Jego debiutancka powieść "Dom na Wyrębach” sprzedaje się niczym ciepłe bułeczki. Już po miesiącu od wydania wykupiono cały nakład. Stefan Darda zaskakuje, straszy czytelnika, a potem mówi: Uważaj.
• W notce biograficznej można wyczytać, że zaczynał pan od poezji. Był też w pańskim życiu epizod muzyczny. Kim jest Stefan Darda?
- Staram się unikać zaszufladkowania. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby wszelkie epizody twórcze nie zmieniły mnie jako człowieka. Gdybym się zmienił pod wpływem tego, co się ostatnio wokół mnie dzieje, gdybym przestał mieć czas dla najbliższych i przyjaciół, wtedy uznałbym to za swoją ogromną porażkę.
• Zacznijmy od początku: Jak się pisze pierwszą w życiu książkę?
- Wszystko zaczęło się na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, na kilka lat przed napisaniem przeze mnie pierwszego zdania "Domu na Wyrębach”. Zaprzyjaźniony sąsiad opowiedział mi historię związaną ze śmiercią pewnej młodej dziewczyny.
Opowieść była z kategorii "niesamowitych” i dość mocno zapadła mi w pamięć. Później wyobraźnia zaczęła podsuwać pewne wątki, które ostatecznie znalazły się w mojej powieści. Praca nad "Domem na Wyrębach”, trwała około roku.
Oczywiście, nie miałem pojęcia, czy znajdzie się wydawnictwo zainteresowane powieścią, ale pisanie wciągnęło mnie na tyle, że w pewnym momencie wydanie książki nie było najistotniejsze.
• O "Domu na Wyrębach” mówi się, że to powieść grozy...
- Wątek grozy jest tu bardzo charakterystyczny i powoduje takie, a nie inne zaklasyfikowanie powieści. Ale ważne są też wątki obyczajowe, opisujące radykalną zmianę w życiu głównego bohatera, który spełniając swoje marzenie, przeprowadza się z dużego miasta do drewnianego domu zagubionego pośród lasów Lubelszczyzny.
Tam zaczyna realizować swoje pasje. Samo motto książki: "Dobrze jest umieć odróżniać życie od procesu powolnego umierania” świadczy o tym, że chciałem dać czytelnikowi coś więcej niż wciągającą fabułę.
Co ciekawe, pozytywne opinie o "Domu na Wyrębach”, wyrażały osoby, które nie są fanami literatury grozy. Na jednym z blogów przeczytałem nawet, że moja książka pomogła komuś być lepszym człowiekiem. Gdyby ta powieść była tylko "zwykłym” horrorem, to trudno byłoby o tak niezwykłą opinię.
• Jak książkę przyjęli czytelnicy?
- Jestem bardzo mile zaskoczony odbiorem "Domu na Wyrębach”. Otrzymuję dużo wyrazów sympatii i opinii, że książka się podobała. Oprócz porównań z prozą Kinga, najbardziej ujęła mnie opinia czytelniczki, która przyrównała moją powieść do "Traktatu o łuskaniu fasoli” Wiesława Myśliwskiego.
To było zaskakujące, ale sprawiło mi satysfakcję. Rzecz jasna - bywają też opinie mniej pochlebne, ale to chyba nieuniknione.
• Uczucie, kiedy zobaczył książkę ze swoim nazwiskiem na półce w księgarni?
- Pierwszy raz trzymałem ją w rękach tuż przed premierą, na ubiegłorocznych Targach Książki w Krakowie. Powiem szczerze: przewertowałem ją w poszukiwaniu pewnego fragmentu, który miał zostać poprawiony. Nie miałem więc czasu na smakowanie tego niezwykłego momentu.
• Porównanie klimatu książki z tym, jaki potrafił stworzyć w swoich powieściach Stephen King to...
- Zaszczyt i ogromna radość. Różne są opinie o twórczości Kinga, jednak ja uważam ją w większości za naprawdę wybitną. I niekoniecznie chodzi mi o umiejętność straszenia czytelnika.
W jego powieściach i opowiadaniach cenię głównie wyczucie w opisywaniu literackiej rzeczywistości i sposób kreowania postaci. Porównania z mistrzem gatunku mogą być ryzykowne dla debiutanta, bo przecież zawsze znajdą się malkontenci, którym czegoś w powieści zabrakło.
Jednak, na szczęście - na razie - tego typu opinie są w mniejszości.
• Hitchcock powiedział o filmie, że "zaczyna się
od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. A pańska powieść zaczyna się bardzo spokojnie, wręcz idyllicznie... Groza narasta stopniowo.
- W filmie budowanie nastroju grozy jest dość łatwe. Ekipa ma do dyspozycji cały arsenał środków oddziałujących na odbiorcę - od obrazu, poprzez niepokojącą muzykę, aż po niespodziewane dźwięki, które sprawiają, że widz podskakuje na fotelu.
Pisarz ma do dyspozycji jedynie słowa. Ja postanowiłem zbudować uczucie niepokoju na kontraście z idyllicznym początkiem. W kolejnych fragmentach książki starałem się ten kontrast uwypuklać.
Nie wykluczam jednak, że w przyszłości spróbuję się zmierzyć z hitchcockowskim sposobem budowania napięcia.
• Tytułowe Wyręby, w których mieszka bohater, to miejsce fikcyjne. Ale w książce pojawiają się autentyczne miejsca. Skąd to wymieszanie?
- Z jednej strony chciałem, aby "Dom na Wyrębach” był powieścią na tyle realistyczną, na ile to możliwe, dlatego osadziłem akcję w dobrze mi znanych okolicach, w realiach połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Uważam, że dzięki dbałości o szczegóły, wydarzenia, które mają miejsce w książce, są bardziej realistyczne i wiarygodne. Z drugiej zaś strony, akcję budowałem w oparciu o dość precyzyjny pomysł, do którego potrzebowałem charakterystycznych miejsc.
W ten sposób powstały Wyręby i położona nieopodal miejscowość gminna, w której dzieje się część akcji. Mógłbym pewnie znaleźć w okolicach Chełma czy Włodawy tego typu gminę, jednak obawiałem się, że ktoś mógłby doszukiwać się podobieństw pomiędzy jej mieszkańcami a postaciami występującymi w książce.
• Czy bohater Marek Leśniewski i autor Stefan Darda mają jakieś cechy wspólne?
- Na pewno nie jest to książka autobiograficzna. Marek to ktoś zupełnie inny niż ja. Choć pewne podobieństwa można dostrzec. Choćby zamiłowanie do miejsc oddalonych od cywilizacji.
Co jeszcze? Sam też trochę fotografuję i mam zacięcie do ornitologii. Te pasje przekazałem mojemu bohaterowi.
• Bez zdradzania zakończenia: finał, który pan wymyślił, nie ułatwia raczej kontynuowania historii. Mimo to mówi się już, że kontynuacja książki powstanie.
- Nie wiem jeszcze na pewno, czy będzie to kontynuacja w ścisłym tego słowa znaczeniu, czy jedynie książka nawiązująca do pewnych wątków "Domu na Wyrębach”.
Początkowo tego nie planowałem, ale muszę przyznać, że ciągnie mnie do Wyrębów i z pewnością ponownie zaproszę tam czytelników.
• A nad czym pan teraz pracuje?
- Jeszcze w tym roku powinna ukazać się moja nowa powieść, umiejscowiona również na Lubelszczyźnie, lecz tym razem na Roztoczu, w okolicach Zwierzyńca. Jestem też w trakcie pisania zbioru opowiadań, który powinien ujrzeć światło dzienne w przyszłym roku.
O postępie prac nad kolejnymi książkami, a także o tym, co się obecnie ze mną dzieje, można poczytać na mojej stronie internetowej: www.stefandarda.pl. Zapraszam.
• Podobno pańskim marzeniem jest zamieszkanie w takim "domu na Wyrębach”. Tylko bez zjawy za oknem...
- Znalazłem już takie dość odludne miejsce, gdzie z przyjemnością bym się osiedlił. Ostatnio spędzam tam wiele czasu i zjawy nie spotkałem, więc perspektywy na przyszłość są dość obiecujące.