Szara mysza właśnie otworzyła drzwi. Wygląda jak chudy wieszak na barchany. Puszysta Iwona olśniewa przy niej płomień. Nic dziwnego, że mężczyźni lecą do niej jak ćmy w ogień.
– Kochana, rozbieramy się. – mówi Iwona do klientki.
– Kiedy jestem gruba i się wstydzę – zapiszczała szara mysza.
Iwona wybucha radosnym śmiechem.
– Niech pani patrzy na mnie – chwyta w garść fałdy tłuszczyku, który się zagnieździł od pasa w dół. – Dziewczyno, faceci lubią trochę ciałka. Uwierz mi – śmieje się głośniej.
Iwona wie co mówi.
Co było
Młoda odwija szale i szurając grubymi podeszwami człapie do łazienki. Po chwili uchyla drzwi i pyta przerażona – Ja się cała muszę rozebrać?
– Oczywiście że nie, ale masażu w ubraniu nie robimy.
Z głośników sączy się łagodna muzyka. Salon kosmetyczny wypełnia zapach perfum. Na stojaku plik czasopism. Głównie „Wróżka”.
– Raz w miesiącu jeżdżę do Aidy. Ładuje mnie energią. Po seansie rozmyślam, po dwóch dniach zapominam. Ale gdy się wydarzy to, co mi wywróżyła, przypominam sobie wszystko.
Z łazienki wypełza myszowata, spowita w puszysty szlafrok. Pod ścianami przemyka do drugiego pomieszczenia. Masaż relaksacyjny wykona kto inny. Iwona zajmie się później pryszczami.
– Taak, moja córka ma dwadzieścia trzy lata – mówi spoglądając za młodą. – Wcześnie zaczęłam, nie? Byłam jeszcze w szkole. Miałam osiemnaście lat, jak wyszłam za mąż. Pierwsza miłość. Dziecko, praca w Ursusie. Popełniłam błąd wszystkich kobiet – brałam na siebie zbyt dużo obowiązków. Dziecko, pranie, sprzątanie, obiad dla męża na stół.
Zza szklanych drzwi dobiegają nieśmiałe protesty masowanej dziewczyny. – Och nie, stanika nie zdejmę...
Iwona uśmiecha się leciutko. – Już jak będzie chciała zdjąć, to nikt nawet nie popatrzy – komentuje półgłosem.
– Rozeszliśmy się po pięciu latach. Pomyślałam: mam jedno życie. Ode mnie zależy, czym je wypełnię. Lepiej nieudany związek skończyć teraz. Wzięłam się w garść. Pracowałam, uczyłam się.
Co jest
Skończył się masaż. Myszowata w prześcieradłem czeka, aż zajmie się nią Iwona.– Niech się pani rozluźni, moja droga. – Wizyta w salonie kosmetycznym to przyjemność.
Z perłowego słoja nabiera pędzlem krem i nakłada na pryszczatą twarz dziewczyny.
– Gdy poznałam drugiego męża, miłość rozłożyła się w czasie. Pełna niedopowiedzeń, rozwijała się powoli. Nie dlatego, że byłam skaleczona pierwszym związkiem. Nie bałam się uczucia. To był czas dojrzewania. Zdecydowaliśmy, że urodzę mu dziecko. On był żonaty, bezdzietny.
Spod grubo nałożonej warstwy kremu dobiegło ciche, pełne oburzenia pytanie – „...bez ślubu? Dziecko?”
– Spokojnie moja droga. Niech pani teraz nic nie mówi – uspokaja Iwona. Pokrywa twarz pryszczatej strumieniem pary. Maleńkie kropelki wiszą jej na rzęsach. Jak mgła na pajęczynie osadzają się pod nosem, u nasady włosów.
– Ślub wzięliśmy pół roku po urodzeniu mojej drugiej córki. On nadal przychodził na obiad, a po kolacji wracał do tamtej żony. Ile ja nocy przepłakałam...
Nakłada sterylne rękawiczki, zmywa twarz pryszczatej i zabiera się do oczyszczania skóry.
– Dwoje dzieci, nowa praca, obowiązki, siaty, a mąż na noc wraca do byłej żony – powtarza. – Już miałam go wymeldować. Rok po ślubie zdecydował się wprowadzić.
Pryszczata cicho popiskuje, kiedy palce Iwony mocniej ścisną kawałek skóry. Za chwilę ze szklanej szpatułki przeskakują iskierki na twarz przeskakują iskierki. Słychać lekkie trzaski i w gabinecie czuć charakterystyczny zapach ozonu.
– Dziś myślę, że sporo było mojej winy. Wyjeżdżałam do Niemiec. Ciężko pracowałam. Uzgadnialiśmy to wspólnie, ale jak wracałam, mąż był zły. Starałam się udowodnić, że dam sobie ze wszystkim radę. – Niech pani tego nigdy nie robi moje dziecko – zwraca się do twarzy pokrytej pistacjowym kremem. Raptem w zielonkawej masce robi się szpara i z usta mówią – „aha”.
– Rozeszliśmy się – zaraz, kiedy? – zastanawia się. – Chyba cztery lata temu. Nie, no ja takich rzeczy nie pamiętam – znów się śmieje radośnie, beztrosko, ciepło.
Co będzie
Teraz lekko opuszkami palców masuje policzki. Pokrywa twarz kolejną maską, która zastyga jak skorupka.
– Poszłam do Aidy. Spojrzała w fusy po mojej kawie i wykrzyknęła – O Boże, ile ludzi wokół pani.
Usztywnione maseczką usta nie wytrzymały. – Ojej, pani wierzy w takie głupoty! – wyrywa się młodej.
– Moja droga, wierzy nie wierzy, ja to wiem. Pomogłam tylu ludziom, że niektórych już nawet nie pamiętam. Ale jak mnie trzeba było pomóc, to nie było nikogo.
Iwona staje przy tafli dużego lustra. Ogląda się z jednej, to z drugiej strony. Obciąga spódnicę ciasno opiętą na biodrach.
– Staję przed lustrem i mówię sobie, że kocham się taką, jaką jestem – mówi. Jakby chciała część swojej kobiecości przekazać tej chudej, zakompleksionej dziewczynie na leżance.
– Aida powiedziała mi tak – poznasz mężczyznę przeznaczonego ci od Boga na obcej ziemi. Zapomniałam o tym. Koleżanka namówiła mnie na wyjazd do Monachium. I tam poznałam Darka. Żaden z moich mężczyzn nie był takim ciepłym facetem jak on. Przytuli, powie dobre słowo, przykryje kocem. Mówi – serduszko, nie przejmuj się, damy radę. I wiem, że damy.
Pochyla się nad twarzą zastygłą pod maseczką z glinki. Cierpliwie i delikatnie zmywa ją wacikiem.
– Uczyłam się, zmieniałam zawód. Z księgowej stałam się kosmetyczką. Nigdy się nie bałam, wszystko zależy ode mnie. Co dzień sobie powtarzam, że na pewno będę szczęśliwa. Ale co to jest szczęście? Fura pieniędzy? Miłość? Zdrowie? Mam dużo do zrobienia. Może urodzę syna? Chcę mieć zaczarowany ogród i dom. I będę miała. Jestem szalona, ale idę do przodu i kocham życie.
Pryszczata mumia na leżance ożywa. Wstydliwie i ciasno owija się szlafrokiem.
– Jednak pani zdecydowała się na wizytę u kosmetyczki. Pierwsze koty za płoty – mówi życzliwie Iwona.
– Nie, ja nie – bąka dziewczyna. – To mama zapłaciła mi z góry za wizytę, dlatego musiałam przyjść.
Przemyka do łazienki. Przebiera się i wychodzi zgarbiona. Opatulona w szarości jak zakurzona mumia Ramzesa...