteka (720 908 974)