Wstaje o 3.30. Idzie z psem na spacer. O piątej rano otwiera drzwi do Grodzkiej Bramy. Pracuje do wieczora i zyje jak pustelnik.
Poniedziałek. Dzień jak co dzień. Pobudka o 3.30 i spacer z psem. Że kundelek stary, wolno obszedł kochany Lublin. Aleje Racławickie, potem Ogród Saski, gdzie wilgotno i słodko rozpachniały się bzy. Krakowskie Przedmieście, Grodzka i Plac Rybny, gdzie już panoszył się zapach cebularzy od Kuźmiuka. Jeszcze Lubartowska i Karmelicka, gdzie przed wojną tętnił targ.
Staszica, gdzie mieszkał Czechowicz.
Plac Litewski, gdzie w miejscu fontanny stała cerkiew.
Ogród Saski jeszcze raz, gdzie ptaki obudziły się na całego.
W domu szybki prysznic, herbata. Śniadań nie jada. I znów piechotą do pracy. Gabinet na poddaszu, sterta książek, Internet, kilkanaście spotkań zaplanowanych na cały dzień; ze świętą przerwą na obiad. Prosty: pierogi, kasza. Ostatnie spotkanie o godz. 20. i wcześnie spać.
Pokonani przez tanie wino
Ojciec spod Białegostoku. Zawodowy wojskowy.
Poznali się w Tczewie, wylądowali w Lublinie. O korzeniach nie che mówić. - Nie mam ich. Dziadek zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Tyle... - ucina krótko. Ogolony na łyso, rogowe okulary. Podobne do tych, jakie znajdowano w ziemi obozu na Majdanku.
- Wychowałem się na ulicy Puchacza pod Majdankiem. Z jednej strony krematoria. Z drugiej cygańskiej wozy stojące w ogródkach. Był nawet domek cygańskiego króla. Dźwięk bransoletek, roztańczone biodro Cyganki. No i bar Pikolo, gdzie co jakiś czas ktoś dostał nóż pod żebro - opowiada Pietrasiewicz.
Z Bronowic przeprowadził się na Spadochroniarzy. Na skraju Wieniawy.
- Z naszego podwórka może nas dwóch, może trzech ocalało. Resztę chłopaków pokonało tanie wino. Ja cudem się wyrwałem - dodaje z zadumą.
Fizyka teoretyczna
Ze szkoły pamięta jeszcze polinistkę, Elżbietę Szypulską. - Była w moim życiu jak kolorowy ptak. Przez nią ciągle siedziałem w bibliotece. Szperałam. Proust, Kafka, Gombrowicz - wylicza.
Na studiami nie zastanawiał się długo.
- Chciałem lepiej zrozumieć świat i poszedłem na fizykę teoretyczną. Ale wdepnąłem w teatr. Podziemny. To zmieniło moje życie. Poznałem Krzyśka Borowca i Janusza Opryńskiego. Na dobre wsiąkłem, gdy trafiłem do teatru "Grupa Chwilowa”. Pracowałem od 1977 do 1990 roku. Po drodze było wydawnictwo "Fis”, które założyłem z Andrzejem Peciakiem i Pawłem Bryłowskim - wspomina Pietrasiewicz.
NN - imienia nie znam
NN?
- Nomen nescio: imienia nie znam. Wtopić się w swoje dzieło, wtulić się w jego ciepło i istnieć tylko poprzez nie. Zakryć twarz czarnym welonem. Odejść na spotkanie Ciemności bez obaw i strachu zostawiając swój Teatr odbity w czyichś uważnych oczach. Zostawiając swój ślad - tłumaczy.
Studiując historię Bramy Grodzkiej, zaczął zbierać relacje ludzi. Był zupełnie zaskoczony, kiedy dowiedział się, że puste przestrzenie obok bramy zajmowała kiedyś wielka żydowska dzielnica.
- Po zniszczeniu przez Niemców dzielnicy żydowskiej, w organizmie miejskim powstała olbrzymia wyrwa i pustka. Minęło kilkadziesiąt lat i nowy Lublin, ten odbudowany po wojnie, zapomniał o polsko-żydowskim mieście. O tym, że na wielkich pustych placach wokół lubelskiego Zamku stało kiedyś tętniące życiem miasto z ulicami, domami, synagogami.
Przedsiębiorstwo Holocaust
Ci, co Pietrasiewicza w Lublinie nie lubią, pokątnie szepczą, że Pietrasiewicz "pracuje dla Żydów”.
- No wie pan, inwentaryzuje ich mienie, tworzy dokumentacje, zrobił dokładną makietę. Żydzi mają jak na dłoni, co mogą nam odebrać - mówi anonimowo jeden z poważnych pracowników poważnej instytucji kulturalnej w Lublinie. - Pan przecież słyszał o przedsiębiorstwie Holokaust, prawda?
Pietrasiewicz też słyszał. - To jest temat dla psychiatry - ucina krótko Pietrasiewicz.
Po chwili zamyślenia dodaje:
- Podobny przypadek jak ten z pomnikiem króla Dawida, co go nie chcieli w Zamościu. No to trzeba pozbyć się Matki Boskiej i Jezusa. Bo byli Żydami - mówi z goryczą.
A żydowskie roszczenia?
- Żyjemy w państwie prawa. Jak ktoś coś miał, ma na to dokumenty i mu zabrano, to mu się należy z powrotem.
Dyktator
Jest na pierwszym miejscu w Lublinie w ilości pieniędzy pozyskiwanych z rozmaitych fundacji. Nie czeka na państwowe dotacje.
Za sobą ma głośne wystawy na Majdanku, multimedialne akcje: Jedna ziemia dwie świątynie, Misterium dzwonu, Spacer z Czechowiczem. Zbudowanie ogromnego archiwum "Pamięć miejsca” i spektakle z Witkiem Dąbrowskim.
I plany, plany, plany...
Jest pracoholikiem. Nie ma taryfy ulgowej ani dla siebie, ani dla zespołu.
Błędów nie wybacza.
- I tu jest problem - mówi jeden z pracowników ośrodka. - Jest wizjonerem, porywa do pracy. Tyle że pracujemy za grosze.
Pietrasiewicz się nie zgadza. Może pokazać kolejne pisma, które wysyłał z prośbą o podwyżki. - Fakt, mało zarabiają. Ta sytuacja się zmieni - mówi krótko.
Sztukmistrz z Lublina
Po drodze odkrył, że Hanka Ordonówna była żydowską dziewczynką z Lublina i w tej sprawie prowadzi prywatne śledztwo.
Od kilku lat wędruje po Wieniawie i szuka śladów Jaszy z Lublina, bohatera głośnej książki Singera "Sztukmistrz z Lublina”.
- Wreszcie znalazłem miejsce, gdzie miał gospodarstwo, żył i gdzie na koniec życia zamurowano go w pustelni - mówi rozentuzjazmowany Pietrasiewicz.
Kolejny projekt: adopcja.
- Tak jak się adoptuje dziecko, będę namawiał ludzi, żeby adoptowali historie ludzi, których już nie ma. Będą opowiadać je do końca życia - wyjaśnia.
Sam adoptuje historię małego, żydowskiego chłopczyka z Kamionki, który osiwiał w ciągu kilku minut, kiedy prowadzono go na egzekucję...