Dług szpitala wynosił ponad 90 milionów złotych. Tak było w październiku ubiegłego roku. Komornik zajął konta szpitala.
Każda złotówka, jaka trafiała na konta szpitala, była przechwytywana przez komornika, a wynagrodzenia udawało się wypłacać w ratach. Dopiero przed tygodniem pracownicy dostali całość podstawowego wynagrodzenia za ubiegły rok. Na pieniądze za dyżury nadal czekają.
Termomodernizacja
Teraz wśród pracowników pojawiają się głosy, że to właśnie przez podwyżki szpital zaczął tonąć. Inni winią dyrektorów, którzy przez lata nie potrafili wyciągnąć placówki z zapaści.
Pod koniec ubiegłego roku rozpoczęła się akcja ratowania placówki. Dyrektor zaczął realizować plan naprawczy. Zakłada on, że między innymi po obniżeniu pensji pracownikom i po redukcji zatrudnienia uda się uratować szpital. W planie znalazła się także restrukturyzacja oddziałów: z jednej strony tworzenie nowych, z drugiej: zmniejszanie obecnych. Dyrektor chce szukać oszczędności także w mediach. Prąd, woda, ogrzewanie. Na ogrzewaniu oszczędzać chce po tym, jeżeli uda się pozyskać unijne środki na termomodernizację wszystkich budynków.
15 zamiast 22
Do porozumienia doszło po dwutygodniowych negocjacjach. Dyrekcja szpitala, najpierw chciała obniżyć pensje pracownikom o 22 procent. Związki się nie zgodziły. Stanęło na 15 procentach. Na obniżkę nie godziły się dwa związki lekarskie. ZZ Lekarzy i ZZ Lekarzy Anestezjologów. Jednak wczoraj ugięły się i porozumiały z dyrekcją.
Im się już udało
W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Białej Podlaskiej podobny plan wypalił.
- W ciągu ponad trzech lat zmniejszyliśmy zadłużenie szpitala o ponad 30 milionów złotych - podkreśla Dariusz Oleński, dyrektor placówki. - Udało się, bo ciężko pracujemy. Po wprowadzeniu programu restrukturyzacji dużo się zmieniło.
Utworzono nowe oddziały redukując jednocześnie liczbę łóżek na już istniejących. Dzięki temu udało się uniknąć zwolnień kadry medycznej. Szpital dostał też pożyczkę restrukturyzacyjną, która dzięki odpowiedniemu zarządzaniu została całkowicie umorzona.
A my zarabiamy
Nieźle też radzi sobie "papieski” szpital w Zamościu, choć jego dyrektor, Andrzej Mielcarek przyznaje, że nie jest jeszcze tak dobrze jak by chciał. - Cały czas są źle wyceniane procedury. To powoduje że szpital albo musi ograniczać wydatki albo zwiększać ilość wykonywanych świadczeń.
Kres możliwości
Większość szpitalnych długów powstała w czasach, kiedy za pacjentem nie szły pieniądze. Szpital ponosił koszty, które nie były sfinansowane. - W ostatnich trzech latach sytuacja całkowicie się zmieniła. W związku z tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za pacjenta, stać nas było na podwyżki. A my szukaliśmy na rynku specjalności deficytowych. Mam tutaj na myśli np. kardiologię, kardiochirurgię, neurochirurgię czy też chirurgię naczyń - dodaje dyrektor Mielcarek.
Program naprawczy
Dyrektor Ryszard Śmiech twierdzi, że przez zaciśnięcie pasa uda się teraz uratować szpital. - Z naszych obliczeń wynika, że ten program naprawczy spełni swoja rolę.
A związki zawodowe mają nadzieję, że ich ustępstwa nie pójdą na marne.