– Przyjedźcie na zakład! Lada dzień rozstrzygną się nasze losy. Nie wiemy, co z nami będzie... – zadzwonił telefon z Łukowa, a głos . Pojechaliśmy, by wyjaśnić kulisy prywatyzacji, o której w mieście i okolicy mówi się głośno i z wielkim niepokojem.
d
Trudno się dziwić, że o prywatyzacji zakładów mięsnych w Łukowie huczy. Po sprywatyzowanych zakładach „Łukbut” zostało niewiele. Teraz pod młotek idą ostanie już zakłady, co przetrwały i radzą sobie nie najgorzej. Po co więc je prywatyzować?
– Naszej firmie potrzebny jest autentyczny gospodarz – mówi krótko Mirosław Kursa, prezes Zakładów Mięsnych w Łukowie.
– Panie! I po co przy takim dobrym zakładzie majstrują?! Teraz na straty pójdzie! Będą sobie portfele, zamiast świni tuczyć – macha ręką jeden z pracowników. Panie redaktorze, szkoda gadać. A zresztą przyjedźcie tu, jak nas już sprzedadzą...
Kto się boi prywatyzacji?
Obecna prywatyzacja zakładu to już trzecie podejście, dwie dotychczasowe zakończyły się fiaskiem.
– W sprawie prywatyzacji złożyłem zapytanie do ministra skarbu państwa. Skoro zakłady są w dobrej kondycji finansowej, posiadają nowoczesne linie produkcyjne, to jakie jest uzasadnienie prywatyzacji? Minister Sławomir Cytrycki odpowiedział, że w celu pozyskania inwestora, który zapewni spółce rozwój – mówi poseł Wiktor Osik z SLD.
O los prywatyzowanego zakładu przede wszystkim boją się pracownicy. Na koniec ubiegłego roku w zakładach zatrudnionych było 1373 pracowników.
– My tak naprawdę nic nie wiemy – mówią jeden przez drugiego.
– Oferta Henryka Stokłosy objęta była tajemnicą, więc pracownicy nie mogli znać szczegółów. Związki zawodowe podpisały pakiet socjalny, w którym inwestor gwarantuje utrzymanie przez spółkę zatrudnienia przez 30 miesięcy – tłumaczy mecenas Małgorzata Kuczkowska, pełnomocnik przyszłego właściciela zakładów.
Żeby dotrwać do emerytury
Ubrani w białe fartuchy, buty i czepki idziemy na produkcję. Po zakładzie oprowadza nas Andrzej Skowroński, członek zarządu i dyrektor ds. produkcji. Prezentuje poszczególne działy i na czas rozmów dziennikarza z pracownikami dyskretnie odchodzi na bok.
Jakie są obawy, a jakie nadzieje?
– Żeby Stokłosa nie ograniczył miejsc pracy – mówi Marek Sobiech
– Żeby nasze wyroby zachował – martwi się Bożena Lendzion.
– A ja wierzę, że senator zwiększy produkcję, poprawi zbyt. Obawy? Jak wszyscy. Że po okresie ochronnym pójdą zwolnienia – mówi Henryk Zalewski.
– Nie ma się czego bać
– przekonuje prezes Mirosław Kursa, który wierzy, że Stokłosa, który wszystko dokładnie obejrzał, będzie dobrym gospodarzem zakładów.
• Jakie są zalety prywatyzacji?
– Uproszczenie procedur zarządzania, możliwość zasilenia kapitałowego, możliwość korzystania ze środków finansowych SAPARD, do czego dotychczas nie byliśmy uprawnieni, zwiększenie sieci sprzedaży.
• Ile pieniędzy wyłoży Stokłosa?
– W ciągu 36 miesięcy od daty zakupu pakietu większościowego akcji zaangażuje kwotę ponad 18 milionów złotych.
• Ludzie boją się o zatrudnienie. Czy słusznie?
– Wierzę w zwiększenie produkcji zakładu, zwiększenie podaży mięsa i wyrobów wędliniarskich, co powinno zagwarantować zatrudnionym stabilność. Sadzę, że poprawimy strukturę zatrudnienia i doprowadzimy do jego wzrostu – tłumaczy prezes Kursa.
Wszystko do czasu
W deklaracje Stokłosy wątpi Daniel Kłak, który w zakładach pracuje od 1972 roku i w imieniu Związku Zawodowego Robotników i Rzemieślników Polskich nie podpisał pakietu świadczeń socjalnych.
– Mamy prawo się bać, że z bogatego asortymentu produkcji Stokłosa zostawi konserwy i salami. W pierwszym roku produkcji chce zainwestować w samochody do przewozu żywca. Po co? Po to, żeby u siebie skupować żywiec, a u nas go bić. A co z naszymi dostawcami?
• A jakieś plusy pan widzi?
– Że wreszcie porobi porządki w zarządzaniu.
Jan Małycha pracuje w zakładzie od 1973 roku. Należy do ZZ Techników, Inżynierów i Pracowników.
– Byłem u Stokłosy. Oglądałem jego zakłady w Śmiłowie. Widziałem, jak gospodarzy. Długo z nim rozmawiałem. Jestem spokojny o los ludzi i zakładu.
Jan Małycha o swojej wierze opowiada innym.
– I co z tego. Ludzie nic nie wiedzą. Na tablicy ogłoszeń nie ma żadnych komunikatów. Może z góry ta prywatyzacja wygląda dobrze, ale ludzie się boją – powtarza Kłak.
Tylko spokojnie
Stokłosa obiecuje pełne wykorzystanie mocy produkcyjnych zakładów. A w tym:
– systematyczną rozbudowę sieci sklepów firmowych
– udostępnienie swojej sieci handlowej
–uzyskanie lepszej pozycji w negocjacjach z dużymi sieciami supermarketów
– udostępnienie kanałów dystrybucyjnych za granicą
– długoletnie umowy z miejscowymi hodowcami trzody chlewnej
– poprawę genetyki trzody chlewnej
– dostarczanie wysokogatunkowych koncentratów paszowych.
– Tylko spokojnie – mówi mecenas Małgorzata Kuczkowska. – Jak senator Stokłosa kupował zakłady drobiarskie w Koziegłowach, to reakcje ludzi były podobne. Dziś to kwitnąca placówka.
• Stokłosa daje ludziom pakiet socjalny na 30 miesięcy. A co dalej?
– To zależy od rozwoju zakładu po wejściu do unii. Trudno przewidzieć, co będzie za trzy, cztery lata – dodaje Kuczkowska.
Tuczenie portfela?
Pesymistów w sprawie Stokłosy jest w Łukowie dużo. Ale i otymistów nie brakuje.
– Stokłosa to duży producent. Postawi zakłady na nogi – mówi Jarosław Sych, z-ca burmistrza Łukowa.
– Wszyscy mamy obawy, co stanie się z ludźmi po 30 miesiącach. Wierzę, że Stokłosa ludzi nie oszuka – dodaje Janusz Kozioł, starosta łukowski.
– Stokłosa działa na rynku wiele lat. Jakby na niego był hak, dawno by mu coś znaleźli – przekonuje Kazimiera Goławska, wójt Gminy Łuków.
– A ja urzędnikom nie wierzę. Kupił zakłady ze względu na nowoczesną ubojnię. Po trzech latach zabierze linię do siebie, a resztę rozprzeda – słyszymy na skwerze w centrum miasta.
Co będzie – pokaże czas.