Tańczyliście poloneza na sedesie? Oni tak. W sklepie, autobusie i fontannie też. Jurorzy pękali ze śmiechu.
Burza mózgów
- Wymyśliliśmy to przypadkiem - wspomina Mateusz Wróblewski. - Szliśmy z koleżanką po mieście i zastanawialiśmy się nad najbardziej absurdalnymi sceneriami. I doszliśmy do wniosku, że nakręcimy film poza szkołą. Pierwsza koncepcja była taka, że po prostu przejdziemy przez miasto. Potem doszliśmy do wniosku, że będziemy kręcić zdjęcia w różnych dziwnych miejscach.
- Chodziło o to, żeby znaleźć takie miejsca, które będą jak najbardziej kontrastowały z podniosłością poloneza - wyjaśnia Agnieszka.
- Później pisaliśmy prośby o zgodę na realizację filmu. Wysłaliśmy pisma do
Centrum Handlowego Plaza, do sklepu Stokrotka, do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego - wylicza Mateusz.
Prace nad scenariuszem trwały tydzień. - Ale i tak wszystko to, co widać na filmie, wyszło już w trakcie jego kręcenia - przyznaje Maciej Mazur.
Gdzie się da
- Ktoś tam się trochę za nami oglądał - mówi Mateusz. Największe zdziwienie przechodniów budziła koleżanka, która szła za kolumną. - I liczyła raz, dwa, trzy, raz, dwa trzy. Szła z tyłu, żeby nie było jej widać - dodaje. Liczyła po to, żeby na filmie uczniowie poruszali się w takt poloneza. Na planie filmowym muzyki nie było, bo została dograna później. Dlatego ktoś musiał podawać rytm.
Kręcenie trwało kilka godzin. Na szczęście, udało się znaleźć taki termin, że maturzyści nie musieli urywać się z lekcji: w Dniu Nauczyciela.
Czyli w toalecie też
- Przecież ktoś w stroju szlacheckim też jest człowiekiem, a toaletę odwiedza każdy. Niektórym się to nie podoba, większość to śmieszy, a dla nas jest kolejnym źródłem pewnego kontrastu - mówi Agnieszka.
- Do wszystkiego trzeba mieć dystans. My nie bierzemy tego wszystkiego aż tak bardzo poważnie. Miało być śmiesznie. I jest - podkreśla Joanna Zmysłowska.
Tniemy, ślemy
Ale się udało. Film trafił do jurorów, którzy oceniali szkolne produkcje z całej Polski. - W sumie dostaliśmy ponad 60 różnych filmów - mówi Fiedczak.
- Zagarnięcie całego miasta do swojego filmu było chyba najlepszym pomysłem ze wszystkich, które zobaczyliśmy - mówi Ewa Leja, producent You Can Dance. - To jeden z nielicznych filmów, który mnie autentycznie rozśmieszył. Już po drugiej scenie umierałam ze śmiechu. Byliśmy już lekko zmęczeni oglądaniem tych wszystkich materiałów. Ten był świeży i pomysłowy. Najtrudniej jest zrobić śmieszny film. A ten właśnie taki był, i co więcej, był na temat.
Do finału mogło się załapać tylko pięć szkół. - W napięciu siedzieliśmy przed telewizorem, czekając na ogłoszenie wyników - mówi Mateusz. - A informacja była tylko na takim wąskim pasku, który dwa razy przeleciał po ekranie. Dostaliśmy się.
Pokazać się
Wcześniej TVN pokaże każdą z rywalizujących ze sobą ekip. - Szkoły, które są w finale będziemy - między 17 a 20 listopada - odwiedzać z kamerą - zapowiada Marta Fiedczak. Wyniki zostaną ogłoszone 3 grudnia podczas gali kończącej bieżącą edycję programu You Can Dance. - Duży plus za abstrakcyjne poczucie humoru - przyznaje Michał Piróg, jeden z jurorów programu. - Zabawna jest końcowa scena w toalecie.
W sukces swych podopiecznych nie wątpi Ewa Fijuth, wicedyrektor III LO. - Nasi uczniowie są aktywni i pełni pomysłów. Myślę, że wygrają.
Jak ma wyglądać wymarzona studniówka? - Konkretnych planów jeszcze nie mamy - mówi Zmysłowska.
- Jakiś pomysł jest, ale na razie nie chcielibyśmy go zdradzać - tłumaczy Mateusz. - Na razie zastanawiamy się, co zrobić, jak przyjedzie ekipa TVN.
- Wysyłając ten film widzieliśmy nie tylko studniówkę w blasku telewizyjnych reflektorów - mówi polonista, Grzegorz Lech. - To był dla nich wielki sprawdzian, który pozwolił im uwierzyć w to, że film offowy też może stać przed nimi otworem.