Legenda o świętym Mikołaju na dobre zakorzeniła się w świecie chrześcijańskim już setki lat temu. Jednak dopiero w czasach tak bardzo komercyjnych jak dzisiejsze, świętego wykorzystuje się do celów jawnie marketingowych
.
Kiedyś Mikołaj był czynnikiem dyscyplinującym niegrzeczne dzieci. Ten łagodny staruszek miał przynosić podarunki posłusznemu potomstwu, a rózeczkę rozrabiakom. Można zatem powiedzieć, że już wtedy stosowano metodę wychowawczą kija i marchewki posługując się osobą świętego. W ten sposób uczono wyrachowania – za słuszną postawę należy się prezent, oraz – nie opłaca się być grzecznym, skoro prezentu ma nie być. Słuszną postawą była także – w krajach tzw. bloku wschodniego – laicka postawa. Tę wynagradzał Dziadek Mróz, który zastąpił na etacie świętego Mikołaja i obdarowywał dzieci w Nowy Rok.
Dziś zarówno ten laicki, jak i święty jest motorem napędzającym handlową koniunkturę. Tak dzieci, jak dorośli są atakowani przez agresywne reklamy, nie sposób wyzwolić się spod presji „mikołajek”, konieczności dokonania zakupu, obdarowania najbliższych. Mikołaj zdecydowanie powinien zastąpić pogańskiego Merkurego – bożka kupców i złodziei. Mikołaj jest dobrodziejem przemysłu, handlu, reklamy. Takich żniw w tych branżach, jakie są teraz, nie będzie przez najbliższych 12 miesięcy.
Polski święty
W polskiej tradycji Mikołaj był dostojnym, uśmiechniętym starcem z długą brodą, pastorałem i w czerwonym płaszczu, który jeździł w mroźną noc saniami i cichcem wkładał dzieciom prezenty pod poduszkę.
Ta narodowa tradycja została jednak spaczona przez zachłyśnięcie się kochaną Ameryką i wzorcami zachodnimi. I oto w polski krajobraz wdarł się jowialny grubas z ogromną nadwagą, z czerwonym nosem (nie wiadomo czy nie od whisky!), który rubasznie pogania renifery zaprzężone do sań.
A czy w Polsce widział ktoś renifery?
Współczesność
Sceptycy – a tych jest wielu – starają się na wszelkie sposoby udowodnić, że Mikołaja nie ma, choć sami, jako dzieci, znajdowali prezenty pod poduszką (w kominie, w skarpecie – do wyboru). Być może jednak wielu z nich takiej niespodzianki nie doznało, bo byli niegrzeczni i teraz się mszczą. Oto ich wywód:
Zakłada się, że we współczesnym świecie nie zostało sklasyfikowanych ok. 300 tys. stworzeń. Być może znajdują się wśród nich latające, ale na pewno żadne nie jest wielkości renifera – takiego ssaka w przyrodzie nie znaleziono i raczej się nie znajdzie.
Zakłada się, że glob zamieszkuje ok. 2 mld dzieci. W świętego Mikołaja wierzy ok. 400 mln. Zresztą święty nie ma powodów zaglądać do dzieci żydowskich, muzułmańskich, buddyjskich – dba tylko o swoje, chrześcijańskie. Zważywszy na to, że owo najważniejsze święto trwa właściwie jedną noc, z 5 na 6 grudnia, że ta noc na globie nadchodzi wraz z zachodem słońca, czas pracy świętego sceptycy wyliczają na ok. 31 godzin. Bez przerwy na jedzenie i siusiu, bez odpoczynku i czasu na dorzucenie reniferom paszy.
Wyliczono dalej, że Mikołaj musi odwiedzić blisko 830 dzieci na sekundę. W tym czasie ma wyjąć prezent z sań – oczywiście ma znaleźć ten konkretnie zamówiony, ma wysiąść z sań, wejść – podobno przez komin – włożyć prezent pod poduszkę, wyjść z mieszkania, wsiąść do sań... Ma na to wydzieloną mniej więcej jedną tysięczną sekundy.
Dalej – ci, którzy nie wierzą w Mikołaja, obliczyli, że ładunek sań wynosi blisko 400 tysięcy ton, nie licząc grubasa z wielką nadwagą – czyli świętego, a ich prędkość przekraczać by powinna 1000 km na sek. Twierdzą dalej, że najszybsza sonda kosmiczna rozwija prędkość 43,8km sek. I na podstawie tych danych twierdzą, że to wszystko jest niemożliwe i że Mikołaja nie ma.
Co niemożliwie? A prąd ktoś widział? Nie. A żarówka świeci!
Wizerunek
O obywatelstwo Mikołaja kłócą się miasta i państwa. No nic, teraz niemal wszyscyśmy w unii, więc można powiedzieć – to swój człowiek (święty). Dziś praktycznie mało kto pamięta, a nawet mało kto jest tym zainteresowany, że naprawdę pochodzi z Azji Mniejszej i jego „pierwowzór” żył w ok. 270 roku naszej ery. Podobno jego ciało w 1087 roku zostało wykradzione i wywiezione do Bari we Włoszech. I dlatego Włosi obchodzą jego święto także 5 maja. Ciekawe – przecież śniegu nie ma – jak wtedy rozwozi prezenty?
W polskiej tradycji był to dobrotliwy biskup, pochylający się nad złotymi główkami dzieci. Dziś wyglądem przypomina przerośniętego krasnala, z perkatym, czerwonym nochalem, jowialnego, by nie powiedzieć –rubasznego. Gdzieś zgubił pastorał i biskupią mitrę, a na głowie ma śmieszną czapkę z pomponem, który przypomina ogonek króliczka z Playboy’a. Ciekawe, jak taki grubas mieści się w kominie, a tak podobno ekspediuje prezenty w krajach anglosaskich i Ameryce.
Inne mikołajki
We Włoszech bardziej popularna jest wróżka, którą straszy się niegrzeczne dzieci. Jednak chodzi dopiero 6 stycznia. Niegrzecznym sypie do pończoch popiół, grzecznym daje prezenty. W Niemczech jest (a jakże!) Frau Berta. Ma olbrzymie cztery stopy i żelazny nos (brrr!). Prezenty najczęściej kładzie na parapecie. We Francji dobra wróżka rozdaje upominki w noc sylwestrową, w Szwecji robi to w swoje święto św. Łucja. W Belgii dzieci mają lepiej – obdarowane są 4 i 6 grudnia. W Rosji Dziadek Mróz z towarzyszkami Śnieżynkami roznosi prezenty w noworoczną noc.