Zaprojektował ponad 2 tysiące okładek płytowych, w tym tak słynne jak "Astigmatic” Kwintetu Krzysztofa Komedy i "The Simon and Garfunkel Collection”. Jest autorem mnóstwa wyśmienitych plakatów, między innymi do "Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego, "Opery za 3 grosze” dla Teatru Studio i "Carmen” dla Teatru Wielkiego. Jego dziełem jest czarne pudełko na papierosy John Players Special.
W czepku i z łyżeczką
- Wymyśliłem sobie kiedyś, że nie jestem na tyle zdolny, aby być malarzem, ale jestem wystarczająco bystry, by zająć się grafiką użytkową i fotografią - mówi Szaybo. - Najwięcej z tego, co osiągnąłem, zawdzięczam szczęśliwemu zrządzeniu losu. Mogę powiedzieć, że urodziłem się w czepku na głowie i ze srebrną łyżeczką w ustach.
Przyszedł na świat w 1933 roku w Poznaniu, ale rodzice niedługo przeprowadzili się do Lublina. Do 1937 roku mieszkali przy Chopina 11. - Najprzyjemniejsze chwile mojego dzieciństwa związane są z Lublinem - wspomina Szaybo. - Dziadek karmił mnie fistaszkami, a ciotka śpiewała do snu arie operowe.
Dwa lata po przeprowadzce do Warszawy wybuchła wojna. - O mały włos Niemcy zagazowaliby mnie w kanale podczas Powstania Warszawskiego. Gdy staliśmy z matką w kolejce do włazu na Bałuckiego, ona nagle zdecydowała, że chce umrzeć patrząc na słońce, a nie w błocie. Ocaleliśmy. Tych, którzy weszli, Niemcy wykończyli gazem.
Major kieruje na akademię
Major poradził Rosławowi, żeby poszedł na akademię. - Na przepustce, w mundurze, pojechałem na egzaminy do ASP w Warszawie i zdałem - śmieje się Szaybo.
Jeszcze na studiach zaczął wygrywać ze swoimi pracami prestiżowe konkursy. - To nie podobało się wielu profesorom. Ale miałem to w nosie - wspomina. - Zacząłem dobrze zarabiać, bawiłem się, dobrze się ubierałem, kupiłem od Krzysztofa Komedy lambrettę.
W 1966 roku dostał zaproszenie do Anglii od znajomego małżeństwa. - Pojechałem na dwa tygodnie do Londynu, nie myśląc wcale o emigracji - mówi. - Ale nagle tam znalazłem najlepsze miejsce pod słońcem do pracy i życia. Poznałem wspaniałą dziewczynę, pracowałem w zawodzie jako wolny strzelec.
Nieznajomość języków nie zawsze szkodzi
Agencja pracowała dla takich klientów jak Yardley, Heinz, Rank Xerox i Players. Dla ostatniej firmy Szaybo zaprojektował słynne opakowanie papierosów John Players Special: czarne ze złotymi inicjałami JPS. - To była dosyć zabawna praca za duże pieniądze, ale reklama jest dla bardzo młodych ludzi - ocenia. - Jak człowiek trochę spoważnieje, to trudno mu przez tydzień pracy nad projektem dla Heinza żyć z przekonaniem, że zielony groszek konserwowy jest największym wynalazkiem stulecia.
Pewnej nocy dostał telefon z Nowego Jorku. - Zadzwonił facet z pytaniem, czy chciałbym pracować w CBS - wspomina Szaybo. - A ja, ponieważ byłem zaspany, odpowiedziałem pytaniem na pytanie: co to jest CBS. Na to on: będziesz szefem artystycznym CBS na Wielką Brytanię. Okazało się, że telefonował do mnie z centrali sam szef tego koncernu fonograficznego.
Czas okładek
Pod koniec lat 80. postanowił odejść. - Przestało mnie to bawić, odkąd nastali tam Japończycy, a wraz z nimi ogromna biurokracja - wyjaśnia. Od dziesięciu lat Szaybo znowu bryluje w Polsce. Jako wolny strzelec robi książeczki do płyt i plakaty, zasmakował w okładkach i ilustracjach książkowych. - Trzeba mieć odwagę ciągłego zaczynania życia na nowo - radzi studentom tłumnie oblegającym jego pracownię fotografii na ASP w Warszawie.
Często jeździ do Anglii. Odwiedza córkę i pracuje przy urządzaniu domów. - Kupuję dom, urządzam i sprzedaję jako ucieleśnienie czyichś marzeń - mówi.